search
REKLAMA
Recenzje

BAD BOY. Definicja KIBOLA wg Patryka Vegi

Odys Korczyński

22 lutego 2020

REKLAMA

Do dzisiaj Patryk Vega był dla mnie reżyserem, który tandetnie wykorzystywał najgorsze instynkty widzów jedynie po to, żeby się o nim mówiło. Być może to kwestia wyłącznie statystyczna przy takich ilościach kręconych filmów, ale nie boję się stwierdzić, że Bad Boy jest filmem w pewnym określonym wymiarze niezłym. Rzecz jasna, cierpi na typowo vegowskie bolączki, lecz mocno dotyka i celnie mówi o jednym z wciąż mniej rozpoznanych problemów społecznych, który, rzecz jasna, zasługuje na potępienie, jednak nie bezmyślne. Inaczej wojna między kibolami i psami nigdy się nie skończy, a jej podtrzymywanie będzie na rękę pewnym grupom u władzy, tak samo zresztą jak jej niegdysiejsza inicjacja. No i ten Niccolò Machiavelli, na którego barkach spoczęła filozoficzna odpowiedzialność za kibolską motywację do działania.

Patryk Vega z wielkim mozołem, lecz mimo wszystko sukcesywnie, odrabia lekcje stania się poprawnym rzemieślnikiem filmowym. Do tej pory przeważnie pływał w mojej świadomości gdzieś na samym dnie, nie rokując żadnej poprawy. I gdy sądziłem, że będzie repetował tę klasę w nieskończoność, pojawił się Bad Boy. Spokojnie jednak z tymi fanfarami. Vega nie przemienił się nagle z niepokalanej dziewicy w demonicznego wyjadacza piekielnych kotłów lub, mówiąc jaśniej, w wielkiego reżysera, którego kontrowersyjność nie jest oparta na tanich sztuczkach. Jeśli Vega kręci takie filmy jak Bad Boy, tym bardziej trzeba być czujnym. Sądzę, że dla takiego kameleona moralnego i ideologicznego nie jest żadną trudnością podszyć się pod cokolwiek, żeby tylko zarobić kasę.

Tak więc wiele kwestii się nie zmieniło. Najnowsza produkcja reżysera cierpi na klasyczne dla kina Vegi bolączki realizacyjne – szczątkową scenografię, niewprawne technicznie prowadzenie ostrości kamery, miejscami zbyt szybką akcję, efekty specjalne przypominające tanie kino gore z lat 80., Piotra Stramowskiego, który nadal nie nauczył się poprawnej dykcji, zupełny brak pomysłu na światło w scenach, dopuszczanie do dialogów nieprzygotowanych naturszczyków i tak dalej. Jeśli zaś chodzi o bardziej szczegółowe wtopy w Bad Boyu, cały czas zastanawiam się, czy film cokolwiek straciłby na wartości, gdyby nieco oszczędzić widzom bluzgów, a w szczególności słowa „kurwa”.

Poza tym odniosłem wrażenie, że oglądam produkcję o piłce nożnej i rozgrywających się w niej aferach. Warto by było więc nakręcić jakieś nadające się do oglądania zdjęcia z boiska. Już Piłkarski poker z 1988 roku wygląda pod tym względem o niebo lepiej. Poza tym warto by było ubrać piłkarzy w lepsze stroje, które nie przypominałyby wdzianek z poprzedniej epoki. Zadbać o realizm meczów, wprowadzając szersze plany stadionowej widowni, logotypy, fotoreporterów, statystów w rolach policjantów, ochroniarzy i obsługi. Inaczej, jaki doskonały nie byłby scenariusz, kulawa forma, w którą go przyobleczono, osłabia go wizualnie swoją taniością, bo ze świata realnego pamiętamy więcej i dokładniej. Co do muzyki Łukasza Targosza, myślę, że miewał lepsze pomysły (chociażby Diagnoza), a tak w końcu ciągle waląca po uszach monotonia ścieżki dźwiękowej Bad Boya robi się równie nieznośna, co lecące z ekranu „kurwy”.

Na szczęście zaangażowanie w rolę Antoniego Królikowskiego i Macieja Stuhra wciąga, a niestandardowe jak na kino sensacyjne zakończenie pozostawia łechcący wyobraźnię niedosyt. Co do Katarzyny Zawadzkiej, nad wyraz starającej się być najokrutniej dwulicową we wszechświecie femme fatale, może wyjdzie jej to lepiej, gdy osiągnie wiek Małgorzaty Kożuchowskiej, czyli filmowej pani prokurator Anny. Inną inszością i niewątpliwie w polskim kinie egzotyką są aktorzy grający typowych kiboli – a więc siłka, buły na anabolach i od czasu do czasu spuszczenie wpierdolu innym karkom na ustawce. O sceniczne zawodowstwo posądzić ich trudno. Nadawaliby się na epizody, ale na przewijanie się cały czas w głównych wątkach fabularnych nie byłem gotowy. Styl Vegi polega jednak na eksploatowaniu pewnych wątków aż do samego dna, zwykle bez uwzględniania jakichkolwiek hamulców i formalnie dobrego smaku.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA