search
REKLAMA
Recenzje

KASKADER. Ryan Gosling Show [RECENZJA]

Tam, gdzie napisana na kolanie intryga nie domaga, tam fabułę za łeb ciągną aktorzy – a zwłaszcza jeden z nich.

Janek Brzozowski

2 maja 2024

REKLAMA

Zanim został reżyserem, David Leitch przez blisko dwadzieścia lat zajmował się na poważnie kaskaderką. Dublował Brada Pitta w Podziemnym kręgu, zbierał cęgi za Matta Damona w Ultimatum Bourne’a, udawał Jean-Claude’a Van Damme’a w Zakonie. Jego ambicje były jednak większe – powoli więc piął się po hollywoodzkiej drabinie, najpierw pracując jako koordynator kaskaderów, a potem jako drugi reżyser. Przełomem w karierze Amerykanina okazał się drobny, bo kosztujący niecałe 30 milionów, film o mordercy na zlecenie mszczącym się na bandziorach za kradzież samochodu i zabójstwo psa – chodzi oczywiście o pierwszego Johna Wicka, którego Leitch wyreżyserował razem ze swoim kolegą po kasku Chadem Stahelskim. Od tamtego czasu minęło równo 10 lat. Podobnie jak Stahelski, Leitch jest dziś uznanym reżyserem kina akcji. Współpracuje z największymi markami – ma na koncie m.in. sequel Deadpoola i spin-off Szybkich i wściekłych. Podobne współprace pozwalają mu zarobić na nieco bardziej osobiste projekty: takie jak Kaskader.

Wbrew pozorom Kaskader nie jest jednak opowieścią autobiograficzną – choć jestem przekonany, że Leitch nasycił fabułę namiastką własnych doświadczeń. Głównym bohaterem jest niejaki Colt Seavers (Ryan Gosling). Poczciwy profesjonalista, dublujący regularnie jedną z największych gwiazd filmów akcji – Toma Rydera (Aaron Taylor-Johnson). Gdy podziwiamy imponującego, otwierającego mastershota, wszystko w życiu Colta układa się znakomicie. Romans z operatorką Jody (Emily Blunt) kwitnie, wykonywana od lat praca wciąż dostarcza mu satysfakcji, a na horyzoncie majaczą wakacje we dwoje na plaży. I wtedy, oczywiście, zdarza się wypadek – brzemienny w skutkach. Colt zaszywa się z jego powodu na odludziu i rezygnuje z pracy kaskadera. Na powrót decyduje się dopiero wtedy, kiedy debiut reżyserski Jody znajduje się w niebezpieczeństwie.

Kaskader to jednocześnie ostra satyra i – popularny ostatnimi czasy – love letter to cinema. Obiektem satyry są chciwi producenci i narcystyczni gwiazdorzy, adresatami listu miłosnego zaś – kaskaderzy. Choć Leitch przedstawia swój zawód z autentyczną czułością, nie brak tu również paru gorzkich przemyśleń. Najważniejsze z nich dotyczy charakterystycznej dla kaskaderki anonimowości. Nie znamy nazwisk ludzi, którzy narażają zdrowie i życie w najbardziej efektownych scenach naszych ulubionych filmów. Często nie znamy nawet ich twarzy, bo te albo pozostają niewidoczne, albo zastępowane są w postprodukcji wygenerowanymi facjatami aktorów. „Jesteś tylko kaskaderem” – słyszy wielokrotnie główny bohater i brzmi to prawie jak obelga. Leitch obraca to zdanie do góry nogami: pokazuje w swoim filmie szlachetny, a może nawet i heroiczny wymiar zawodu, który niegdyś wykonywał. Dobry kaskader jest według niego kimś, kto potrafi schować dumę do kieszeni i po raz dwudziesty czwarty dać się podpalić albo wyrzucić na ścianę. Bez słowa sprzeciwu, ale z obowiązkowym kciukiem w górę. Nawet pomimo bólu, który zwiększa się z każdym dublem.

To wszystko kryje się jednak pod powierzchnią Kaskadera. Na powierzchni znajduje się natomiast, jak określa to jedna z bohaterek, „seksowny bekon”. Liczne nawiązania intertekstualne, inkrustujące plan fikcyjnej superprodukcji, będącej skrzyżowaniem Mad Maxa oraz Diuny. DJ Khaled, Phil Collins i Taylor Swift na soundtracku. Odlotowe sceny akcji sprzężone z konwencją komedii romantycznej – tak jak w Wybuchowej parze albo Panu i pani Smith (przy drugim z tych filmów Leitch pracował zresztą jako dubler Pitta). Tam, gdzie napisana na kolanie intryga nie domaga, tam fabułę za łeb ciągną aktorzy – a zwłaszcza jeden z nich. Zgadliście: Kaskader to właściwie Ryan Gosling Show. Kanadyjczyk znajduje się obecnie w szczytowej formie, bo nareszcie zaczęto regularnie wykorzystywać jego potencjał komediowy – odkryty w Miłości Larsa, rozwinięty w Kocha, lubi, szanuje, a doprowadzony do perfekcji w Nice Guys. Równych gościach i Barbie. Kaskader okaże się prawdziwą gratką zwłaszcza dla wszystkich fanów Kena: nie znając kontekstu, można by pomyśleć, że oto spin-off filmu Gerwig, w którym postać Goslinga zamieszkała w prawdziwym świecie, poświęciła się karierze w branży filmowej, a na koniec zakochała się w potomkini państwa Oppenheimerów.

Pamiętam, że kilka miesięcy temu rozmyślałem, jakie kategorie chciałbym jeszcze zobaczyć na Oscarach. Katalizator tych przemyśleń był prosty i dość oczywisty: Akademia właśnie zdecydowała się na uwzględnienie nagrody dla najlepszego reżysera bądź reżyserki castingu. Bardzo fajnie, ale kogo jeszcze brakuje? W pierwszej kolejności pomyślałem o aktorach dubbingowych i epizodycznych. Chwilę później o kaskaderach (może Tom Cruise doczekałby się wówczas statuetki?). David Leitch najwyraźniej się ze mną zgadza, bo kwestia Oscarów zostaje w jego filmie poruszona. Gdyby taka nagroda rzeczywiście zaistniała, to mocnym pretendentem do jej zdobycia byłby w przyszłym roku Logan Holladay, dublujący Goslinga w Kaskaderze. Podczas napisów końcowych Leitch prezentuje nam jego wyczyny – w tym ten najbardziej imponujący, zakończony pobiciem rekordu Guinnessa w liczbie beczek, wykonanych przez samochód podczas kręcenia sceny wypadku. Oprawiony w ramkę certyfikat Holladay otrzymał tuż przed specjalnym, premierowym pokazem Kaskadera – prosto z rąk Ryana Goslinga.

Śmierć, a może raczej ciągłe zagrożenie śmiercią wpisane jest w żywot kaskadera permanentnie. Wiedział o tym Buster Keaton, wie o tym Tom Cruise. Leitch również zdaje sobie z tego sprawę – być może mocniej niż ktokolwiek inny. To na planie jego filmu doszło bowiem w 2017 roku do wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Joi Harris, kaskaderka dublująca Zazzie Beetz w Deadpoolu 2, spadła z motocyklu podczas kręcenia sceny pościgu. Zginęła na miejscu. Kaskader dedykowany jest właśnie takim osobom jak ona: profesjonalistom, których praca – choć obarczona niewyobrażalnym wręcz ryzykiem – wciąż pozostaje niewystarczająco doceniona.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA