Gęsia skórka dziecka Rosemary. Jaki jest IDEALNY film na HALLOWEEN?
W Halloween trzeba się cieszyć i trochę bać jednocześnie. Niezależnie od tego, czy 31 października będziemy objadać się słodyczami ku czci nimfy Pomony, czy bawić się w składanie ofiar, by wybłagać jakiś odpust u boga śmierci Samhaina, podczas obchodów współczesnego Halloween powinno nam towarzyszyć zadowolenie. Żegnamy ostatnie ciepłe dni jesieni, witając nadciągającą zimę, lecz po niej znów przyjdzie wiosna. Trochę się więc smucimy, ale i oswajamy ten strach przed zimowym letargiem za pomocą innych zimowych, przyjemnych aktywności. Halloween warto więc spędzić na zabawie, beztroskiej, ale i refleksyjnej. Film jest jednym z tych dzieł kulturowych, które się nadają zarówno do sprowokowania myślenia głębszego niż o tym, co wsadzić rano do kanapki i za ile przy dzisiejszych cenach wędlin i serów, a zarazem zupełnie szalonej zabawy w przebraniu za doktora Plagę lub wysysających krew z fanek influencerów z Instagrama. Jeśli więc oddamy się klimatowi Halloween, z łatwością znajdziemy idealne filmy, żeby uzupełnić wieczór psot i cukierków.
Po rewelacjach na temat zepsutego światka youtuberów opublikowanych przez Sylwestra Wardęgę przebieranie się na Halloween za krwiożerczych influencerów może być w tym roku źle odebrane. W przyszłym zapewne będzie inaczej, bo czas życia informacji w sieci jest krótki, nawet opisującej bardzo złą historię. Trochę to niemoralne i sprzeczne. Z drugiej strony historia świata na sprzecznościach stoi. Nie bez kozery na środku Placu świętego Piotra w Watykanie wznosi się 40-metrowy obelisk przywieziony tam na życzenie znanego z wszelkich dewiacji cesarza Kaliguli, restauracje McDonald’s dla wielu Amerykanów są nośnikiem wartości duchowych, a np. obozów koncentracyjnych nie wymyślili naziści z III Rzeszy. Po więcej sprzeczności chętnie przekieruję do serii programów Connections Jamesa Burke’a. Na razie zostańmy przy potworach, które bywają złe, ale i czasem w Halloween właśnie całkiem nieszkodliwe.
Tak więc ta przysłowiowa druga strona medalu często istnieje, zatem nawet w święcie Halloween jest trochę radości i ostatecznego smutku, może nawet i zła z przeszłości, bo w końcu wywodzi się ono od kilku pogańskich, nierzadko krwawych festynów. Halloween jest świętem synkretycznym, należącym do wielu tradycji kulturowych, pogańskich i chrześcijańskich. Pasuje do naszych czasów bardziej niż ckliwe Boże Narodzenie, które miało wielowiekowy, gruntowniejszy i zinstytucjonalizowany marketing. Idealny film na Halloween więc również powinien być synkretyczny, radosny, prześmiewczy, gorzki i pełen tajemniczej grozy. W jednej produkcji, zwłaszcza z gatunku horroru, bo jest on w ten wieczór duchów nieodzowny, trudno jest odnaleźć wszystkie te cechy. W dwóch dużo łatwiej. Wieczór 31 października jest przecież długi. Ciemno będzie już o 17.00. Poza tym w tandemie byłoby w czym wybierać. Idealnym zestawem byłaby np. Gęsia skórka 2 wraz z Dzieckiem Rosemary.
Najpierw jednak impreza, bo od niej wiele zależy, na pewno nie idealność filmu na Halloween per se, lecz grupa wiekowa, do której jest skierowany. Halloween jest świętem bardziej angażującym młodszych ludzi niż starszych, bardziej rodziców wraz z dziećmi niż samotnych, chociaż zapewne są i dojrzali, którzy będą chcieli się przebrać i pomóc dzieciom sąsiadów w zbieraniu cukierków i robieniu psikusów. Dlatego wybierając film idealny, trzeba mieć na uwadze, że młodsi fani grozy na ekranie mogą nie chcieć Dziecka Rosemary. Na tak diabolicznie ciężkie kino jeszcze przyjdzie czas przy odpowiedniej edukacji filmowej. Dzieciom więc podejdzie za to Gęsia skórka 2. Inaczej może być z rodzicami, a to ze względu na młodych bohaterów. Dlatego po zbieraniu cukierków na osiedlowych eskapadach w przebraniach potworów i wampirów warto zasiąść do seansu, który da dzieciom rozrywkę, równocześnie przestraszy, rozśmieszy, a i czegoś nauczy o ludziach. Rodziców zaś, a dokładnie ich czasem przeradzającą się w rutynę i nudę dojrzałość, potraktuje z szacunkiem, refleksyjną prześmiewczością, a może i wzbudzi jakiś dawno skryty klimat tajemnicy, gdy byli dziećmi i po przeczytaniu Pana Samochodzika bawili się w łowców duchów i skarbów. Na idealny seans dla wszystkich, kiedy jeszcze rumieńce po bieganiu nie opadły, a stosy cukierków w ozdobnych, dyniowych miskach jeszcze się piętrzą, wybrałem produkcję pt. Hubie ratuje Halloween.
