NAJLEPSZE FILMY POSTAPOKALIPTYCZNE! Ranking czytelników
10. „Księga ocalenia”
Denzel Washington w roli pozornie zagubionego w postapokaliptycznej rzeczywistości mściciela robi kolosalne wrażenie, a film braci Hughes doskonale realizuje wizję świata po zagładzie – wypranego z człowieczeństwa, będącego kolebką wszystkiego, co w człowieku złe i godne pożałowania. Świetna rola Gary’ego Oldmana na drugim planie, po raz kolejny wcielającego się w postać skrajnie przesiąkniętą złem. [Dawid Myśliwiec]
9. „Equilibrium”
Większość tekstów o tematyce postapokaliptycznej, szczególnie gdy mówimy o klasycznych filmach i literaturze, koncentruje się na historiach opartych o przewidywalny ciąg zdarzeń. Z pozoru nie inaczej wygląda sytuacji z Equilibrium. Niemniej jednak, gdy przyjrzymy się bliżej produkcji, okazuje się, iż co prawda została skonstruowana ze znanych na pozór elementów, jednak z lekkim twistem. Sprawiło to, że mimo upływu czasu to dalej jeden z lepszych filmów dystopijnych. Mamy więc tajną policję, składającą się ze świetnie wyszkolonych żołnierzy skoncentrowanych wyłącznie na celu wyższym (w ich mniemaniu chronieniu społeczności), postapokaliptyczny świat zniszczony przez III wojnę światową oraz bezwzględny reżim, starający się kontrolować ludzi przy pomocy specjalnego „narkotyku”. To, co wyróżnia film na tle innych jemu podobnych, to nihilistyczny wydźwięk historii oraz bohaterowie, uwikłani w pełną desperacji próbę przywrócenia ludzkości jej prawdziwego celu istnienia oraz struktury. Twórcy każą widzowi zakwestionować otaczającą nas rzeczywistość i zastanowić się nad faktycznym znaczeniem emocji; to koncentracja na wadze, jaka faktycznie została do nich [emocji – przyp. aut.] przypisana i co to oznacza dla naszego gatunku. [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
8. „Ludzkie dzieci”
Brudna i drapieżna wizja świata, w którym ludzie stracili zdolność do rozmnażania się. Siłą filmu Alfonso Cuaróna jest przede wszystkim intensywna warstwa wizualna – dzięki wspaniałej pracy operatorskiej Emmanuela Lubezkiego w Ludzkich dzieciach momentalnie odczuwamy trawiący bohaterów lęk i otaczający ich chaos. Pochłonięci przez surowy, niepokojąco sugestywny świat, śledzimy quasi-biblijną opowieść o walce o przyszłość ludzkości i człowieczeństwo – nawet jeśli ta narracja nie porywa, to wtopiona w dystopijną scenerię urasta do rangi pasjonującej dramatycznej rozgrywki mocno reagującej ze współczesnymi problemami i napięciami społeczno-politycznymi. Znakomita filmowa robota, inteligentnie skonstruowana z rozpoznawalnych, ale odświeżonych motywów wtłoczonych w atrakcyjną, porywającą formę. [Tomasz Raczkowski]
7. „Mad Max 2”
Gdyby koncentrować się na fabule filmu Mad Max 2 to, kolokwialnie mówiąc, jest ona prosta jak budowa cepa. Ale w tym kultowym klasyku nie jest to wcale żadna wada, ale wręcz przeciwnie. Produkcja oferuje bowiem seans pełen czystej, niczym nieskrępowanej akcji, obudowanej wokół najprostszego z możliwych pomysłów na historię filmową. Istotna w tym wszystkim jest bowiem wizja brutalnego świata przyszłości, tytułowy bohater jawi się zaś widzowi jak bohaterski kowboj z Dzikiego Zachodu, jakże typowy i charakterystyczny dla gatunku, jakim jest klasyczny western. Twórcy nie precyzują, w którym momencie przyszłości rozgrywa się fabuła; wiemy tyle, iż cywilizacja całkowicie upadła, a świat pogrążył się w totalnej anarchii, chaosie i przemocy. Otoczenie, które oglądamy, jest przerażające, odrażające, brudne, ale daje jakże potrzebną dla tego rodzaju kina ekscytację. [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
6. „Mad Max: Na drodze gniewu”
30 lat po premierze ostatniej odsłony kultowej serii George’a Millera pojawił się film, na który wszyscy czekali, ale nikt do tego konkretnego momentu o tym nie wiedział. Dla mnie to absolutne kinematograficzne odkrycie i przeżycie, ustanawiające na nowo granice gatunku, który – wydawać by się mogło – odszedł już dawno w zapomnienie; wskrzeszając na nowo genialny w swojej prostocie pomysł oraz przerabiając go w taki sposób, by był w stanie zadowolić tak starych fanów, jak i zachęcić zupełnie nowych widzów. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, iż to perfekcyjnie wyreżyserowane dzieło, które nawet przez minutę nie męczy, mimo że bohaterowie jeżdżą szybko i ostro. Idealny przykład tego, jak powinno wyglądać kino, gdzie żaden element nie wydaje się nie na miejscu, nie pasować, nawet najmniejsze wady są zaś praktycznie niezauważalne. [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
5. „Droga”
