Cyrk dzisiaj nie poleci, czyli czym NIE JEST komedio-horror (?) STAN NIEBŁOGOSŁAWIONY

Uwaga! Tekst zdradza szczegóły fabuły filmu!
Dziś w bardzo subiektywny sposób postaram się wyjaśnić dlaczego czarna komedia Stan niebłogosławiony w reżyserii Alice Lowe zupełnie nie spełnia moich oczekiwań.
To nie jest komedia! To nie jest Monty Python!
Nie mam pojęcia czym kierowała się Alice Lowe uznając swój film za czarną komedię. Być może to z moim poczuciem humoru jest coś nie tak (chociaż czarnych komedii sporo w swym życiu obejrzałam i owszem bawiły mnie) być może będącej w ciąży podczas kręcenia Stanu niebłogosławionego Lowe hormony działały nieco inaczej i stąd jej niezrozumiały dla mnie, odbiór tego co zabawne, co nie. Ciężko ocenić. Stwierdzić mogę natomiast z całą pewnością, iż podczas seansu byłam przekonana, że oglądam horror psychologiczny. Dramat ciężarnej kobiety, która zostaje zostawiona sama sobie po tragicznej śmierci męża na skutek czego dochodzi do pomieszania zmysłów, typowych zaburzeń psychicznych, których są omamy słuchowe. Ruth (w tej roli sama reżyserka) zaczyna prowadzić dialogi ze swoim nienarodzonym dzieckiem. Tak, dialogi ponieważ płód jej odpowiada (Tu muszę konieczne nadmienić, że mówi on głosem łudząco podobnym do głosu Yolandi Visser wokalistki Die Antwoord. ) Wróćmy jednak do tego, dlaczego uznałam ten film za horror psychologiczny. Ponieważ oprócz omamów słuchowych, mamy tu jeszcze do czynienia z relacją między Ruth, a prowadzącą jej ciąże lekarką (Jo Hartley) Podczas spotkań Ruth niejednokrotnie niemal wprost mówi o swoich obawach, niepokoju, poczuciu stłamszenia. Rozmowy między nimi są pewnego rodzaju grą słowną:
- Lekarka: „Podczas cięży nie będziesz już mieć kontroli nad swoim ciałem”
- Ruth: „Już nie mam.”
Lekarka: ”Dziecko utrudnia ci nacjonalne myślenie.
Ruth: ”Mam wrażenie, że ona już mną rządzi.”
Ruth niemal wprost mówi o tym, że płód z nią rozmawia, że wzbudza w niej strach. Ale do lekarki te skargi nie docierają. Skargi osób dotkniętych zaburzeniami psychicznymi, omamy wzrokowe czy słuchowe, które są bagatelizowane przez rodzinę czy znajomych, to coś z czym w horrorach spotykamy się nagminnie. Tak jak to, że takie osoby są pozostawione samym sobie. Nie tylko lekarka nie jest odpowiednim powiernikiem problemów Ruth. Kobieta zostaje też pobłażliwie potraktowania podczas przesłuchania o prace, nie wspominając o sytuacji jej jedno-nocnego romansu z DJem (Tom Davis), do którego to powrócę później. Oczywiście nie zapędzajmy się za bardzo. Bo chociaż może i jest potencjał, to z pewnością daleko ogromnie temu filmowi do nasuwającego się tu automatycznie na myśl dzieła Dziecko Rosemary Romana Polańskiego.
Uznajmy jednak na moment umownie, że mylnie uznaję ten film za horror psychologiczny, że to jeszcze inny gatunek filmowy. Być może. Co jednak nadal nie zmienia faktu, iż nie jest to komedia. Bardziej od tej „komedii„ bawią mnie porównania z jakimi się spotykam. Porównania do skeczy Monty Pytona. Doprawdy? No cóż. Tak, skecze Monty Pythona łączyły ze sobą w groteskowy sposób sceny brutalne i zabawne, ale tam mieliśmy też do czynienia ze skrajną satyrą i przerysowaniem. W Stanie niebłogosławionym jest scena, w której Ruth udaje się na dyskotekę. Dziecięcy piskliwy głosik w jej głowie (czy może w macicy) krytycznie ocenia ludzi z otoczenia i pomaga kobiecie wybrać przyszłą ofiarę. Wybór pada na Dj-a. Ruth nie owija w bawełnę i bardzo szybko lądują u niego w domu. Ale zamiast szybkiego i łatwego sexu, na który liczył mężczyzna, ona zaczyna prawić mu kazania o dzieciach. O tym jaki z niego egoista, bo zamiast ustatkowania woli się wyszaleć. Mężczyzna nie wzruszony marudzeniem Ruth zaczyna się do niej dobierać, ale te jakże romantyczne chwile przerywa pojawiająca się znikąd starsza pani (Leila Hofmann)- matka DJa. Mężczyzna odprowadza ją do sypialni, wraca do przerwanej przyjemności i zostaje zmasakrowany. Powiem wprost: Ruth odcina mu to, co dla niego najcenniejsze. Starsza pani ponownie wychodzi z sypialni, ale że ma demencje to wykrwawiający się na podłodze syn, nie wzbudza jej zainteresowania. Czy przywodzi mi to na myśl skecze Monthy Pythona? Nie i jeszcze raz nie. Przykładem połączenia komizmu i brutalności jest chociażby skecz „Samoobrona”, w którym nauczyciel samoobrony zabija na trzy rożne sposoby kursantów atakujących go malinami. I to właśnie typowy brytyjski humor. A nie kobieta z problemami psychicznymi, która na rozkaz głosu z macicy masakruje swojego kochanka nie zważając na obecności starszej, schorowanej kobiety.
