NAJLEPSZE FILMY POSTAPOKALIPTYCZNE! Ranking czytelników
Przez dziesiątki lat kinematografia z całego świata prezentowała widzom różne wizje zagłady świata oraz tego, jak wygląda życie ludzi, którzy cudem apokalipsę przetrwali. Wiele z tzw. filmów postapokaliptycznych na stałe weszło do kanonu kina i, co może nawet ważniejsze, nauczyło nas, jakie umiejętności i wartości warto posiadać, aby funkcjonować w czasach bez jakiejkolwiek nadziei. Jakie są wasze ulubione tytuły tego dość specyficznego podgatunku? Oto wyniki głosowania czytelników na NAJLEPSZE FILMY POSTAPOKALIPTYCZNE!
30. „Ostatni brzeg”
Stanley Kramer, pełniący funkcje zarówno reżysera, jak i producenta, jest najbardziej ceniony za swoje ambicje, by uczynić kino narzędziem do poruszania ważnych tematów społecznych. Nie inaczej jest w przypadku Ostatniego brzegu na podstawie powieści Nevila Shute’a z 1957 roku, którego anglojęzyczny tytuł brzmi On the Beach (Na plaży). Tytułowe miejsce symbolizuje skraj cywilizacji, oazę spokoju i oczekiwania na nieuniknione. W dobie zimnej wojny filmowcy na różne sposoby, często jednak wykorzystując elementy science fiction, próbowali ostrzec przed konsekwencjami nuklearnego wyścigu zbrojeń. Tu mamy chyba najbardziej melancholijną wersję postapo, niestety w wielu miejscach nieznośnie dydaktyczną i sentymentalną. W obsadzie są gwiazdy: Gregory Peck, Ava Gardner, Fred Astaire i Anthony Perkins oraz debiutująca Donna Anderson. Warto docenić szczególnie Astaire’a, który stworzył kreację wbrew swojemu wizerunkowi. Akcja filmu rozgrywa się w Australii, a najmocniejszym i najbardziej wyróżniającym się fragmentem jest widowiskowa sekwencja wyścigu Formuły 1 w ramach Australian Grand Prix. W tych scenach doświadczony kierowca-kaskader Carey Loftin prowadzi ferrari jako dubler Freda Astaire’a wcielającego się w rolę uczestnika wyścigu. [Mariusz Czernic]
29. „Delicatessen”
Połączenie dwóch motywów – przetrwania i jedzenia – jeszcze chyba nigdy w kinie nie zostało przedstawione w tak groteskowy sposób. Mroczna sytuacja, w której znaleźli się główni bohaterowie opowieści, tonie w ciężkich oparach absurdu, ukazując w sugestywny sposób jednostkowy test ludzkiej etyki. To niezwykle pokręcona wersja potencjalnej przyszłości, jednak utrzymana mimo wszystko w dość lekkim tonie, dzięki czemu przemoc zostaje znormalizowana poprzez wykorzystanie prostych – jak mogłoby się wydawać – zabiegów humorystycznych; nikt nie spodziewał się bowiem korelacji pomiędzy motywami kanibalistycznymi, slapstickiem oraz wątkiem romantycznym. I na pozór mogłoby się wydawać, iż tematyka przewodnia warunkuje epatowaniem na ekranie krwią i makabrą; twórcy produkcji poszli jednak o krok dalej. Przemoc z jednej strony jest surrealistyczna – jak cały świat stworzony na jej potrzeby – a z drugiej niezwykle ujmująca. Wiele lat po premierze to dalej postapokaliptyczny pięknie oszlifowany diament, który zachwyca, bawi i chwyta za serce [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
28. „Dredd 3D”
Mieliście kiedyś okazję przejechać się superszybką kolejką górską typu hyper coaster? Nie? To załóżcie sobie na uszy słuchawki i włączcie Dredda. Film Pete’a Travisa zapewni podobne emocje i to przez 96 minut czasu trwania. Dredd to szalona, brutalna, ekscytująca, efektowna i efektywna jazda bez trzymanki. Niech was nie zwiedzie dość banalny scenariusz. Wystarczy wczuć się w klimat tej produkcji, dać porwać uzasadnionym fabularnie efektom specjalnym, pulsującej muzyce i podążać po Mega City za charyzmatycznym, turbomęskim Karlem Urbanem w roli nieustępliwego Dredda. Właśnie w taki sposób powinno się adaptować komiks na język filmu. [Przemysław Mudlaff]
27. „O-bi, O-ba: Koniec cywilizacji”
Piotr Szulkin należał do największych wizjonerów polskiego kina i nie ma lepszego dowodu na tę tezę niż tetralogia filmów z lat 1979–1985: Golem, Wojna światów – następne stulecie, O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji oraz Ga, ga. Chwała bohaterom. Trudno orzec, który z wymienionych tytułów jest najlepszy, bo każdy poraża niepowtarzalną wizją świata na skraju przepaści. Trzecia część tego nieformalnego cyklu to historia niedobitków ludzkości, które skryły się w podziemnym bunkrze po wojnie jądrowej. Zachwyca tutaj wszystko: duszna atmosfera paranoi, gęsta od znaczeń symbolika, wybitna gra aktorska plejady polskich gwiazd (Stuhr, Janda, Niemczyk, Nowicki, Walczewski i mój ulubiony Majchrzak), plastycznie wysmakowana forma (niebieskie neony!), trzymająca w napięciu fabuła i bardzo czarny humor. To wszystko składa się na film, który na długo zapada w pamięć. Tak mogłaby wyglądać ekranizacja Robota Adama Wiśniewskiego-Snerga lub Pamiętnika znalezionego w wannie Stanisława Lema. „Arka nie istnieje i nigdy nie przybędzie…”. [Maciej Kaczmarski]
26. „Mad Max pod Kopułą Gromu”
Rzadko zdarza się, by sequel choć w minimalnym stopniu dorównał oryginałowi; nie mówię, że jest to absolutnie niewykonalne, niemniej jednak efekt ten wydaje się niezwykle trudny do osiągnięcia. Ale trzecia część cyklu filmów o Mad Maxie dokonuje rzeczy wręcz niemożliwej… przedstawia nam niezwykle oryginalny, skomplikowany świat, zachwycający pod względem wizualnym (kostiumy oraz sam pomysł walk już od pierwszych minut zwalają z nóg); nie będzie przesadą stwierdzenie, iż przejście obojętnie obok tejże produkcji jest czymś nieprawdopodobnym. Pod Kopułą Gromu jest nie tylko – w mojej opinii – najlepszym filmem z serii, to także prawdopodobnie najlepszy film roku ’85. [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
25. „Cloverfield Lane 10”
Produkcja wyreżyserowana przez Trachtenberga to zjawiskowy, klaustrofobiczny i dziwny miks gatunkowy. Przez około ¾ filmu wraz z głównymi bohaterami siedzimy w piwnicy, podziemnym bunkrze Howarda (John Goodman), który mimo aparycji seryjnego mordercy utrzymuje, że robi to dla naszego dobra. Niepewność związana z tym, dlaczego tam jesteśmy, co jest na zewnątrz oraz kim tak naprawdę jest Howard, staje się największą zaletą filmu. Twórcy bawią się oczekiwaniami widzów i kiedy wreszcie Michelle (Mary Elizabeth Winstead) udaje się wydostać z bunkra, wszelkie niejasności zostają ujawnione. [Przemysław Mudlaff]
24. „Snowpiercer”
Jeśli ktoś jest przekonany o tym, że produkcja z 2013 roku to klasyczne w tego słowa rozumieniu postapo, to może się srogo zawieść; bo u reżysera Joon-ho Bonga jest bowiem nie tylko miejsce na klasyczną akcję. Stara się on poprzez pryzmat „końca świata” przekazać trochę smutnych prawd na temat ludzkiej natury w obliczu globalnego kataklizmu poprzez niezwykle prostą, aczkolwiek skuteczną alegorię, rozkładając nas, ludzi biednych i bogatych, na czynniki pierwsze; nikt mnie bowiem nie przekona do tego, że nierówności społeczne to tylko konstrukt