search
REKLAMA
Recenzje

LYNCH/OZ. Za zieloną kurtyną [RECENZJA]

Jesteśmy tym, co przeczytaliśmy i obejrzeliśmy: sumą naszych lektur filmowych i książkowych.

Janek Brzozowski

6 listopada 2023

REKLAMA

W 1939 roku premierę miały dwa kultowe amerykańskie filmy oparte na podobnym schemacie fabularnym. Bohater z małego miasteczka wyruszał w magiczną podróż, podczas której odkrywał sekret dobrego życia, kryjący się w dowartościowaniu odrzucanej codzienności. Jak głosi stare porzekadło: człowiek nigdy nie docenia tego, co ma, dopóki tego nie straci. Oba filmy poniosły – dość zaskakująco – finansową klęskę w kinach, ale po tym, jak trafiły do telewizji, błyskawicznie stały się hitami, rezerwując sobie miejsce w ramówkach najpopularniejszych stacji. Pierwszy z filmów to Czarnoksiężnik z Oz, drugi – To wspaniałe życie. Los chciał, że w wyjątkowej podświadomości Davida Lyncha na stałe zapisał się pierwszy seans dzieła Victora Fleminga, a nie Franka Capry. Wydarzenie to było brzemienne w skutkach, odbijając się – jak dowodzi Alexandre O. Philippe w swoim nowym dokumencie – na całej późniejszej twórczości autora Mulholland Drive.

Reżyser Lynch/Oz zyskuje powoli monopol na opowiadanie o wielkich filmowcach i ich dziełach. Swoją przygodę z kinem rozpoczynał od dokumentu poświęconego fenomenowi Gwiezdnych wojen, z naciskiem na ambiwalentną recepcję prequeli (Skandalista George Lucas), po drodze realizując filmy na temat Psychozy (78/52), Egzorcysty (Na wiarę. „Egzorcysta” Williama Friedkina) czy Obcego (Wspomnienia: Geneza „Obcego”). Jego dokumenty wyróżnia zawsze odważne, analityczne zacięcie. Philippe’a nie interesuje ślizganie się po powierzchni, czołobitne odklepywanie najważniejszych faktów i przypominanie klasycznych, akademickich tekstów. Woli zaryzykować, wgłębić się w temat. Najlepiej widać to chyba w filmie na temat Psychozy, czyli półtoragodzinnej analizie, dla której punktem wyjścia staje się bodaj najsłynniejsza scena z bogatej filmografii Hitchcocka – scena morderstwa Marion Crane pod prysznicem. Jeżeli w 78/52 Philippe z kinofilską brawurą udowadniał, że to Psychoza jest arcydziełem ostatecznym, matką całej kinematografii (posługując się przykładami od Sasa do Lasa, od Lśnienia i Rozmowy aż po giallo Dario Argento), tak w Lynch/Oz robi to samo ze słynnym Czarnoksiężnikiem Tym razem przez pryzmat filmografii jednego twórcy, ale ustami aż siedmiu różnych narratorów.

W Lynch/Oz usłyszymy (ale nie zobaczymy!) amerykańską krytyczkę filmową Amy Nicholson, Rodneya Aschera (Pokój 237), Johna Watersa (Różowe flamingi), Karyn Kusamę (Zabójcze ciało), Justina Bensona i Aarona Moorheada (The Endless) oraz Davida Lowery’ego (Zielony rycerz. Green Knight). Philippe rezygnuje z klasycznych „gadających głów”, wykorzystywanych wcześniej m.in. w 78/52, na rzecz większej ilości materiałów archiwalnych. Zachowuje jednak polifonię głosów, konstruując swój film na podstawie sześciu rozdziałów, a właściwie sześciu indywidualnych wideoesejów. Narratorzy otrzymują pole do popisu – każdy próbuje ugryźć filmografię Lyncha od innej strony, czasem skupiając się na analizie konkretnego filmu, a czasem meandrując pomiędzy dziesiątkami tytułów w poszukiwaniu wspólnych motywów fabularnych i estetycznych. Czarnoksiężnik z Oz odgrywa w tych poszukiwaniach rolę nadrzędną: stanowi klucz interpretacyjny, wytrych otwierający drzwi do surrealistycznej wyobraźni Davida Lyncha.

Dostać się tam to jedna sprawa. Odnaleźć właściwą, wyłożoną żółtymi cegiełkami ścieżkę – zupełnie inna. Szczęśliwie, narratorzy prowadzą nas podczas tej wyprawy za ręce. Pozwalają dostrzec porozrzucane nawiązania do filmu Fleminga w Dzikości serca, tłumaczą istnienie lynchowskich doppelgängerów i stałą obecność czerwonych kurtyn, wyjaśniają wreszcie, do kogo może odnosić się tajemnicza Judy z Twin Peaks. Ich interpretacje nie są, rzecz jasna, wiążące – lepiej potraktować je w kategoriach niezobowiązujących propozycji, a nie prawdy objawionej. Twórczość Lyncha sprawdza się równie doskonale w swoim stanie dziewiczym: jako nierozwiązywalna zagadka, labirynt bez wyjścia, rozpadający się zaraz po przebudzeniu majak senny. Rozkładanie dzieł autora Zagubionej autostrady na czynniki pierwsze to oczywiście świetna zabawa i ciekawe wyzwanie intelektualne – niechby tylko w międzyczasie nie uleciała gdzieś cała filmowa magia.

