Wbrew temu, jak serial był reklamowany, morderstwa siostry Cathy i Joyce są zaledwie tragicznym wierzchołkiem góry lodowej. Jeśli ktoś spodziewa się jednoznacznej odpowiedzi na pytanie „kto je zabił?”, może poczuć się zawiedziony. Z czasem twórcy odsłaniają przed nami mocniejsze lub słabsze poszlaki, a rozmowy z kolejnymi świadkami doprowadzają do jednego z domniemanych sprawców, Edgara Davidsona. Ten starzec, sprawiający wrażenie nieco szalonego, a przy tym bardzo zagubionego w swoim sekrecie człowieka, nadal wszystkiego się wypiera. Jak silne musiało być jego poczucie „obowiązku” wobec – nazwijmy ich umownie – mocodawców, że nawet dziś zasłania się niepamięcią lub kłamstwami wypowiadanymi niczym przyłapany na kradzieży dzieciak. Mimo wszystko wątpliwości pozostają.
Siedmioodcinkowy dokument Ryana White’a nie jest dziełem wybitnym, ale imponuje nie tyle zebranym materiałem, ile jasnym opowiedzeniem się po stronie ofiar. To one są w centrum, to ich głosy słyszymy najlepiej. Twórcy, którzy mimo wszystko dają się wypowiedzieć drugiej stronie i czynią to uczciwie, chyba sami nie spodziewali się, że stanięcie po słusznej stronie okaże się dla widzów tak łatwe.
Właśnie dlatego porównywanie tego serialu do Making a Murderer wydaje się nie do końca uzasadnione. Można go porównywać, ale raczej na zasadzie przeciwieństw. Historia Stevena Avery’ego (podobnie zresztą jak Amanda Knox) to próba budzenie w widzu wątpliwości, które powinni mieć też śledczy. The Keepers twardo staje po jednej ze stron i mówi nam, że w takich sytuacjach nie powinniśmy podawać w wątpliwość tego, co słyszymy od ofiar. Twórcy nie uniknęli kilku błędów i dłużyzn. Informacje często są powtarzane po kilka razy pod rząd, przez co na usta ciśnie się zdanie: „tak, wiem, zrozumiałem za pierwszym razem”.
Największym zarzutem pozostaje jednak potraktowanie nieco po macoszemu zabójstwa Joyce Malecki. W pierwszym odcinku otrzymujemy informację o jej zniknięciu, odnalezieniu ciała i możliwym powiązaniu ze śmiercią siostry Cathy. Potem wątek się urywa i dopiero pod koniec opowieści dowiadujemy się, że powiązanie istniało, ale sprawa została nie tyle wyciszona, ile śledczy w niemal ogóle jej nie tknęli. Może właśnie brak informacji nie pozwolił filmowcom rozwinąć tego wątku, ale i tak pozostawia on wrażenie nie tyle niedosytu, ile braku realnych prób uzyskania odpowiedzi na pytania same cisnące się na usta. Mimo wszystko nie ma to wpływu na odbiór całości.
Na szczęście serial unika też prostego antyklerykalnego wydźwięku, choć wiele z ofiar uczciwie przyznaje, że doświadczenia sprzed lat nie pozwalają im należeć do Kościoła katolickiego. Pół żartem, pół serio: jeśli polski (i nie tylko polski) episkopat szukałby filmu na wielkopostne rekolekcje, The Keepers nadawałoby się idealnie. Dla pozostałych widzów to siedem godzin bardzo dobrego, porażającego i niewygodnego kina.
korekta: Kornelia Farynowska