NAJGORSZE POLSKIE FILMY wszech czasów. Ranking czytelników
20. Polisz kicz projekt
Jeśli nigdy nie widzieliście jakiegokolwiek filmu sygnowanego nazwiskiem Mariusza Pujszo, to macie dużo szczęścia. Polski Ed Wood, który ma na koncie dwa Złote Lwy, postanowił nakręcić debiut o amatorach filmowcach, kręcących swój pierwszy w życiu film. Dzieło na wskroś złe, trzy lata później doczekało się kontynuacji, zatytułowanej Kontynuacja. Aż dziw bierze, że film wygrał w Konkursie Kina Niezależnego, zdobywając pierwszego ze wspomnianych Złotych Lwów. Niestety całość to zlepek przypadkowych elementów, z których część może i śmieszy, ale całość pozostawia widza z uczuciem skonfundowania – to chyba najlepsze słowo oddające stan po seansie. Jest dużo improwizacji i półnagich kobiet. Czy to satyra na polski przemysł filmowy, czy może – jak twierdzi sam reżyser – polski Borat, zanim ktokolwiek usłyszał o przygodach kazachskiego reportera? Tego chyba nikt nie wie. [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
19. Pętla
Pętla miała być pierwszym filmem w którym Vega ucieka ze swojego boksu zajechanych schematów, a ostatecznie jest jego absolutną kwintesencją. Wszystko to, co irytowało w poprzednich filmach, zostało tutaj doprowadzone do rangi boleśnie nieprzyjemnego dzieła bazarowego – pomniku skrajnej ludzkiej entropii. Produkt naprawdę odrzucający, mało filmowy, męczący, pozbawiony spójnej struktury i wyglądający jak nagła próba szybkiego zwizualizowania zasłyszanych opowieści przez pryzmat fantazmatów twórcy. To marzenie o zachodnim kinie, które zamieniło się w małosolny koszmar. [Radosław Pisula, fragment recenzji]
18. Wiedźmin
Idąc do kina na Wiedźmina nie miałam pojęcia, co na mnie czeka. Gumowe potwory, roznegliżowana Grażyna Wolszczak oraz najgorsze CGI, jakie kiedykolwiek oglądał świat, okazały się być przysłowiowym gwoździem do trumny. Na barkach tytułowego Wiedźmina, czyli Michała Żebrowskiego, spoczął cały ciężar produkcji. Niestety nawet nie był w stanie jej uratować. Na plus mogę zaliczyć tylko rolę Żebrowskiego oraz fakt, że serial był jednak tylko trochę lepszy. Kiedy jednak mówimy o produkcji z 2001 roku, trudno nie szczędzić gorzkich słów. O ile sam pomysł stojący za scenariuszem były niezły (połączenie kilku historii z różnych książek Sapkowskiego, gdzie oś fabuły spinają postacie Ciri oraz Geralta), tak niestety finalne wykonanie pozostawia dużo do życzenia. A słowo „dużo” jest tu kluczowe. Do tego dorzućmy brak autentyczności, hektolitry sztucznej krwi i pozy oraz dialogi niczym z teatru szekspirowskiego. O ile na papierze wygląda to nieźle, o tyle w rzeczywistości pierwszy wiedźmiński twór okazał się być porażką na całej linii. [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
17. Futro z misia
Pomysł wydawał się nawet niezły. Duchowy spadkobierca Chłopaki nie płaczą miał wskrzesić porzucony gatunek komedii gangsterskiej i zapewnić awans paru zapomnianym i zaszufladkowanym aktorom z Michałem Milowiczem na czele. Problem w tym, że twórcy zupełnie zapomnieli o widzu, tworząc film dla siebie. Futro z misia to nie jest komedia, gdzie gagi zaskakują, kwestie wpisują się do języka potocznego, a aktorzy dziarsko piszą kolejny rozdział sagi, której ojcem jest Laska i Grucha. Dowcip u Milowicza istnieje jedynie w świadomości gości, zaproszonych do tej makabrycznej śmieszno-strasznej papki. Panowie uparcie trwają w alternatywnej epoce, w której dziwnym trafem Guy Ritchie nigdy się nie narodził, gangsterzy pozostali w domach, a Martin Scorsese przerzucił się na kino familijne. Futro z misia, napędzane wąsem Sławomira i prostacką widokówką z pięknego Podhala jest najprościej mówiąc zawstydzające. Jeśli w naszym rankingu dałoby się wyfiltrować filmy pod kątem poziomu żenady, Futro… błyskawicznie awansowałoby o kilkanaście pozycji. Cytując tekst piosenki promującej film – “Futro z misia, niezła draka i choć chciałbyś dać drapaka, kilku smutnych cię odwiedzi, by nakłonić do spowiedzi.” Ubaw że hej. [Tomek Ludward]
16. Bad Boy
15. Weekend