społeczny, który można „pogrzebać” w imię ludzkiej solidarności. To półzawoalowana krytyka społeczeństwa, które do dziś koncentruje się na tym, by eliminować objawy zła, a nie jego faktyczne przyczyny, doprowadzając tym samym do tego, iż cała sytuacja w znaczący sposób się jeszcze bardziej pogarsza; szczególnie dla osób narażonych na wszelkiego rodzaju wykluczenia. Jest coś pięknego i zarazem złowieszczego w obrazie ogromnego pociągu – który nigdy nie może się zatrzymać – przemierzającego jałowy krajobraz, gdzie nawet najmniejszy okruszek jedzenia staje się dla niektórych skarbem nie do przecenienia. [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
23. „Stalker”
Arcydzieło światowego kina wymagające erudycji oraz cierpliwości, które pod sztafażem science fiction skrywa uniwersalne pytania dotyczące celu ludzkiej egzystencji w świecie stworzonym przez Boga, a nawiedzanym przez szatana. Postapokaliptyczna odyseja Poety i Profesora po Zonie, gdzie znajduje się komnata, w której spełniają się wszystkie życzenia, naszpikowana jest odniesieniami do Biblii, szerzej pojętej kultury chrześcijańskiej, malarstwa, literatury, a także filozofii. [Marcin Kempisty, fragment zestawienia]
22. „Akira”
W 1988 roku na Tokio podziela los Hiroszimy oraz Nagasaki – na skutek tajemniczego wybuchu miasto zostaje zrównane z ziemią. Na zgliszczach metropolii powstaje Neo Tokio, cybernetyczne miasto przyszłości, w którym władza rozkłada się między wojsko, rebeliantów i młodociane gangi motocyklowe. Głównymi bohaterami Akiry są przedstawiciele ostatniego z tych środowisk – Kaneda i Tetsuo. Gdy drugi z nich ulega wypadkowi, zyskuje parapsychiczne umiejętności, nad którymi nie jest w stanie zapanować. Akira to dziś pozycja absolutnie kultowa – kamień milowy w historii japońskiej animacji, a zarazem pionierskie dzieło w kontekście estetyki cyberpunkowej, wymieniane jednym tchem obok takich tytułów jak Łowca Androidów albo Ghost in the Shell. Film Katsuhiro Ōtomo, artysty odpowiadającego również za poprzedzającą film mangę, to jednak przede wszystkim audiowizualna uczta, okraszona mięsistą animacją rysunkową i spektakularnym, synthwave’owym soundtrackiem autorstwa kolektywu muzycznego Geinoh Yamashirogumi. Świat nie zapomina o Akirze – co jakiś czas film Ōtomo wraca do kin, hipnotyzując kolejne pokolenia kinomanów. Od kilkunastu lat przebąkuje się również o potencjalnym remake’u live action, za który miałoby odpowiadać studio Warner Brothers. Jako ostatni do reżyserii filmu przymierzany był Taika Waititi – projekt został jednak wstrzymany, gdyż Nowozelandczyk wolał zająć się pracą nad Thorem: Miłością i gromem. Wszystko wskazuje więc na to, że realizacja Akiry trafi ostatecznie w inne ręce – i tak będzie chyba najlepiej dla materiału źródłowego, który do wcześniejszych dokonań Waititiego, właściwie stricte komediowych, pasuje niczym pięść do nosa. [Jan Brzozowski]
21. „Niepamięć”
Niepamięć to prawdziwa uczta dla zmysłów, pełna niezwykle wysmakowanych i przemyślanych kadrów oprawionych porywającą ścieżką dźwiękową. Scenografia, pomysły na technologię przyszłości, praca kamery, operowanie barwami – wszystko to jest w tym filmie perfekcyjne. Warstwa fabularna pozostaje wprawdzie w tyle za inscenizacyjnym rozmachem, ale charyzma Toma Cruise’a i Andrei Riseborough skutecznie wygładza scenariuszowe zgrzyty. [Mikołaj Lewalski, fragment plebiscytu]