Pewnie to przykłady z nieco innej parafii, ale do dziś pamiętam swoją ambiwalentną reakcję na lekturę psychoanalitycznych interpretacji Obcego i Antychrysta – tekstów ciekawych, ale odzierających te, skądinąd piękne, filmy z tajemnicy; analizujących je według banalnego, z góry ustalonego schematu. Pamiętacie to obrzydliwe, jawnie seksistowskie powiedzonko, wedle którego klucz otwierający wszystkie zamki jest lepszy od zamka otwieranego przez wszystkie klucze? Myślę, że w przypadku najwybitniejszych tekstów kultury jest dokładnie na odwrót.  Innymi słowy, nigdy nie powinno zadowolić nas „jedyne, słuszne” odczytanie Mulholland Drive. Wielkość tej filmowej łamigłówki polega w końcu na niejednoznaczności: podatności na bardzo różne, uzależnione od kompetencji odbiorczych badacza, interpretacje. Szukajmy dalej albo nie szukajmy wcale. W przeciwnym wypadku czeka nas takie samo rozczarowanie, jakie spotkało Dorotkę po przypadkowym zdemaskowaniu potężnego czarnoksiężnika. Z tą różnicą, że nam będzie się jedynie wydawało, że kogokolwiek zdemaskowaliśmy.

Autorzy rozdziałów – i chwała im za to – pozwalają sobie również od czasu do czasu na osobiste refleksje, oderwane od analitycznego decorum. Kontakt ze sztuką staje się wówczas świadectwem spotkania – interesującego odbiorcy z interesującym dziełem. John Waters tłumaczy, jak Czarnoksiężnik z Oz zachęcił go do spróbowania LSD – urozmaicenia filmowej podróży Dorotki psychofizyczną podróżą w nowy stan świadomości. David Lowery opowiada o tym, jak w dzieciństwie katował wysłużoną kopię filmu Fleminga na VHS-ie w poszukiwaniu wisielca – ciała statysty, który rzekomo popełnił na planie Czarnoksiężnika z Oz samobójstwo. Rodney Ascher dzieli się natomiast tajemniczymi okolicznościami seansów ósmego odcinka trzeciego sezonu Twin Peaks (tak, tego w czerni i bieli). Po pierwszym seansie reżyser znalazł w salonie rozszarpane zwłoki ptaka. Po drugim – dowiedział się, że jego ojciec przegrał długą walkę z chorobą. Najbardziej mroczny odcinek serialu Lyncha i Frosta, eksplorujący temat narodzin zła, bezpowrotnie splótł się w przypadku Aschera z pojęciem śmierci.

O niepokojących przecięciach fikcji i rzeczywistości opowiadał swego czasu Krzysztof Piesiewicz, scenarzysta filmów Krzysztofa Kieślowskiego, w książkowym wywiadzie rzece z Mikołajem Jazdonem. Morderstwo taksówkarza z Krótkiego filmu o zabijaniu znalazło swoje odzwierciedlenie w brutalnym zabójstwie matki Piesiewicza (dokonanym przy użyciu tego samego narzędzia – sznura), a wada serca, na którą cierpieli bohaterowie kilku filmów Kieślowskiego – w szczegółach śmierci reżysera. Wszystko to, jak sądzę, jedynie ciąg dziwnych zbiegów okoliczności. Kolejnego seansu ósmego odcinka Twin Peaks Ascher jednak w najbliższej przyszłości nie planuje, a Piesiewicz, z zasady, przestał wykorzystywać w swoich scenariuszach personalia i historie bliskich sobie osób.

W dokumencie Philippe’a pada w pewnym momencie absolutnie kluczowe pytanie: czy David Lynch byłby takim samym artystą, a szerzej – takim samym człowiekiem, gdyby nie obejrzał w młodości Czarnoksiężnika z Oz? Jeżeli Lynch/Oz udowadnia coś w sposób dobitny i niepodważalny to to, że dzieła sztuki mają potencjał formacyjny. Jesteśmy tym, co przeczytaliśmy i obejrzeliśmy: sumą naszych lektur filmowych i książkowych. Teksty kultury, z którymi obcowaliśmy w dzieciństwie, kształtują nasze gusta i umysły – często permanentnie. Mają magiczną siłę wpływania na dalsze życie.

Gdyby Lynch zachłysnął się w młodości Tym wspaniałym życiem, doszukiwalibyśmy się dzisiaj w jego filmach (kto wie, jak dokładnie by wyglądały?) nawiązań do George’a Baily’ego, anioła Clarence’a i złowieszczego Pottersville. Dokument Philippe’a nosiłby tytuł Lynch/Capra i zawierałby, jak przypuszczam, zupełnie inny zestaw narratorów – największych entuzjastów bożonarodzeniowego klasyka. Żarty na bok: pamiętać należy, iż film Fleminga jest tylko jednym z niezliczonych kontekstów interpretacyjnych dla twórczości Lyncha. Szalenie istotnym, ale nie jedynym. Miejmy to na uwadze podczas kolejnych seansów Głowy do wycierania, Człowieka słonia czy Zagubionej autostrady. Bądźmy czujni i otwarci, a przede wszystkim nigdy nie udawajmy, że zdemaskowaliśmy człowieka zza zielonej kurtyny. Z filmami Davida Lyncha jest bowiem trochę tak jak ze słynnym Red Roomem z Twin Peaks: za każdą kurtyną kryje się zawsze kolejna kurtyna.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA