HARRY POTTER I CZARA OGNIA. Płasko i bez wyrazu
Harry Potter jest bajką, to prawda. Ale jednak bajką nie tak znowu jednoznaczną. Zafascynowany wizjami zionącego ogniem smoka Newell epatuje nas komputerowymi zabiegami, mało troszcząc się o ładunek emocjonalny i przesłanie tej opowieści. Pomija wszystko to, co w “Czarze Ognia” jest kluczowe – nawet wtedy, gdy ma świetną okazję to uczynić. Na przykład cały wątek z szatą wyjściową Rona to znakomita okazja, by podkreślić, jak bardzo Ron przeżywa ubóstwo swojej rodziny. Tymczasem scena ma wymiar jedynie komediowy. Jedna z najważniejszych scen całej historii – scena w sądzie – jest ograniczona do kilku minut. Tymczasem to właśnie tam powinien rozgrywać się największy dramat – dramat rodziny Crouchów, który pokazuje, co i w jaki sposób może człowieka zepchnąć w mrok. Sama postać Barty’ego Croucha seniora jest ni w pięć, ni w dziesięć. Pojawiają się jakieś oderwane, niezrozumiałe sceny, których sens dla kogoś nieobeznanego z książką będzie nie do uchwycenia. Nie ma wątku skrzatów domowych, więc nie ma również interesującej kwestii działalności Hermiony na froncie ich wyzwolenia. Cedric Diggory prezentuje cechy wręcz przeciwne do tych, które powinien – upojony swoją popularnością, przemądrzały, odbiega kompletnie od wizji spokojnego, mądrego, skromnego chłopca, który, uwaga, uosabia ideały przyświecające jego domowi w Hogwarcie, domowi Hufflepuffu. Po to w poprzednich ekranizacjach mieliśmy pieśni Tiary Przydziału, która selekcjonuje adeptów wedle ich cech i przydziela ich według tego klucza do właściwych domów, by teraz odkryć, że Diggory w ogóle tych cech nie ma? Co tak zdenerwowało Neville’a na lekcji obrony przed czarną magią? Harry niby w końcu trafia na okazję, by się tego domyślić, ale w ogóle go to nie obchodzi. Nie takiego Harry’ego znam. Neville jest jego przyjacielem. A dom Gryffindoru ceni sobie przyjaźń nade wszystko. Rozwijanie cech właściwych domom to jedno z podstawowych przesłań książki. Nie do pojęcia jest dla mnie zasadność wprowadzenia ewidentnie nasyconej erotyzmem sceny z udziałem Harry’ego i Jęczącej Marty. Na litość Zeusa, patrzymy przecież na czternastolatka.
Podobne wpisy
I można tak mnożyć i mnożyć. Nie chodzi o to, że film nie jest wierną ekranizacją. Nie sposób zmieścić w trwającym niecałe trzy godziny filmie treści ponad siedmiusetstronicowej książki. Jednak ważne jest, na co kładzie się nacisk. Ważne, jaki cel ma kręcenie takiej ekranizacji. Czy naprawdę jedynie stworzenie w komputerze jak najbardziej widowiskowego smoka? Ponadto całość sprawia wrażenie niesamowicie wręcz niespójne. Sceny zawieszone w próżni wyglądają, jakby oryginalnie były wyjaśnione przez materiał, który potem odpadł przy montażu. A skoro odpadł, to po prostu pozostają niewyjaśnione. Więc w jakim celu zostały umieszczone? Film jest płaski, nie ma wyrazu. Najbardziej dramatyczna z dotychczasowych części, najbardziej mroczna, najbardziej jak dotąd wyrazista – pozostaje jedynie sekwencją efektów. Nic nie wnosi. Niczego nie przekazuje. Niczego nie uczy. Owszem, bywa przyjemna dla oka, szczególnie podobał mi się Mroczny Znak, Krum na miotle, jak również sceny w labiryncie, ale to bardzo mało, zdecydowanie za mało. Postaci są jednowymiarowe, ich relacje – średnio pasjonujące. Co prawda Daniel Radcliffe wreszcie odrobinkę poprawił się aktorsko, ale i tak kiepsko wypada na tle świetnych bliźniaków Weasley, granych przez Olivera i Jamesa Phelpsów. Bardzo dobry Brendan Gleeson jako Szalonooki Moody i demoniczny Ralph Fiennes, którego widzimy dopiero na koniec – niestety ogromnie tracą z winy dubbingujących ich polskich aktorów. Po doświadczeniach z kolejnymi ekranizacjami utwierdzam się tylko w przekonaniu, że Harry Potter pozostanie dla mnie wartościowy jedynie w wersji książkowej. Ponieważ w filmach wartości jako takie nie są za bardzo dostrzegalne. Żadna wizualna doskonałość tego nie wynagrodzi. A niestety, jeżeli chodzi o wyzucie treści z emocji, z tego, co naprawdę cenne i istotne w serii o Harrym Potterze – film Newella plasuje się w ścisłej czołówce wszystkich dotychczasowych ekranizacji książki Rowling.
Tekst z archiwum film.org.pl (21.11.2005).