search
REKLAMA
Artykuł

5 powodów, dlaczego WYCHOWANE PRZEZ WILKI to ZMARNOWANY POTENCJAŁ

A jak wy wspominacie przygodę z głośnym serialem HBO?

Jakub Piwoński

24 marca 2022

REKLAMA

Jakiś czas temu na HBO Max zakończyła się emisja drugiego sezonu Wychowanych przez wilki. Po dość dziwnym, enigmatycznym i w dużej mierze rozczarowującym finale pierwszego sezonu w wielu z nas tliła się jeszcze nadzieja (w tym we mnie, czemu dałem wyraz TUTAJ), że Ridley Scott (producent) wespół z Aaronem Guzikowskim (showrunner) zdołają w sposób interesujący przedłużyć tę historię. Dziś można to już powiedzieć z pełną odpowiedzialnością – projekt Wychowane przez wilki nie wypalił. Prawdopodobnie zostanie zapamiętany jako jeden z dziwniejszych seriali SF, którego potencjał, odczuwalny w pierwszych odcinkach, został kompletnie zaprzepaszczony. W tym tekście tłumaczę dlaczego.

Gdyby fabuła nie była tak rozwodniona

Historia przedstawiona w serialu Wychowane przez wilki nie należy do prostych, choć na taką się zapowiadała. Pierwsze odcinki serialu (wyreżyserowane przez Ridleya Scotta) wprowadziły nas w klimat science fiction o wymiarze najbardziej klasycznym jak tylko się da. Mamy tu bowiem mało optymistyczną przyszłość, w której ludzkość jest wyniszczona. Dwoje androidów ląduje na obcej planecie i dostaje zadanie wychowania ludzkich dzieci. Ten wątek jest szalenie interesujący, bo nie dość, że postacie, o których mowa, zostały zaprezentowane bardzo ciekawie, to jeszcze wydaje się odświeżający i oryginalny w ramach tego, co już w cyberpunkowych światach zdołaliśmy widzieć wcześniej.

Natomiast problemy serialu zaczynają się w momencie, gdy zarysowany zostaje główny konflikt. Gdy świat przedstawiony zaczyna dzielić się na wierzących i ateistów, wówczas fabuła wyraźnie się rozwadnia pod wpływem namnożenia różnorakiej symboliki. Paradoksalnie właśnie wówczas historia traci także swoją energię i celowość. Jestem zdania, że Wychowane przez wilki to serial, który po prostu nie nadawał się na rozciągnięty format. Gdyby skończył się na kilku odcinkach i pozostał miniserialem, z pewnością wyszłoby to produkcji na dobre. A tak grzęźnie w mule kompletnie nieistotnych i nieciekawych wątków, które zaprowadzają nas w ślepy zaułek. Drugi sezon miał ten problem rozwiązać, ale niestety jedynie go pogłębił.

Gdyby aktorzy mieli co grać

Wychowane przez wilki to serial, w którym możemy znaleźć ciekawe postacie i jeszcze ciekawsze ich interpretacje. Problemem jest jednak to, że twórcy nie wykorzystują potencjału ani tych postaci, ani aktorów, którzy się w nie wcielają. Spójrzmy na dwójkę androidów, granych przez Amandę Collin i Abubakara Salima. Dawno nie widziałem tak brawurowo odegranych humanoidów na ekranie. Jeżeli po tym serialu coś we mnie zostanie, to będą to właśnie te dwie kreacje, które z pewnością zasługują na miejsce w annałach SF. Powtórzę raz jeszcze, gdyby twórcy zdołali oprzeć historię na relacji tej dwójki, co z początku jest właściwie sugerowane, a nie odlatywać w dalekie rejony religijnych fantazji, wówczas serial zyskałby trwałe dobro. Na wyróżnienie szczególnie zasługuje rola Matki w wykonaniu Amandy Collin, która jest po prostu rewelacyjna – czasem mroczna, czasem kochająca, a czasem po prostu cholernie tajemnicza. Widać jednak, że w kolejnych odcinkach twórcy tracą pomysł na tę postać.

Trochę inaczej ma się jednak sprawa z ludzkim bohaterem, Marcusem, w wykonaniu Travisa Fimmela. Nie mam problemu z tą postacią, gdyż Marcus, jako samozwańczy prorok i lider wyznawców kosmicznego bóstwa, jest postacią stanowiącą interesujący kontrapunkt dla androidów, będących uosobieniem kultu technologii. Nie jestem jednak fanem aktorstwa Fimmela, które jest do bólu sztampowe. Mam wrażenie, że ten aktor wciąż gra Ragnara z Wikingów. Nie zdołał unieść ciężaru postaci Marcusa, która jest wymagająca ze względu na łączenie gorliwości i wolę poszukiwania prawdy z agresją i ucieczką w fałsz. U Fimmela jest jednak wszystko jednowymiarowe, w dodatku trudno jest brać go na poważnie, gdyż nieustannie zgrywa wariata. Nie jestem jednak pewien, czy w jego wypadku powinienem winić scenarzystów. Mam wrażenie, że to upór i maniera Fimmela pokierowały postać Marcusa w tę stronę. Uznaję więc jego angaż za pomyłkę obsadową.

