Bycie matką uniezależnia, a przynajmniej powinno, gdy zostaje nią kobieta ceniąca sobie indywidualność. Android, który dowiedział się o swojej unikalności, tym bardziej poczułby się jedyny, ważny i kluczowy dla procesu stwórczego. Żaden Bóg już nie może wejść mu w drogę. Paradoksalnie, zostając matką, Matka udowadnia sama sobie, że ateizm jest jedynym wyjściem, a mitraityczne pojęcie Sola niezłą hochsztaplerką. Ważne są słowa, które wypowiada do Matki Sue (Niamh Algar): – Gdy ludzie nie chcą uwierzyć w swoje szczęście, muszą stworzyć Boga, by mieć komu za nie dziękować. Sue nie mogła mieć dzieci po poronieniu, dlatego tak pokochała Paula. Obydwie z Matką są osobliwymi rodzicami. Matka – android nieposiadający praw człowieka, najpierw wychowuje zabrane z Ziemi embriony, a gdy jedynie Champion przeżywa, kierowana chęcią zemsty niszczy Arkę i kradnie z niej część dzieci. Reszta wraz z kolonistami spod znaku Sola ginie. Potem za sprawą tajemniczego planu ateistycznego stwórcy Matki w jej brzuchu zaczyna rozwijać się płód oparty na węglu. Trzeba go karmić krwią, jak jakiegoś demona. Pewnie tak potraktowaliby go mitraici. Sue zaś najpierw zgładziła wraz z Marcusem prawdziwych rodziców Paula, żeby dostać się na Arkę, a potem przyjęła na siebie rolę biologicznej matki z całą odpowiedzialnością za dziecko. Nie było ono dla niej już przepustką do lepszego świata, a JEJ dzieckiem – rekompensatą za bezpłodność. Dla Marcusa również, dopóki mitraizm i rola wybranego przez Sola nie pomieszała mu w głowie.
Stanowisko matki więc, o której mówi film, często funkcjonuje poza biologicznym pokrewieństwem, a dokładniej wykracza daleko poza akt prokreacji. Winy Sue i syntetycznej Matki-nekromancerki zostały zepchnięte na drugi plan, gdyż bez ich opieki dzieci pozostające pod ich pieczą po prostu by nie przeżyły. Okazuje się, że na Keplerze 22b pragmatyzm i racjonalny osąd górują nad ziemską moralnością, i to zarówno tą ateistyczną jak i mitraityczną. Matka, kobieta i aborcja są pojęciami, rolami oraz obowiązkami zdefiniowanymi pragmatycznie. Czy jest więc miejsce na feministycznie pojętą wolność? Tempest z jednej strony chciała usunąć ciążę, a z drugiej była zbulwersowana, gdy okazało się, że zwierzę, które zabiła, było samicą z embrionem w brzuchu. Ta ambiwalentność w zachowaniu postaci Tempest i Matki jest wyraźnym ostrzeżeniem, żebyśmy tak pochopnie nie szafowali moralnymi ocenami stosowanymi wobec tych kobiet, które musiały usunąć ciąże, zwłaszcza mając na względzie to, jakie dziecko Matka faktycznie urodziła.
Jest jeszcze jedna sprawa. Odkąd Matka stała się brzemienna, jej pozycja w społeczności dzieci wyraźnie wzrosła. Uznały one, że zapłodniony android jest przejawem cudu dokonanego przez Sola i należałoby spisać nowe pisma. Wszystko pasuje. Kobieta zapłodniona wirtualnie, niemal jak Maryja przez Ducha Świętego. Jaskinia obok tajemniczej jamy wybrana na miejsce urodzenia. Kogo? Mesjasza? Eksperymentalnego gatunku, który w jakiś sposób uratuje Keplera 22b? Jedno jest pewne. Dla Matki kopulowanie, owszem, było przyjemne, lecz porównała je do intensywnego uczenia się czy też wchłaniania nowych danych, koniecznych do zbudowania płodu – pamiętna rozmowa z Ojcem, kiedy on niespodziewanie jak na androida okazuje jej zazdrość o nowe dziecko i sposób jego uzyskania. W istocie tak jest. Płodzenie dzieci nie jest żadnym cudem, a powtarzalnym mechanizmem replikacyjnym, polegającym na wymianie ogromnych ilości danych zawartych w matrycach DNA. Za cud uznawane jest często post factum, z powodów czysto emocjonalnych i ludzkich skłonności do myślenia magicznego. Gorzka jest refleksja Guzikowskiego, jak bardzo można się pomylić, myśląc po ludzku. Gdyby zarówno Campion, jak i pozostałe dzieci zobaczyły, czym jest embrion Matki, mogłyby zwątpić w domniemane podszepty Sola. Oczywiście nie ma tu przypadku. Najwidoczniej Kepler 22b potrzebował tego typu organizmu.