Najlepsze FILMY AKCJI wszech czasów! Wielki ranking czytelników

Wiecie, jaki był pierwszy film akcji w historii kinematografii? Według nas był nim słynny Wjazd pociągu na stację w La Ciotat braci Lumière. Wszak spowodował wśród publiczności ekscytację, szok, przerażenie i panikę. Czy nie właśnie tego oczekujemy od kina akcji? Filmy wysokooktanowe niejedno mają imię. Łączą się bowiem nierzadko z innymi gatunkami. Akcja w kosmosie, akcja w światach fantastycznych, akcja wynikająca z pragnienia miłości lub zemsty? No właśnie! Wszystko to kino akcji! Kino pełne eksplozji, pościgów, bijatyk, przygód. Dwa tygodnie temu oddaliśmy w Wasze ręce formularz do głosowania na najlepsze filmy akcji wszech czasów. Oto jak prezentuje się Wasz wystrzałowy ranking!
50. „Tożsamość Bourne'a”
Z serią przygód Jasona Bourne’a, oprócz Matta Damona, najbardziej jest kojarzony Paul Greengrass, którego dokonania są niezwykle cenione ze względu na paradokumentalną formę uszlachetniającą tak pogardzany w niektórych kręgach gatunek, jakim jest kino akcji. Wielu przy tym zapomina o Dougu Limanie, który przetarł szlak dla Greengrassa, tworząc szybkie, ekscytujące kino sensacyjne idealnie wpasowujące się w nowoczesność, ale jeszcze bez tego nachalnego efekciarstwa, jakie w kinie dominuje dziś. Autorzy scenariusza – Tony Gilroy i William Blake Herron – osadzili akcję w innej rzeczywistości politycznej niż autor literackiego pierwowzoru Robert Ludlum. Opierając się na literackich i filmowych wzorcach, stworzyli bohatera, którego życie to ciągłe poszukiwanie prawdy – o sobie, o otaczającym świecie, o mechanizmach, które tworzą zwarty system. Świat podzielony jest na bossów zarządzających z biura i pionków, którzy działają w terenie i w każdej chwili mogą zostać odstrzeleni. Nie jest to pierwsza adaptacja Tożsamości Bourne’a Ludluma, bo już w 1988 powstała telewizyjna wersja w reżyserii Rogera Younga z Richardem Chamberlainem i Jaclyn Smith. Produkcja bez wątpienia udana, szczególnie jeśli spojrzy się na nią jak na ekranizację, aczkolwiek u Limana mamy więcej emocji oraz bardziej umiejętne stopniowanie napięcia. I pościg samochodowy ulicami Paryża – jedna z najlepszych scen współczesnego kina akcji, bez nadmiaru fajerwerków, za to z pomysłem, werwą i warsztatową biegłością. [Mariusz Czernic]
49. „Raid”
Dwudziestoosobowy Oddział SWAT wkracza do 30-piętrowego bloku, w którym obok ludzi z nizin społecznych mieszka sobie doskonale zorganizowany kartel narkotykowy, prowadzący niezarejestrowaną działalność gospodarczą. Uzbrojeni po zęby gliniarze, ku swojemu zdziwieniu i uciesze widzów, w okamgnieniu zostają odcięci od świata zewnętrznego i uwięzieni w budynku. Otoczeni przez hordy wyposażonych w broń krótką, długą i snajperską przeciwników, zdani są wyłącznie na siebie, a z każdym wystrzałem żołnierzy kartelu ich oddział traci na liczebności. Co za klimat, gęsty od krwi, dymu i huku eksplozji! Nacierający na policjantów tłum bezimiennego, pozbawionego sumienia mięsa armatniego z piekła rodem przywołuje jak najlepsze skojarzenia z klasycznym Atakiem na posterunek 13. Nawet muzyka w niektórych momentach jest podobna, a wysadzenie w powietrze butli z gazem w celu masowej eksterminacji napierającego wroga to niemal kopia finału klasyka Carpentera. Osaczenie i beznadziejne położenie to szarpiące nerwy widza cechy wspólne obydwu filmów. [Rafał Donica, fragment recenzji]
48. „Ronin”
Historia pewnego zlecenia, tak precyzyjnie skonstruowana i wykonana, że nigdy nie przestaje trzymać w napięciu. Robert De Niro i Jean Reno błyszczą, intryga trzyma się kupy, a realizacja sięga najwyższych standardów. Nie było wiele tak dobrych lub lepszych scen pościgów i strzelanin jak te w Roninie, a mało także było filmów akcji o tak gęstym klimacie. [Tomasz Raczkowski]
47. „Kingsman: Tajne służby”
Kingsman: Tajne służby, czyli zwariowany, podkręcony i przefiltrowany przez wrażliwość Matthew Vaughna list miłosny do starych filmów szpiegowskich, w których ważniejsza była dobra zabawa niż oddanie sprawiedliwości prawdziwemu życiu tajnych agentów. Na istne obsadowe strzały w dziesiątkę składają się tu m.in. Taron Egerton Colin Firth, Samuel L. Jackson, Mark Strong, Sofia Boutella i Michael Caine a przemyślane, oryginalne i angażujące sceny akcji zostają w głowie dekadę po seansie. [Filip Pęziński]
46. „48 godzin”
W 1982 powstały dwa filmy, które zdefiniowały współczesne kino akcji. Pierwszy to Rambo: Pierwsza krew, drugi to 48 godzin. Wtedy również rozpoczęła się era magnetowidów kasetowych, które wydawały się wręcz stworzone dla takich filmów – w domowym zaciszu zyskiwały jeszcze bardziej, na co wpływało wiele czynników. Przede wszystkim dynamiczna akcja prowadząca do spektakularnego finału. Po drugie, charyzmatyczny główny bohater – w 48 godzinach jest ich dwóch i są tak zróżnicowani jak biel i czerń, jak powaga i humor. Surowy klimat dramatów sensacyjnych z lat siedemdziesiątych został w filmie Waltera Hilla złagodzony luźną atmosferą, jaka tworzy się między dwójką niedopasowanych, mimowolnych wspólników. Dialogi, jakie wybrzmiewają między nimi, to efekt współpracy czterech ludzi, czterech różnych charakterów, które jednak potrafiły się zgrać w taki sposób, by stworzyć spójną i logiczną historię. Męską, brutalną historię, w której brak sentymentów kontrastuje z dosadnym dowcipem, mającym na celu nie tylko dostarczenie rozrywki, ale i wykpienie postaw takich jak cynizm i agresja. Takie filmy określane są często mianem buddy movie, co też jest dobrym tropem interpretacyjnym, bo mimo tej całej sensacyjnej otoczki ważnym motywem jest solidarność, dążenie do celu wspólnymi siłami, odrzucając na bok uprzedzenia i konflikty. [Mariusz Czernic]
45. „Top Gun”
W 1986 roku powstał film, który dziś określany jest mianem kultowego. Top Gun łączy w sobie wiele elementów skazujących go na sukces – mocną historię, dobrą obsadę, dopracowane detale. Głównym bohaterem filmu jest Pete Mitchell, ksywa „Maverick”, amerykański pilot, który wraz ze swoim kolegą, radiooperatorem Goose’em, zostaje wysłany na kilkutygodniowe szkolenie do elitarnej szkoły dla lotników Top Gun. Celem jest nie tylko ukończenie szkolenia, ale i zajęcie przez dwuosobowy zespół pierwszego miejsca i zdobycie Trofeum Top Gun oraz trafienie na swoistą Hall of Fame. […] Top Gun to dziś już klasyka, film dla wielu kultowy. Niezależnie od tego, jakie były jego założenia, niezależnie od tego, jak można go interpretować, jest to bardzo dobrze nakręcony film akcji. Bez zadęcia, bez dłużyzn, bez niepotrzebnego filozofowania umiejętnie wykorzystuje nieskomplikowaną historię, żeby wzbudzić równie nieskomplikowane emocje, i dziś, po trzydziestu latach, udaje mu się to równie dobrze, jak w dniu premiery. [Agnieszka Stasiowska, fragment recenzji]
44. „Ścigany”
Chociaż nie wprowadzono tu żadnych innowacyjnych rozwiązań fabularnych, powstał film, który trzyma w nieustannym napięciu, ale też prowokuje do refleksji nad skutecznością wymiaru sprawiedliwości. Bo to właśnie niesprawne ramię sprawiedliwości jest głównym złoczyńcą, natomiast dwaj bohaterowie stojący po przeciwnych stronach barykady – doktor Richard Kimble (Harrison Ford) i szeryf federalny Samuel Gerard (Tommy Lee Jones) – są postaciami pozytywnymi. Główny zarys fabuły wraz z kluczowymi postaciami – niesłusznie skazanym lekarzem i ścigającym go stróżem prawa – zostały zaczerpnięte z serialu o takim samym tytule realizowanym w latach 1963–1967. Niektóre źródła podają, że historia ma swoje korzenie w biografii doktora Sama Shepparda, osteopaty skazanego w 1954 (i uniewinnionego w 1966) za morderstwo ciężarnej żony. Co najważniejsze, film bez zbędnego efekciarstwa i bez mnożenia trupów przedstawia pełen napięcia wyścig z czasem i nierówną walkę z systemem, gdyż to właśnie system rzuca protagoniście kłody pod nogi. Andrew Davis, realizujący wcześniej kino klasy B z udziałem Chucka Norrisa i Stevena Seagala, za sprawą Ściganego zdobył wiele pozytywnych opinii, a jego film oprócz kasowego triumfu miał swoje pięć minut podczas ceremonii oscarowej. Spośród siedmiu nominacji zgarnął statuetkę za najlepszą rolę drugoplanową – trafiła ona do Tommy’ego Lee Jonesa za rolę zawziętego dowódcy oddziału pościgowego. [Mariusz Czernic]
43. „Prawdziwe kłamstwa”
W roku 1994 Arnold Schwarzenegger wiedział już, że komedie z jego udziałem sprzedają się równie dobrze, co klasyczne akcyjniaki. Myślę zatem, że nie zastanawiał się ani sekundy nad udziałem w Prawdziwych kłamstwach, w których James Cameron, u szczytu formy, połączył mistrzowsko oba gatunki. Dziś ten film jest kultowy i wcale mnie to nie dziwi. Przezabawna scena striptizu w hotelu, która ukazała widowni tak talent komediowy, jak i doskonałą figurę Jamie Lee Curtis, wjazd na koniu do windy, i takie urocze smaczki jak wieczorny spacer z psiakiem wielkości chomika i czytelne nawiązanie do sztandarowej roli Sylvestra Stallone’a czynią Prawdziwe kłamstwa perełką, którą z ogromną przyjemnością ogląda się także po latach. [Agnieszka Stasiowska]
42. „Na krawędzi”
Pamiętam, w jakim byłem szoku po dramatycznej sekwencji otwierającej Na krawędzi. Mówiąc krótko: zostałem kupiony tak wysoko zawieszoną stawką, w której „Sly” mierzy się z terrorystami w górskich plenerach – raz motywowany prywatą, dwa przyciśnięty sytuacją. Bo oto nagle nie jest nominalnym twardzielem, który 20 lat przepracował w Marines, by w końcu móc zająć się upragnioną botaniką. Jego Gabe mierzy się z diabolicznym Qualenem, stawiając na determinację, spryt i znajomość alpinistycznego fachu. Na krawędzi to modelowe kino survivalowe, choć przedstawienie Stallone’a bez gnata i pięści jako atrybutów musiało wiązać się z ryzykiem. Niemniej jednak wyszło cudnie – i nie piszę tego nakręcany nostalgią. [Tomasz Ludward]
