DO WIDZENIA, DO JUTRA. Deszcz, który zasłonił naszą miłość

W tej roli Teresa Tuszyńska, której biografia wykazuje wiele podobieństw do życia filmowej córki konsula. A przynajmniej ten początkowy okres dorosłego życia aktorki, kiedy jeszcze nie wciągnął jej alkohol, ale już zatraciła się we frywolnym buncie, młodzieńczym kapryszeniu i podporządkowywaniu sobie mężczyzn dla własnych celów, głównie żeby na chwilę zyskać pozycję. Tuszyńska pozowała na niezależną, lecz jej pęd do bycia czyjąś żoną – połączony z małą chęcią do samodzielnej pracy, nieodpowiedzialnością i nałogiem – był typowo drobnomieszczański. To zrozumiałe, bo w latach 60. niezależność kobiet raczkowała, ale Tuszyńska jednocześnie chciała być zbuntowana i żyć gdzieś, na wpół utrzymując kontakt z otoczeniem. W tej wewnętrznej sprzeczności wkrótce miała się zagubić. Czy zagubiła się też Margueritte? Odpowiedzi na to pytanie Morgenstern już nie daje. Jacek z pewnością zagubił się w swojej lalkarskiej samotni, chociaż miał szansę z niej wyjść.
Podobne wpisy
Widać to zwłaszcza w ostatniej scenie filmu, kiedy po zakończonej płaczliwej opowieści ściska lalkę i mówi: „Zaraz zrobimy próbę i zacznie się teatr, teatr”. Wtedy niepostrzeżenie do pokoju wchodzi Joanna (Grażyna Muszyńska). Jacek momentalnie się zmienia. Wstępuje w niego szalona jak na jego wycofanie radość. Odgrywa z Joanną scenkę o dwojgu ludzi, których dzieli niewidzialna bariera i nawet nie mogą się pocałować. Muszą żyć osobno mimo że się kochają – a przynajmniej mogliby, gdyby nie cały świat. Próbę przerywa wejście Jurka (Jacek Fedorowicz), nieco fajtłapowatego i niedomyślnego absztyfikanta Joanny. Wtedy Jacek znów smutnieje, a Joanna jeszcze bardziej, bo przecież przez cały film wiadomo, że to ona chciałaby być na miejscu Margueritte i nie zmarnowałaby tej szansy. Jacek jednak woli dość obcesowo wygonić ją w objęcia Jurka. Wie, co będzie dalej. Wróci do swojej posłusznej lalki. Zostanie sam w ciemności z papierosem w ustach.
Do widzenia, do jutra to iluzorycznie prosta historia spotkania kobiety i mężczyzny. Można ją streścić w kilku zdaniach. Spotykają się przypadkiem. On, starszy, wchodzi w relację szybciej; ona, młodsza, bardziej nastawiona jest na zabawę, doświadczanie chwili. Dzieli ich status społeczny, styl życia, a jednak łączy uczucie niedosytu. Każde z nich odczuwa go na swój własny sposób oraz inaczej też zaspokaja. On stara się tworzyć swoją własną planetę w teatrze coraz dalej od realnych ludzi. Ona jeździ po świecie i żyje chwilą, kolekcjonuje radości, jakby były eksponatami w muzeum, przez co oddala się od głębszych relacji z mężczyznami, mimo że ich potrzebuje. Jej młodość i niewykształcona jeszcze chuć tego oczekują. Jacka to podnieca, chociaż nie umie on konkretnie nazwać swojego stosunku do Margueritte. Chce być dla niej kimś pomiędzy nauczycielem i kochankiem, a najlepiej wzorem, dopełnieniem, naiwnym władcą, który czuje się kochany (za wszelką cenę). Mówi symbolami, półsłówkami, hiperbolami. Na dłuższą metę dla osiemnastoletniej dziewczyny jest zwykłym nudziarzem. No i finalnie on zostaje, skrzywdzony, samotny, a ona płynie dalej w świat. Nic między nimi się nie rozwinęło, bo ona uciekła. Tak, to prosta historia, opowiedziana przez scenarzystów i Morgensterna cholernie filozoficznie i nietuzinkowo. Banalna w powtarzalnych faktach. Genialna w ich opisie i interpretacji.