DYKTATOR (1940). „Bruneci są gorsi od Żydów”

W ogóle Chaplin, przystępując we wrześniu 1939 roku do kręcenia Dyktatora, wykazał się wielką mądrością i zdolnością przewidywania wydarzeń historycznych. Na arenie międzynarodowej Hitler ukrywał, jak długo mógł, stosunek do Żydów – chodziło przecież o wielkie pieniądze, które mieli, oraz ich koneksje z bogatymi środowiskami żydowskimi w USA. Himmler stawał na głowie, żeby raz na zawsze pozbyć się żydowskiej nacji, uzyskując jednocześnie od niej jak najwięcej środków finansowych, a przy tym jeszcze w II połowie lat 30. liczył się z opinią społeczności międzynarodowej. Poza tym ostateczny pomysł rozwiązania kwestii żydowskiej pojawił się chronologicznie po premierze Dyktatora. Wcześniej sami naziści nie za bardzo wiedzieli, co z Żydami zrobić. Jak już dzisiaj wiemy, sytuacja zmieniła się po Konferencji w Wannsee w 1942 r., a niektóre decyzje zaplanowano już wcześniej. W Wannsee tylko nadano im formalny kształt. O tych planach Chaplin tym bardziej nie mógł nic wiedzieć. Wykazał się jednak trzeźwą oceną sytuacji. Od ustaw norymberskich w 1935 przecież łatwo się było domyślić, co Hitler ostatecznie zgotuje wszystkim niearyjskim mieszkańcom III Rzeszy. Mówili o tym coraz głośniej uciekinierzy z Niemiec. W stosunku do Żydów potwierdziła to tzw. Noc Kryształowa w 1938 roku. A pojęcia getta, obozu pracy czy obozu koncentracyjnego Amerykanie znali ze swojego poletka. Hitler nowatorski pod tym względem nie był.
Podobne wpisy
Główny bohater Dyktatora ma dwie osobowości albo jest dwóch bohaterów – żydowski fryzjer oraz Adenoid Hynkel. Tak można patrzeć na Chaplina, dwojako. Wiem jako widz, że ich jest dwóch, a scenariusz jest tak napisany, że w końcu, na małą chwilę ostatniej przemowy, ten zły zostanie zastąpiony dobrym. Nie wiadomo, co się stało dalej, czy żołnierze go posłuchali i zrezygnowali z podboju Austerii? Co zrobił sam Hynkel, kiedy się o tym dowiedział? Czy zrozumiał, że w końcu i tak przegra? Mam wrażenie, że Chaplin opowiedział mi historię jednego człowieka par excellence, którego natura, mimo że z urodzenia niepoukładana i skłonna do dobra, to w odpowiednich warunkach będzie potrafiła dokonać niewyobrażalnego zła, jeśli życie nie pozwoli jej stać się kimś. Żydowski fryzjer przecież podobnie jak Hitler walczył na froncie I wojny światowej, a później w nowym społeczeństwie nic nie znaczył, dopóki sobie tego miejsca nie zechciał tragikomicznie wywalczyć.
Dla fryzjera ucieczką od powojennej rzeczywistości była amnezja. Dla Hitlera ucieczką od malarskiego niespełnienia i wszelkich innych niepowodzeń na życiowym polu (służba wojskowa, niepełne wykształcenie) okazała się nienawiść do tych, którzy potrafili być zaradniejsi i generalnie lepsi. Nienawiść do Żydów (i innych niearyjskich ras) była pewnego rodzaju kompensacją i usilną ochroną pozycji w grupie, która Hitlera zaadoptowała takim, jakim był, czyli słabym, lecz z niemal nadludzką motywacją, by to zmienić w myśl zasady, że za każdym panicznym strachem egzystencjalnym kryje się ktoś, kim się chce być. Hitler go pokonał, a przy tym wywołał wojnę na całym świecie. Jak silną musiał mieć osobowość i motywację? Aryjczyka przecież nie przypominał, tym bardziej Himmler z tym swoim cofniętym podbródkiem oraz jak na ironię Goebbels z odstającymi uszami i zdeformowaną nogą – bynajmniej więc nie chodzi mi o kolor włosów tych architektów nazistowskiego reżimu. Jak jednak celnie stwierdza w filmie Chaplin jako Hynkel – Bruneci są gorsi od Żydów. Podkreśla tymi słowami całą ideologiczną paranoję, w jaką popadli naziści i która ma niewiele wspólnego z faktami naukowymi (eugenika). Mało tego, wydaje się, że Hynkel jest tego świadomy, kiedy mówi – Świat blondynów pod dyktatem bruneta, a wtóruje mu stojący nieco z tyłu, niemal jak diabeł, Garbitsch (Henry Daniell), udający propagandzistę Goebbelsa.