Gdyby metafory nie były tak nachalne

Nie ukrywam, że z początku zaprezentowany w serialu wątek konfliktu między technologią a wiarą wydał mi się interesujący. Myślałem, że historia zyska na głębi, a okazało się, że… zabieg ten zaprowadził produkcję na dno. Z czasem dostrzegłem, że wspomniany konflikt posłużył twórcom jedynie do tego, by nadmuchać tę historię niczym balon i kierować przekaz z poziomu wysokiego C. Narzędziem tej dojmującej pretensjonalności są wszechobecne metafory, odnoszące się zarówno do sfery religijnej, jak i kulturowo-społecznej. Czego tu nie ma: mamy wszechobecny krucyfiks, mamy fałszywego proroka, mamy syntetycznych Adama i Ewę, mamy też szatańskiego węża i drzewo życia, a w finale drugiego sezonu znalazło się nawet miejsce na odniesienie do ukrzyżowania św. Piotra. Dużo tego.

Najgorsze jest w tych zabiegach jednak to, że są one wdrażane do serialu nie po to, by służyły jakiemuś sensownemu rozwiązaniu, ale raczej po to, by sztucznie podnieść wagę historii. A ja chyba wolałbym, by ten serial opierał się na jednej metaforze – rodzicielstwie w ujęciu fantastyczno-naukowym, ukazanym w sposób przewrotny, bo przy udziale syntetycznych postaci adaptujących ludzkie zachowania. W końcu to właśnie jest zasugerowane w tytule tej produkcji. W tym gatunku wciąż jest miejsce na szukanie sensu człowieczeństwa przy udziale sztucznej inteligencji. Jeśli historia wówczas musiałaby zostać diametralnie skrócona – trudno, ale przynajmniej uniknięto by tych wszystkich metafizycznych odlotów, dobrych tylko jako tło, a nie coś, co ma prowadzić fabułę.

Gdyby efekty specjalne nie trąciły myszką

Nie udało mi się dokopać do informacji, ale jestem niemalże pewien, że na realizację drugiego sezonu twórcy otrzymali znacznie mniej pieniędzy. Podejrzewam, że stało się to wynikiem mieszanej recepcji pierwszej odsłony. Jej problem leżał głównie w historii, ale w przypadku skali przedsięwzięcia jej elementów wizualnych, w tym scenografii, kostiumów i efektów specjalnych, trudno było znaleźć słaby punkt. Wychowane przez wilki wyraźnie obniżyło pod tym względem loty w drugim sezonie. Nie zapomnę sceny w jednym z pierwszych odcinków sezonu drugiego, gdy z oddali widzimy zmierzający do celu pojazd. To, jak on został siermiężnie zaprojektowany, biło mnie po oczach – przypomniały mi się dobre praktyki efektów specjalnych rodzimego Wiedźmina.

Z początku wydawało mi się, że nastąpiły jakieś chwilowe problemy z transferem danych podczas emisji on-line, ale nie, to nie był tego rodzaju problem. Bo jak później zobaczyłem węża, a jeszcze później jakiegoś morskiego potwora, nie miałem już wątpliwości, że to CGI trąci myszką. Spece od efektów albo dostali mniej czasu na realizację zleconych pomysłów, albo po prostu budżet działań wizualnych znacząco się zmniejszył. Drugi sezon jest przez to znacznie bardziej kameralny, brakuje w nim zmian lokacji, co rzecz jasna znajduje swoje uzasadnienie w fabule, ale jest to uzasadnienie stworzone pod istniejące warunki, a nie odwrotnie. Scenarzyści mieli związane ręce, grzęźli w mule zamkniętej piaskownicy i wyszło z tego coś, czego chyba nie da się już kontynuować w takim formacie.

Gdyby serial posiadał głównego bohatera

Nie wiem, kto mógłby nim być. Może należało poprzestawiać nieco akcenty w postaci Matki tak, by dało się do niej zapałać sympatią. Może należało dać jej jakąś czytelną motywację. Może należało ujarzmić zapędy Travisa Fimmela w kreacji postaci Marcusa, tak by nie weszła ona w buty nieokrzesanego wikinga z przyszłości. Może Campion lub Paul to chłopięcy bohaterowie, którzy przy odrobinie dobrej woli ze strony scenarzystów zdołaliby unieść tę historię na swych barkach. A może po prostu temu serialowi brakuje kogoś jeszcze, jakiegoś innego bohatera, który zdołałby pogodzić te dwa walczące ze sobą światy i zachęcić nas, widzów, do siedzenia przed ekranem i ekscytowania się losem tego bohatera i losem upadającego świata? Jestem przekonany, że serial Wychowane przez wilki zyskałby na wartości, gdyby pojawił się w nim ktoś, kogo motywacje i emocje byłyby dla nas zrozumiałe. A tak musimy wybierać między nieobliczalną androidką, pogrążonym w szaleństwie kaznodzieją a dziećmi z tektury, którym przyczepiono do ust puste hasełka. Stawiam też tezę, że byłbym w stanie zaakceptować wiele fikołków scenariuszowych Wychowanych przez wilki, gdyby był w tym świecie ktoś, kogo po prostu bym lubił.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/