NAJLEPSZE FILMY POSTAPOKALIPTYCZNE! Ranking czytelników
20. „Ciche miejsce”
Świat, w którym śmiertelnym niebezpieczeństwem stają się dźwięki, to rzeczywistość, w której żadne z nas nie chciałoby żyć – tymczasem rodzina tworzona przez Johna Krasinskiego i Emily Blunt (parę także w prawdziwym życiu) oraz ich dzieci musi przestrzegać niezwykle restrykcyjnej, milczącej rutyny, byle tylko udało im się przeżyć. Sporo tu dramaturgii, ale też pomysłowości, z której ponoć garściami czerpią ostatnie produkcje Netfliksa (np. Cisza), choć Ciche miejsce to też wizja postapokaliptycznej przyszłości, w której bezgłośnie odbyć się mogą nawet… narodziny dziecka. [Dawid Myśliwiec]
19. „Zombieland”
Zombieland to inteligentny, zabawny i pędzący niczym rollercoaster survivalowy poradnik dla początkujących. Apokalipsę umarlaków oglądamy bowiem z perspektywy nieco fajtłapowatego i trochę tchórzliwego Columbusa (Jesse Eisenberg), który całkiem dobrze radzi sobie w brutalnym i zdominowanym przez żywe trupy świecie. Kilkakrotnie nawet miał szansę na wyróżnienie Zombie Kill of the Week za najbardziej efektowne rozwalenie nieumarłego, ale zawsze na drodze stawali mu jacyś twardziele pokroju Tallahasseego (Woody Harrelson) lub sprytne babunie wykorzystujące do mordowania żywych trupów nawet fortepiany. [Przemysław Mudlaff]
18. „Pojutrze”
Niespecjalnie przepadam za kinem katastroficznym, zwłaszcza gdy w rolę głównej ofiary wcielają się Stany Zjednoczone. W przypadku Pojutrza również trochę tak jest, lecz akurat do tego filmu mam ogromny sentyment i zawsze go bronię. Może dlatego, że jak na apokaliptyczną superprodukcję, zadziwiająco mało w nim patosu, którym na przykład 2012 tego samego reżysera nadziany jest jak swojski kurczak wątróbką. Pojutrze ma świetnie rozplanowany suspens i nastrojową muzykę. Postaci nie zajmują się cytowaniem formułek do narodu, ale walczą o przetrwanie w nietypowych warunkach (jak statek z wilkami na pokładzie, który wpływa do centrum miasta). Oczywiście, pojawia się prezydent. Rzuca kilka podniosłych słów, lecz nie dominuje nad główną linią fabularną. Cała opowieść zmierza do nieuniknionego finału, nie bez trupów, co warto zaznaczyć. Giną niewinni ludzie. Zlodowacenie nie oszczędzi nikogo, a Emmerich potrafił ukazać śmierć na mrozie zadziwiająco sugestywnie i niekiedy obojętnie. Za ten dystans do tragedii i budowanie napięcia ogromnie cenię Pojutrze. [Odys Korczyński, fragment zestawienia]
17. „Planeta Małp”
Umieszczenie tego tytułu w plebiscycie filmów postapo, podobnie jak kadr ze Statuą Wolności, mogą stanowić spoiler, bo główna oś fabuły trzyma się idei podróży na obcą planetę. Oglądając film ponownie, można jednak zauważyć, że ukrytych jest tu wiele wskazówek zapowiadających finałowy plot twist. Poza tym siłą filmu jest jego głębsza warstwa filozoficzna, a także refleksja na temat nierówności i przemian społecznych oraz wadliwych mechanizmów władzy, które nawet przy najbardziej zaawansowanej technologii i kulturze prowadzą do katastrofy. W filmowym świecie małp istnieje podobny podział kastowy jak we współczesnej cywilizacji ludzkiej. Elita polityczna i interpretatorzy świętych praw (orangutany) z pomocą brutalnych sił porządkowych (goryle) tłumią dążenia do wiedzy i postępu (których orędownikami są szympansy). Oparty na powieści Pierre’a Boulle’a scenariusz Roda Serlinga, uzupełniony i dopracowany przez Michaela Wilsona, stanowi nie tylko interesującą wizję przyszłości, ale odzwierciedla niepokoje społeczne czasów, w których powstał – konflikty na tle rasowym, walka o prawa obywatelskie czy np. lęk przed konsekwencjami zimnowojennej paranoi. Największą gwiazdą filmu okazał się John Chambers, który kierował zespołem 80 wizażystów i był odpowiedzialny za małpią charakteryzację większości aktorów i statystów. Kapitalną robotę wykonał również Jerry Goldsmith, autor eksperymentalnej ścieżki dźwiękowej. [Mariusz Czernic]
16. „Ucieczka z Nowego Jorku”