Cezary Pazura, który był reżyserem projektu, reklamował go jako komedię, gdyż co jak co, ale na komediach zna się jak nikt. Niestety film nie jest ani trochę śmieszny, a obok komedii nawet nie leżał, nie wspominając o cringe’owych dialogach. Nie ukrywajmy jednak, że jedynym powodem powstania tego tworu komediopodobnego, aspirującego do bycia polskim Przekrętem Guya Ritchiego, była chęć rozpoczęcia kariery aktorskiej przez żonę pana Cezarego. Film ma właściwie wszystko, ale nic sobą nie reprezentuje. Są półnagie kobiety, szybkie samochody, przemoc i żarty na dość niskim poziomie, a do tego całkiem zdolni aktorzy zmuszeni do odgrywania prawdopodobnie najbardziej żenujących scen w całej swojej karierze. Nic więc dziwnego, że produkcja otrzymała trzy nagrody Węży, w tym dla komedii, która nie śmieszy. I tylko żal Pawła Wilczaka, bo on chyba jeden zdawał sobie sprawę, w czym przyszło mu grać. I tylko dziwi nominacja do Złotej Kaczki dla najlepszego filmu. [Gracja Grzegorczyk-Tokarska]
14. Polityka
Polityka nie wyważy żadnych drzwi, nie otworzy niczyich oczu. Wszystko, czego można się z tego filmu dowiedzieć to to, że politycy kłamią, kradną, mają kochanki i wykorzystują prostych ludzi (których w założeniu mieli reprezentować bohaterka Ani Karczmarczyk i bohater Daniela Olbrychskiego). I jak traktować poważnie film, w którym zamiast przedstawić realne problemy polskiej polityki tworzy się jarmarczne political fiction? Rdzeń scenariusza stanowią bowiem plotki, domysły i pomówienia; zobaczymy np. jak „Macierewicz” przyjmuje elektrowstrząsy albo całuje się z młodym wiceministrem obrony narodowej. Cały wywrotowy potencjał tematu został zaprzepaszczony, bo Vega popełnia tu ten sam grzech, co przy Botoksie – zamiast skupić się na jednym temacie, np. poprzez wiwisekcję konkretnej afery, wybiera skakanie po nagłówkach, wszystkoizm i tanią publicystykę. Efektem jest chaotyczny zlepek scen (a raczej skeczy) i fabularna sraczka. [Katarzyna Kebernik, fragment recenzji]
13. Kobiety mafii
Okropny scenariusz to nie tylko kiepskie postaci – całość nudzi i potwornie się dłuży, i to pomimo licznych głośnych atrakcji. Wynika to z koszmarnie nierównego tempa, które wielokrotnie sięga zenitu, po czym kompletnie spada na niemiłosiernie długi czas. Zupełny brak konsekwencji odczuwalny jest także w tonacji filmu, który w jednej scenie pokazuje groteskową przemoc (zwykłą i seksualną) w kontekście humorystycznym, a drugiej karmi nas ckliwymi obrazkami wyjętymi z opery mydlanej. […] Po Kobietach mafii zastanawia mnie tylko jedna rzecz – czy Vega naprawdę jest tak fatalnym reżyserem, czy może świadomie odwala kompletną chałturę? W jego nowym dziele nawet zdjęcia i montaż przywodzą na myśl amatorskie produkcje. Śmiechu warte ujęcia z drona i bardzo źle dobrana muzyka tylko dopełniają poczucia “taniości” tego filmu. Pomimo starań nie potrafię znaleźć ani jednej rzeczy, którą mógłbym pochwalić. [Mikołaj Lewalski, fragment recenzji]
12. Bitwa pod Wiedniem
A na początku filmu myślałem jeszcze, że nie wszystko stracone. Dlaczego? Jak mało który film tego typu „Bitwa pod Wiedniem” podejmuje (na chwilę) temat krytyki pozornej religijności, która skupia się na mało istotnych szczegółach – relikwiach, gestach i ceremoniałach. Jednak niezmiennym pozostaje fakt, że ten film to laurka od katolików dla katolików, coś w stylu poklepania po plecach i stwierdzenia „jesteśmy fajni”. Infantylna, arogancka, zapatrzona w siebie i przeświadczona o własnej nieomylności. Nie ogląda się na nikogo, nie nawołuje do rozmowy, nie stara się zmobilizować do myślenia. Tak bardzo, że nawet sami katolicy po seansie mogą odnieść słuszne wrażenie obcowania z niewiele wartą propagandą. [Maciek Poleszak, fragment recenzji]
11. Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3
Ten reanimowany przez znane twarze filmowy trup wyszedł z szafy zdecydowanie za późno, jakby nie do końca orientując się, co to za czasy i w jaki sposób chce się zaprezentować nowej widowni. Z punktu widzenia kogoś, kto czuje więź emocjonalną z polskim kinem lat osiemdziesiątych, ta podróż może wydać się smutnawa, bo Kasia Zawada nie przekazuje niczego nowego o świecie, a jedyną informacją jest to, co widzimy na twarzach Grażyny Błęckiej-Kolskiej, Ewy Kasprzyk czy Jerzego Rogalskiego. A komunikat ten nie bierze jeńców i brzmi: lata minęły bezpowrotnie, a świat nie daje wam niczego w zamian. Jest to więc zadziwiające, że głębsze zastanowienie się nad losami tych fikcyjnych postaci przywołuje raczej smutek niż rozbawienie. [Jakub Koisz, fragment recenzji]