41. „Top Gun: Maverick”
Na sequelu Top Guna byłem w kinie trzykrotnie. Raz zabrałem nastoletniego siostrzeńca, który nie wiedział nawet, kim jest Tom Cruise, innym mamę, która jest w wieku aktora. Oboje pochłonęli film jak małe dzieci, bo rzeczywiście jest czystą i totalną rozrywką. To audiowizualna uczta i emocjonalny rollercoaster ociekające z charyzmy, dobrego humoru i poczucia spełnienia. Absolutnie jeden z najlepszych filmów rozrywkowych w historii bez jednej fałszywej nuty. [Filip Pęziński]
40. „Pamięć absolutna”
Pod względem pomysłowości i kreatywności w sposobach uśmiercania, pełnokrwistości strzelanin, stopnia brutalności i realizmu scen, w których ktoś odwala kitę, Pamięć absolutna pozostaje do dziś absolutnym wzorem do naśladowania i numerem jeden w kategorii BADASS! To kultowe science fiction Paula Verhoevena, które przy okazji stoi nadzwyczaj wciągającą i błyskotliwą fabułą (Philip. K. Dick się kłania), gdzie nie wiadomo, czy sen to wszystko, czy jawa, jest w ukazywaniu przemocy bezkompromisowy, niepoprawny politycznie (ach ten powiew świeżości z lat 90. XX wieku) i twardy jak stal! Tu główny bohater, pracując cały dzień młotem pneumatycznym, nie używa nawet ochrony słuchu, za nic mając zasady BHP! Film przełamuje do tego kilka ekranowych tabu jak: rzucanie zwłokami w przeciwnika, uderzenie kobiety pięścią w twarz czy strzał w plecy innej bezbronnej kobiety. A w centrum tej całej brutalności charakteryzującej mocne kino akcji końca ubiegłego stulecia stoi mój ulubiony aktor-ikona: Arnold Schwarzenegger (tu poczytacie o Filmowej ewolucji jego klaty) przeżywający wówczas swój absolutny prime time. [Rafał Donica, fragment artykułu]
39. „Piąty element”
Luc Besson to człowiek, dzięki któremu wszyscy nurzaliśmy się niegdyś w wielkim błękicie. To on uczył śliczne dziewczęta strzelać, żeby zabić, i pokazał światu, że kochać można także kwiatek doniczkowy. To on wreszcie, mon Dieu, dał nam Leeloo. W Piątym elemencie Bruce Willis, osaczony w szklanej pułapce bardziej niż kiedykolwiek w oryginalnej serii, podejmuje skazaną na niepowodzenie próbę pomocy zagubionemu dziewczątku o pomarańczowych włosach. Nie wie biedak, że naraża się tym samym Gary’emu Oldmanowi, a zamiast Jeana Reno ma pod ręką Chrisa Tuckera. Co tu mogło pójść nie tak? Piąty element jest absurdalnie przerysowany, zgoda, jest nawet, jak mu się bliżej przyjrzeć, nieco głupawy, ale… to naprawdę nie przeszkadza w tym, że to nadal świetny film akcji. Bo komu do szczęścia trzeba więcej niż śpiewającej divy? [Agnieszka Stasiowska]
38. „Con Air – lot skazańców”
Nicolas Cage poszedł za ciosem i po kultowej już Twierdzy konsekwentnie trzymał pedał gazu wciśnięty do podłogi przez kolejne kilka lat. Jednym z przystanków na tej trasie był Con Air – lot skazańców, film akcji dla prawdziwych twardzieli; takich z długimi włosami i koszulką na ramiączkach. Lata 90. to przede wszystkim wybuchy, pościgi i strzelaniny – Con Air idealnie wpisuje się w ten bombastyczny krajobraz. Co więcej, trzyma tak nieprawdopodobne tempo, że równie dobrze mógłby powstać dzisiaj, skutecznie przykuwając widza do ekranu i zniechęcając do wszelkich drobnych zadań pobocznych w trakcie seansu. Co też ciekawe, to jeden z nielicznych filmów akcji nominowanych do Oscara aż w dwóch kategoriach. [Tomasz Ludward]