Film został nakręcony na podstawie świetnej, nagrodzonej Pulitzerem powieści Cormaca McCarthy’ego o tym samym tytule. Opowiada historię ojca (Viggo Mortensen) i syna (Kodi Smit-McPhee znany z Psich pazurów), którzy walczą o przetrwanie w wyludnionej Ameryce. Akcja rozgrywa się dziesięć lat po bliżej nieokreślonej apokalipsie, w wyniku której wymarło praktycznie całe życie na Ziemi. Nie ma roślin, zwierząt, brakuje żywności, a w dodatku ojciec choruje na uporczywy kaszel. Mężczyzna próbuje przemieścić się z synem na południe, gdzie będzie trochę cieplej, jednak po drodze muszą zmierzyć się z hordami kanibali i bandytów. [Michalina Peruga, fragment zestawienia]
4. „Seksmisja”
Do zachwytów nad Seksmisją Machulskiego jest zawsze dobry czas (może teraz, w dobie silnej feminizacji kultury, jest to czas jeszcze lepszy), bo to film genialny w swojej koncepcyjnej prostocie. Przyszłość, w której rządzą kobiety? Dla jednych będzie to rzeczywistość wyjęta jak z nocnego koszmaru, dla innych zachęta do zgrabnej drwiny lub refleksji nad różnicami płci, inni z kolei wykorzystają to do nakreślenia politycznej satyry, by raz jeszcze wypunktować totalitarny reżim. Jakkolwiek byśmy na Seksmisję nie spojrzeli, zawsze będziemy mieć rację, gdyż to właśnie inteligentna i cholernie pojemna formuła stanowi o jej sile. Pomysł na film jest w tym wypadku tak dobry, tak dalekowzroczny, tak silnie oddziałujący na wyobraźnię, że z powodzeniem mógłby się sprawdzić w rękach wizjonerów z większymi możliwościami budżetowymi, niż miały ówczesne produkcje rodem z PRL. I w żaden sposób taki, dajmy to, amerykański remake, nie zaburzyłby kultu Seksmisji, wybitnych ról Jerzego Stuhra i Olgierda Łukaszewicza oraz pamiętnych scen i tekstów. Najlepszy polskie SF z punktu widzenia statusu, potencjału, całości wykonania: scenariusza, reżyserii, aktorstwa? Bez dwóch zdań – Seksmisja. [Jakub Piwoński, fragment zestawienia]
3. „Jestem legendą”
Ekranizacja krótkiej powieści Richarda Mathesona to – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – całkiem niezły popis aktorskich umiejętności Willa Smitha. Jako że jest on bowiem w tej wersji ogólnoświatowego dramatu jedynym żyjącym człowiekiem (jak się początkowo wydaje), przez czas dłuższy dominuje na ekranie. Robert Neville codziennie wraz ze swoim psem wypuszcza się na zrujnowane miasto, żeby szukać sobie podobnych i badać istoty, w które tacy jak on się zamienili; robi to, by znaleźć lekarstwo. Jestem legendą w rozczarowujący sposób odeszło od literackiego pierwowzoru, oferując typowe, bohatersko-optymistyczne zakończenie. Istnieje jednak zakończenie alternatywne, znacznie bardziej niepokojące i dające do myślenia, bardziej w duchu oryginalnego pomysłu Mathesona. [Agnieszka Stasiowska]
2. „12 małp”
Gdzie tu zacząć?! 12 małp to film wyjątkowy po wieloma względami. Raz – bardzo nietypowa pozycja w filmografii eks-Pythona Terry’ego Gilliama: bodaj najbardziej komercyjna, przeznaczona dla szerokiej publiczności, bardzo kasowa, ale – co ciekawe – absolutnie niepozbawiona charakterystycznych dla niego cech. W sposób absolutnie dla jego kariery wyjątkowy udało się w 12 małpach połączyć ambicje reżysera z turbointeresującą dla widza treścią. Dwa – Bruce Willis może nie pierwszy raz, ale na pewno w najbardziej spektakularny sposób, pokazał, że jest aktorem z prawdziwego zdarzenia, a nie tylko gwiazdą filmów akcji, a Brad Pitt swoją świetną rolą i nominacją do Oscara potwierdził status gwiazdy w ekspresowym tempie zmierzającej w najwyższe sfery firmamentu Hollywood. I last but not least – bogactwo interpretacyjne tego, co udało się na ekranie Gilliamowi pokazać. Dla jednych to znakomite, emocjonujące, zakręcone science fiction z ewidentnym postapokaliptycznym tłem, a dla drugich (w tym – przyznaję – dla mnie), dopracowane w każdym szczególe studium szaleństwa, dla którego science fiction to tylko świetnie dobrany sztafaż. Nie policzę, ile razy ten film widziałem, ale za każdym razem bawię się znakomicie zagadką, którą zafundował nam świetny Terry Gilliam wraz ze scenarzystą Blade Runnera. Absolutnie zasłużone podium. [Edward Kelley]
1. Matrix
Na wyjątkowość dzieła Wachowskich składa się jego niejednoznaczność i złożoność. Także gatunkowa. Bo tak jak z jednej strony śledząc poczynania hakera Neo, nie mamy wątpliwości, że Matrix to przede wszystkim cyberpunk, tak z drugiej patrząc na to, co dzieje się tuż po przebudzeniu w prawdziwym świecie, mamy do czynienia z wyjątkowo oryginalną wizją postapokalipsy, w której to maszyny wzięły górę, a ludzie zostali sprowadzeni do poziomu baterii. A to tylko jedna z wielu rzeczy, która tutaj zaskakuje. Okazuje się, że jeśli chce się przejść do historii, nie należy wierzyć, że istnieją jakiekolwiek granice, czy to poznania, czy to wyobraźni, czy to gatunku właśnie. Matrix to nic innego jak twórczy tygiel, gdyż miesza koncepcje filozoficzne, pomysły narracyjne, interpretacje kulturowe i co najciekawsze, wychodzi z tego niecodziennego połączenia obronną ręką. [Jakub Piwoński]