Główną rolę w nim zagrał Adam Sandler. Jest on również współautorem scenariusza. Za reżyserię odpowiadał wśród widzów raczej mniej znany Steven Brill. W obsadzie zobaczymy poza tym m.in. Raya Liottę, Steve’a Buscemiego, Mayę Rudolph oraz Roba Schneidera. Jest więc silna ekipa, a nie tak, jak w przypadku Gęsiej skórki 2 w większości nieznani aktorzy. Twórcy więc ukłonili się starszym widzom, i to również tym ceniącym kino zawierające w sobie szczyptę alternatywnego hipsterstwa. Poza tym bohater grany przez Adama Sandlera jest zajmującą hybrydą człowieka w spektrum autyzmu z elementami ADHD, co niektórzy mogą pomylić z opóźnieniem umysłowym i tak w filmie de facto jest. Znów jest więc materiał do analizy przez dorosłych widzów. I to wszystko zalane jest halloweenową tajemnicą, specyficznym humorem firmowanym przez znakomitego Sandlera i potworami, więc dzieci będą zadowolone. A zresztą nie posądzajmy dorosłych o takie skostnienie, że stać ich będzie tylko na szperanie w psychologii głównego bohatera i „zachwycanie” się jego ułomnościami. To nie ułomności, lecz właściwości, atrybuty jego ludzkiej substancji. Jest człowiekiem na wskroś dobrym, chociaż dla postronnych dziwnym i odstraszającym. Napisałem wcześniej, że idealny film na Halloween powinien być synkretyczny, radosny, prześmiewczy, gorzki i pełen tajemniczej grozy, tak jak to święto. Hubie ratuje Halloween taki jest. Synkretyczny, bo multigatunkowy z licznymi odniesieniami do filmowych wzorców; radosny, bo jak się możemy domyślić, Hubie daje radę ocalić święto; prześmiewczy, gdyż wyśmiewa nasze przywary i uczy, jak być tolerancyjnym (lepszym) człowiekiem w stosunku do innych, zwłaszcza odmiennych osób żyjących na marginesie społeczności; gorzki, bo pokazuje, jakie są realia życia osób ze spektrum, ale i chociażby tych, które są wilkołakami; i wreszcie pełen tajemniczej grozy, ponieważ zarówno montaż, suspens, muzyka, halloweenowa estetyka, jak i rozpisanie historii prowadzą nas do pełnego akcji i potworów finału. Nie będą się nudzić na seansie ani dzieci, ani dorośli, o ile tylko mają dystans do tematyki, a zapewne tak jest, skoro zdecydowali się w ogóle świętować w stylu Halloween.
Ale gdy mali już się wybawią i oswoją swoje lęki, dorosłym może zabraknąć wrażeń, więc gęsia skórka dziecka Rosemary może okazać się zbyt delikatna. Nadal jednak pozostajemy w klimacie halloweenowym, więc ostre rzeczy w stylu snuff rzecz jasna odpadają. Prześmiewczość jest podstawą rozrywki, nawet w klimacie horroru. Na dobry sen w Halloween, ale gdy dzieci już usną, najlepsza będzie dekonstrukcja naszych dziecięcych, literackich wzorców. Czy ktoś z was pomyślałby, żeby z Kubusia Puchatka – w sumie z Prosiaczka również – uczynić maniakalnego mordercę, który zjadł Kłapouchego, oblewa związanego i zmaltretowanego Krzysia krwią jego ukochanej oraz poluje na niewinne Instagramerki, żeby je zamordować i zjeść, albo odwrotnie? Za bohaterów Stumilowego Lasu z książek A.A. Milne’a raczej nikt się nie przebiera, lecz po seansie Puchatka: krwi i miodu może będzie inaczej. Film Rhysa Frake-Waterfielda jest jednym z najgorszych horrorów w historii kina, tego można być pewnym, jednak oferuje nietuzinkową pastiszowość, pulpowość w najgorszym stylu, mieszaninę koślawo zrobionego gore z osobliwym humorem, który może okazać się śmieszny jedynie w ten równie prześmiewczy wieczór, gdy duchy i potwory robią psikusy za cukierki. W Halloween zwierzęta zaczynają mówić ludzkim głosem, tuż przed tym, jak poderżną ofiarom gardła, a potem wbiją trupom nóż w mózg lub w martwe już usta.