Ale to już było….
Dziecko mówiące z brzucha matki wymyśliła już mniej więcej 20 lat temu Amy Heckerling w kinowym hicie I kto to mówi. Filmów o zaburzeniach też jest na pęczki. Alice Lowe powiela temat, który znany jest widzom od dawna. Temat zaburzenia osobowości. Bo nie jest tu żadną tajemnicą, że głosik dziecka to zaburzona wyobraźnia Ruth i nic poza nią, i ci którzy liczyli na spotkanie z zabójczym płodem będą zawiedzeni. Muszę tu jeszcze wtrącić, że bardzo zdumiewa mnie fakt porównania tego filmu z działem Gaspara Noe Sam przeciw wszystkim Ciężko to nawet sensownie skomentować. Powróćmy jednak do filmu. Psychika Ruth, która najwyraźniej nie poradziła sobie z ciężarem żałoby po nagłej stracie ukochanego i nie radzi sobie ze zmianami hormonalnymi wynikającymi z ciąży, tworzy jednak dosyć ciekawą postać posępnego, przepełnionego nienawiścią płodu, który sam o sobie mówi „Mam w sobie gorycz”. Ruth jest mu całkowicie poddana. Cierpliwie wysłuchuje wszystkich słów krytyki, kierowanych zarówno do mężczyzn jak i kobiet, wierzy swojemu „dziecku” w to, że mili ludzie są tak nieliczni jak jednorożce. Nie cofa się przed mordowaniem, szczególnie, że nienarodzony potomek wciąż z żalem przypomina o wypadku w górach i o tym jak z premedytacją źli ludzie wykończyli mu ojca.
Ruth jest wyraźnie zagubiona i nie do końca pewna słuszności swych czynów. Z jednej strony bez problemu zabija DJ-a czy kobietę, która prowadzi rozmowę kwalifikacyjną. Ale morderstwa nie zawsze przychodzą jej łatwo. Przy niektórych pojawiają się wyrzuty sumienia. Nie trudno też zauważyć, że popełnia wiele błędów, a jednym z nich jest chociażby zostawianie wszędzie śladów palców. I szczerze powiedziawszy ciężko mi ocenić czy to brak wyobraźni bohaterki, czy może scenarzystka, nie przejęła się zbytnio faktem, że widzowie jednak używają mózgu i zauważa liczne nieścisłości.
Ruth z jednej strony boi się dziecka, uskarża na to ze nie jest w stanie normalnie funkcjonować, wpada w szał kiedy nie może zagłuszyć jego głosu, z drugiej do wściekłości doprowadzają ją wszyscy ludzie pozbawieni rodzicielskiego instynktu. Przeraża ją także fakt, że opieka społeczna mogłaby zabrać jej dziecko.
Ciekawe kadry to nie wszystko
I nie tylko kadry. Broni się również muzyka, której autorem jest Pablo Clemens. Ciekawym zabiegiem są wszelkiego rodzaju przebitki, mieszające się ze sobą obrazy. Pomagają one wniknąć w umysł głównej bohaterki. Ale po kolei.
Pomimo wszystkich wad, których nie sposób przemilczeć, nie ukrywam, że zachwyciła mnie harmonia kadrów. Zastosowany tu przemyślany i spójny plan ogólny, charakteryzujący się centralnym położeniem postaci otoczonej równoległymi liniami, znakomicie wręcz kontrastuje z szybko zmieniającymi się ujęciami, w których do czynienia mamy ze zbliżeniem czy nawet detalem. Kadry, w których kamera wędruję płynnie za bohaterką znajdująca się w centralnym położeniu kolejnego korytarza współgrają ze zbliżeniami oczy i ust. A estetyczne obrazy przedstawiające chłód i zharmonizowanie biura, w którym odbywa się rozmowa kwalifikacyjną po pierwsze są świetnym tłem dla mało profesjonalnego morderstwa, po drugie doskonale kontrastują chociażby zbliżeniami, w których mamy okazje oglądać wijące się robaki czy też detalicznym pokazaniem płynącej w żyłach krwi.
Jedna z rozmów Ruth z nienarodzonym dzieckiem pokazana jest z perspektywy ciążowego brzucha kobiety. To on znajduje się na pierwszym planie.
Najciekawsze jest natomiast przedstawienie stanu psychicznego Ruth za pomocą zmieniających się w zastraszającym tempie, obrazów. Mieszanka ta stanowi zbiór wspomnień, głosów i obrazów z różnych sytuacji zarówno codziennych jak i mrocznych. Wykorzystane zostają także fragmenty filmu Crime Without Passion z 1934 roku, który Ruth oglądała. Jej twarz zestawiana jest z twarzą bohaterki tego filmu, co dodaje ekspresyjności i podkreśla jej szaleństwo.
Całość sprawia, że widz próbuje doszukiwać się w tym filmie jakiegoś potencjału. Niestety ta droga prowadzi donikąd. Alice Lowe jako scenarzystka i reżyserka niestety geniuszem nie jest, a dwa tygodnie, które poświeciła na napisanie scenariusza, najwidoczniej były czasem zbyt, krótkim. A może (a raczej na pewno) zabrakło talentu.
Czy warto tracić czas? Zależy. Czarnej komedii w tym filmie mało. Monthy pythonowski humor? Jak dla mnie nie ma go wcale. Zatem jak dla mnie – nie warto. Z drugiej strony zawsze lepiej wyrobić sobie swoje własne zdanie.