37. „Bez twarzy”
Bez twarzy Johna Woo, oparte na grubymi nićmi szytym pomyśle, mogło przejść bez echa. Jako film akcji nie wyróżnia się w końcu niczym szczególnym, zarówno intryga, jak i same sceny czy mniejszych zaczepek, czy grubszych wybuchów nie wychodzą ponad standardy gatunku. To, co okazało się strzałem w dziesiątkę, to obsada. Woo postanowił bowiem zagrać widzom na nosie i obsadziwszy Johna Travoltę i Nicholasa Cage’a w typowych dla nich emploi, wywrócić wszystko do góry nogami. Nicolas Cage jest aktorem na tyle wszechstronnym, że rola Seana Archera, ojca rodziny i agenta, który musi przybrać twarz swojego wroga, nie była dla widzów zaskoczeniem. Jednak Travolta, twarz serii familijnej I kto to mówi, prostoduszny Danny z Grease i niezbyt lotny Vincent z Pulp Fiction w roli psychopatycznego Castora Troya to coś, obok czego tak wtedy, jak i dziś trudno przejść obojętnie. Dzięki temu zabiegowi podczas seansu Bez twarzy widzowi nieustannie towarzyszy uczucie dyskomfortu, które przykuwa go do ekranu od pierwszych do ostatnich chwil. [Agnieszka Stasiowska]
36. „Człowiek demolka”
Konia z rzędem temu, kto z pamięci potrafi podać nazwisko reżysera Człowieka demolki. Marco Brambilla, bo o nim mowa, zaliczył tym filmem jednorazowy, spektakularny sukces. Nakręcił wiekopomne dzieło, które po brzegi wyładowane jest akcją, wybuchami, strzelaninami, próbuje podrzucić jakiś kontekst społeczny i ma na pokładzie ładną dziewczynę. I co? Do historii przeszła tajemnica trzech muszelek… W Człowieku demolce wszystko jest proste, zabawne i boleśnie trafne. Kary za przekleństwa, oburzenie na widok mięsa ze zwierzęcia, jakie by nie było, kultura sprowadzona do reklamowych jingli – niewyobrażalny w swoim absurdzie świat, który dziś powoli przechodzi w rzeczywistość. Brambilla chyba nie spodziewał się, że jego film będzie aż tak proroczy. Trzydzieści lat temu Człowiek demolka dostał zasłużoną nominację do Złotego Popcornu dla Wesleya Snipesa i do Złotej Maliny dla Sandry Bullock, która niesłusznie została tej statuetki pozbawiona. Dziś efekty specjalne, za które był również doceniany, nie robią wrażenia, a dowcipy raczej budzą dreszcz niepokoju. Dla ciekawych – rozwiązanie zagadki trzech muszelek krąży po internecie, wystarczy dobrze poszukać. [Agnieszka Stasiowska]
35. „Cobra”
Niedoceniony w chwili premiery, wyróżniony sześcioma nominacjami do Złotych Malin, klasyczny przykład akcyjniaka z lat 80. idealnie skrojony pod jedną z największych w tamtym czasie gwiazd: Sylvestra Stallone’a. Oficjalnie mamy tu do czynienia z adaptacją powieści Pauli Gosling pt. A Running Duck (1974), wydanej także jako Fair Game w 1978. Nieoficjalnie jednak można ten obraz odbierać jako remake japońskiego filmu karate Kobra (1974, reż. Umeji Inoue), cieszącego się powodzeniem w polskich kinach w