Niekwestionowany mistrz horroru John Carpenter swoje najdoskonalsze dzieła zrealizował na przełomie lat 70. i 80. Także wtedy powstał dystopijny thriller postapokaliptyczny Ucieczka z Nowego Jorku. Scenariusz Carpentera i Nicka Castle’a przenosi widzów w niedaleką przyszłość, ukazując ponurą wizję Manhattanu. Będąca niegdyś najbogatszą dzielnicą Nowego Jorku zamieniła się w odciętą od reszty świata zdewastowaną wyspę rządzoną przez kryminalistów. To genialny w swej prostocie pomysł, aby jeden z najważniejszych centrów handlowych, finansowych i kulturalnych na świecie stał się symbolem anarchii, chaosu i upadku cywilizacji. Reżyser otrzymał budżet znacznie większy niż przy poprzednich filmach (6 milionów dolarów), co pozwoliło mu na stworzenie wiarygodnej wizji świata po katastrofie i zatrudnienie doświadczonych aktorów. Z Donaldem Pleasence’em i Kurtem Russellem już wcześniej współpracował, ale wiele też wniosły do filmu kreacje Lee Van Cleefa, Ernesta Borgnine’a, Isaaca Hayesa, Harry’ego Deana Stantona i Adrienne Barbeau. Kultową postać wykreował Kurt Russell – odgrywany przez niego cyniczny bohater wojenny Snake Plissken wyrósł na uosobienie buntu przeciwko systemowi. Dobrze sprawdziła się również pulsująca elektroniczna muzyka Johna Carpentera skomponowana we współpracy z Alanem Howarthem. [Mariusz Czernic]
15. „Wodny świat”
Dla jednych przerost formy nad treścią i ogromny – jak na lata 90. XX wieku – budżet opiewający na ponad 170 milionów dolarów, dla innych świetne postapokaliptyczne kino, gdzie główne przesłanie jest nadal aktualne, a sama produkcja ma w sobie wszystko, co było najlepsze w kinematografii tegoż okresu. W całości biorę na siebie odpowiedzialność za stwierdzenie, iż Wodny świat to genialna wręcz zrzynka z kultowego – Mad Maxa, wypełniona po brzegi totalnym absurdem, co sprawia, że całość nawet ponad dwie dekady od premiery ogląda się z wielkim uśmiechem na ustach; Dennis Hopper w żadnym innym filmie nie był tak cudownie karykaturalny. Jeśli mowa o wątku postapo, to sam pomysł jest niesamowicie genialny w swojej prostocie – co, jeśli cały świat otoczony będzie bezkresną wodą, a mimo to nie ma nawet kropli wody, by móc się napić i zaspokoić niekończące się pragnienie… [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
14. „Na skraju jutra”
Ten film posiada wszystko, co idealny blockbuster mieć powinien: niegłupią, wciągającą fabułę, która nie pozwala na chwilę nudy. Świetną i wartką akcję opartą o praktyczne efekty i pirotechnikę oraz dwójkę głównych bohaterów, między którymi czuć chemię bez popadania w tandetny romans. [Szymon Pajdak, fragment recenzji]
13. „World War Z”
Nakręcony na podstawie powieści Maxa Brooksa World War Z wśród widzów przyjął się znakomicie, chociaż krytycy mieli różne opinie. Kosztował aż 190 milionów dolarów, co trudno przełożyć na dość mierne efekty wizualne, zwłaszcza masowo kłębiących się zombie, które wyglądają jak niskiej jakości ludziki z gry komputerowej. Niemniej niewiele zabrakło do 600 milionów dolarów zarobku, co oznacza, że film się zwrócił. A fabuła jest dość prosta. Na Ziemi pojawia się tajemniczy wirus, który infekuje ludzi, a ci poprzez ugryzienia roznoszą go po całej populacji. Ratunkiem jeszcze szczepionka, tylko czy naukowcy zdążą ją przygotować, nim zakażeni będą już wszyscy? [Odys Korczyński, fragment zestawienia]
12. „WALL-E”
Ekologiczna apokalipsa na ziemi i ta druga w kosmosie, wśród ubezwłasnowolniającej człowieka technologii. Andrew Stanton boi się o przyszłość ludzkiej rasy, sygnalizując zagrożenia płynące z dwóch stron. Ziemska cześć Wall-E korzysta z szerokiego repertuaru obrazów ukształtowanych przez kino postapokalipsy. Wyludnione miasto i stosy śmieci jako jedyne artefakty przypominające o kiedyś aktywnych mieszkańcach. Cisza, susza i brak życia – tyle zostało po wielkiej cywilizacji. Dlatego tak bardzo cieszą te delikatne symptomy odradzającej się Ziemi: czyli świerszcz czy roślinka, zwiastująca, że ludzie będą mogli powrócić na swoją planetę. Właśnie wtedy, gdy Wall-E ląduje na stacji kosmicznej, Stanton wprowadza drugi temat. Okazuje się, że człowiek sam stworzył na siebie sidła. Łańcuchy, z których bardzo trudno będzie się wyzwolić. W efekcie wpadliśmy z deszczu pod rynnę. [Maciej Niedźwiedzki]
11. „28 dni później”
[…] Podobnie jak George Romero za główny temat nie obiera sobie krwawej łaźni w wykonaniu zmutowanych zwłok (choć obrazków tego typu oczywiście nie brakuje), staje się on bowiem jedynie pretekstem. W przypadku najnowszego filmu Boyle’a jest to pretekst do ukazania mechanizmów rządzących ludźmi w sytuacji, która zostaje pozbawiona jakiejkolwiek odgórnej kontroli, gdzie człowiek staje się panem sam dla siebie, a znikają wiązane zazwyczaj z życiem społecznym ograniczenia. Nie ma rządów, nie ma nadzoru, znikają kształtujące w dzisiejszych czasach normy zachowania media, ludzie są pozostawieni sami sobie. Jaki może być następny krok na tej ścieżce? Niestety jest on boleśnie przewidywalny i to o nim opowiada właśnie film brytyjskiego reżysera. Apokalipsa to dopiero wstęp do czegoś znacznie gorszego. [Edward Kelley, fragment recenzji]