Serial The Keepers nie powstałby, gdyby nie dwie kobiety. Gemma Hoskins i Abbie Schaub to niegdysiejsze uczennice siostry Cathy. Od kilkudziesięciu lat poszukują odpowiedzi na pytanie, kto i dlaczego zabił dwudziestosześcioletnią zakonnicę i dwudziestoletnią Joyce Malecki. Gemma to „rasowy bulterier” – gaduła, która bez pardonu zadaje niewygodne pytania, ale potrafi też sprawić, że ludzie się przed nią otwierają. Abbie zajmuje się „węszeniem”: całe dnie spędza w archiwach, szuka tam odpowiedzi, powiązań między bohaterami tej historii i kolejnych tropów. Bazując na ich materiałach, twórcy otrzymali niemal gotową historię. Trzeba było tylko spojrzeć na nią z dystansem, którego zwykle brakuje osobom emocjonalnie związanym z ofiarami, a potem przycisnąć tych, którzy niekoniecznie chcieli kolejny raz rozmawiać z Gemmą i Abbie. Z twórcami filmu już musieli lub przynajmniej powinni. I tu dochodzimy do sedna.
Tym bardziej szokują pisemne odpowiedzi udzielone twórcom, które słyszymy w ostatnim odcinku. Dowodzą, że mimo publicznego przyznania, że „problem istniał”, i zadośćuczynienia wypłacanego ofiarom, problem pedofilii obecnej w kościele tylko pozornie został rozwiązany. Watykan swoje, a Baltimore swoje. Może to niepotrzebne szyderstwo, ale czyżby zasięg Ducha Świętego nie docierał za ocean?
Może The Keepers nie odkrywa niczego nowego. Temat jest znany, dzięki Spotlight i programom typu „Uwaga!” wiemy już wszystko i jesteśmy bezpieczni. Ale jeśli komuś się wydaje, że ten temat go nie dotyczy, to pozwólcie, że opiszę pewną historię. Kilka lat temu pisałem niewielki artykuł o księdzu rzekomo molestującym uczniów jednej ze szkół w niewielkiej miejscowości. Na szczęście dla wszystkich zarzuty się nie potwierdziły. Ksiądz wrócił do swojej parafii i zasłużenie cieszy się bardzo dobrą opinią osób, które z nim współpracują, robi wiele dobrego dla społeczności, której służy.
To, co mnie zastanowiło, to atmosfera panująca wśród parafian i mieszkańców w czasie, gdy afera wybuchła. Decyzją arcybiskupa ksiądz przebywał już na urlopie, nie mógł się wypowiadać, więc chciałem porozmawiać z jego parafianami wychodzącymi właśnie z kościoła po niedzielnej mszy. Nie spodziewałem się ich reakcji. To nie były już argumenty w stylu „jesteśmy zaskoczeni, nie wierzymy, ale mamy wątpliwości”. Nie padło ani jedno zdanie, które pozwalałoby mi przypuszczać, że ludzie chcieliby choćby dopuścić do siebie myśl, że ich dzieci, wnuki mogłyby paść ofiarą księdza-pedofila. Zamiast tego pojawiła się agresja. Jeden z mężczyzn odgrażał się pięściami, drugi spisywał tablicę rejestracyjną samochodu, którym przyjechałem. Nie dziwię się. Sam nie wiem, jakbym zareagował, gdyby tego rodzaju informacja brutalnie wkroczyła w mój bezpieczny, ułożony świat. Ale wciąż nurtuje mnie jedno pytanie. Jak zachowaliby się ci sami ludzie, gdyby zarzuty się potwierdziły?
Trudno nawet dopuścić myśl „a może moje dziecko było molestowane”, prawda? Dlatego The Keepers to jeden w ważniejszych filmów dokumentalnych, jakie w ostatnim czasie się pojawiły. Mimo wielu kampanii (pamiętacie kampanię „Zły dotyk”?), dyskusji, jakie przetoczyły się w ostatnich latach w naszym kraju, tragedii ofiar Wojciecha Kroloppa i wielu, wielu innych, temat nie został – mówiąc kolokwialnie – przerobiony.