sezonie 1978/79, choć dziś już kompletnie zapomnianego. „Jesteś chorobą, a ja lekarstwem” czy np. „Tu kończy się prawo, a ja zaczynam, frajerze” to nieśmiertelne cytaty, które uczyniły z granego przez Stallone’a bohatera postać kultową i chętnie oglądaną w domowym zaciszu. Film ma również odpowiednio mroczny nastrój, solidną dawkę przemocy oraz to, co jest esencją kina akcji – prostą, lecz angażującą fabułę, charyzmatycznego bohatera na pierwszym planie i złego do szpiku kości antagonistę, którego bezwzględność jest usprawiedliwieniem dla brutalności stróżów prawa. [Mariusz Czernic]
34. „Mad Max 2 – Wojownik szos”
Gdyby koncentrować się na fabule filmu Mad Max 2 to, kolokwialnie mówiąc, jest ona prosta jak budowa cepa. Ale w tym kultowym klasyku nie jest to wcale żadna wada, wręcz przeciwnie. Produkcja oferuje bowiem seans pełen czystej, niczym nieskrępowanej akcji, obudowanej wokół najprostszego z możliwych pomysłów na historię filmową. Istotna w tym wszystkim jest bowiem wizja brutalnego świata przyszłości, tytułowy bohater jawi się zaś widzowi jak bohaterski kowboj z Dzikiego Zachodu, jakże typowy i charakterystyczny dla gatunku, jakim jest klasyczny western. Twórcy nie precyzują, w którym momencie przyszłości rozgrywa się fabuła; wiemy tyle, iż cywilizacja całkowicie upadła, a świat pogrążył się w totalnej anarchii, chaosie i przemocy. Otoczenie, które oglądamy, jest przerażające, odrażające, brudne, ale daje jakże potrzebną dla tego rodzaju kina ekscytację. [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
33. „Equilibrium”
Zaskakująco głęboki film, który łączy świetne sceny akcji z intrygującą wizją przyszłości. Christian Bale dostarcza fenomenalnego występu, który pokazuje pełne spektrum ludzkich emocji. Choreografia walk z wykorzystaniem „gun kata” to prawdziwy majstersztyk kinematografii, a film zadaje ważne pytania o naturę człowieczeństwa i cenę emocjonalnej wolności. [Krzysztof Żwirski]
32. „Drive”
Do dziś pamiętam uczucie, jakie towarzyszyło mi podczas pierwszego seansu Drive – thriller Nicolasa Windinga Refna, oprócz oczywistych walorów wartkiego, pościgowego kina akcji zachwycił mnie estetyką inspirowaną stylem lat 80., która w połączeniu z ambientowym soundtrackiem i niejednoznacznym portretem psychologicznym głównego bohatera porywa nie tylko zagorzałych miłośników gatunku. Duet Carey Mulligan i Ryana Goslinga działa absolutnie hipnotyzująco, dlatego zupełnie nie dziwi fakt, iż niektóre z ich wspólnych scen stały się obiektem masowego uwielbienia. Drive to kino akcji w alternatywnym, undergroundowym wydaniu, w jakim szybkie tempo i mafijne porachunki to jedynie pretekst do brutalnej, emocjonalnej opowieści o miłości, stracie i walce o przetrwanie. [Mary Kosiarz]
31. „300”
Wizualnie hipnotyzujący film, gdzie każdy kadr mógłby być osobnym dziełem sztuki. Zack Snyder stworzył niesamowicie intensywne widowisko, które na długo zapada w pamięć. Gerard Butler w roli Leonidasa emanuje taką charyzmą i siłą, że trudno oderwać od niego wzrok. Stylizowana opowieść o spartańskim bohaterstwie łączy się tutaj z nowoczesną wizją kina akcji, tworząc niezapomniane kinowe doświadczenie. [Krzysztof Żwirski]