GABINET OSOBLIWOŚCI Guillermo del Toro to niezaspokojone życie naszych przodków
Nasze czasy zasługują na nową formę opowieści z serii Alfred Hitchcock przedstawia dostosowaną do wrażliwości obecnych widzów, a nie tych należących do purytańskich lat 50., na dodatek w USA, kiedy to trzeba było zapewniać publiczność, że sprawiedliwość zawsze zwycięża, chociaż nie zawsze to widać naocznie w odcinku. Wyobraźcie sobie, jakie musiało być wtedy niewielkie zaufanie do zdolności krytycznego myślenia u ludzi albo co gorsze, robiono tak, bo faktycznie tych zdolności nie było. Jak to mówią znacznie mądrzejsi, znający filozofię zen – każdy z nas ma dwa życia, a drugie życie zaczyna się, gdy zdajemy sobie sprawę, że mieliśmy tylko jedno. Gabinet osobliwości Guillermo del Toro składa się z 8 historii. Każda z nich jest utrzymana w konwencji filmu grozy osadzonego w różnych czasach i co za tym idzie estetykach, lecz to tylko pozory. Świat nadprzyrodzony w Gabinecie… jest wytrawną alegorią różnych etapów chorób psychicznych, nerwic, załamań egzystencjalnych, na które chorujemy, żyjąc w społeczności pełnej mitów naszych przodków, odziedziczonych po nich emocji, i niekiedy uznając je za równe światu fizykalnemu, a forma horroru zdaje się najprzystępniejszą, żeby o nich opowiedzieć.
Czarna dziura w nas
Wszystkie te historie łączy definicja OSOBLIWOŚCI, czyli czegoś, co jest niespotykane (lub za takie uważane w jakiejś grupie kulturowej), a na dodatek czegoś, co powinno dopełnić puste życia bohaterów, lecz tak się składa, że pozornie spełnione marzenie okazuje się zwykle krwiożercze i niszczące, gdyż nigdy wcześniej nie było nam tak naprawdę potrzebne do osiągnięcia tego upragnionego stanu szczęścia. Na to więc wygląda, że Guillermo del Toro chciał nam coś ważnego przekazać – pustki w naszym życiu nie można wypełnić, dopóki nie zaakceptuje się pewnego ważnego faktu – naturalności braku.
Trzeba pogodzić się z obecnością tej czarnej, wsysającej nas dziury w środku, którą tak mocno odczuwali wszyscy bohaterowie 7. odcinka Prezentacja. Niepogodzenie się prowadzi do desperackich poszukiwań rozwiązań dostępnych nie tylko w realnym świecie, ale i rzeczywistościach magicznych, pozanaturalnych. Mniej lub bardziej uzasadniona chorobami umysłu desperacja z kolei zaburza trzeźwą ocenę tego, co dzieje się wokół, a to prowadzi do coraz bardziej szaleńczych poszukiwań rozwiązania, zaspokojenia narastającego lęku przed niespełnieniem owych marzeń, które spowodowały te wszystkie działania. Koło się domyka, bo dochodzi w końcu do całkowitej utraty kontaktu z rzeczywistością i w ten czy inny sposób do śmierci, biologicznej albo społecznej, spowodowanych pogonią za marzeniem. Alegoriami tych innych światów, które mają dać nadzieję na osiągnięcie np. bogactwa, spotkania kogoś dawno utraconego lub zyskania wiecznego piękna, są u Guillermo del Toro duchy, czarownice, demony, starożytne rytuały, kosmici, no i oczywiście śmierć w różnych ujęciach, jaka wydaje się możliwa do wykorzystania, by osiągnąć własne cele.
Czy jednak te wszystkie alegoryczne zabiegi są aż tak dalekie od rzeczywistości, którą spotykamy na co dzień? Ludzki lęk przed śmiercią i desperackie próby uzyskania życia wiecznego zadziwiająco często wyglądają jak działania zupełnie pozbawione sensu, a wręcz chore i szkodliwe. Zdrowiej by było zaakceptować swoją gatunkową rolę i nie brać się za stosowanie Guillermowskich OSOBLIWOŚCI. Nie będę więc daleko szukał. Przed chwilą obejrzałem w TV reportaż o pracy dzieci-poławiaczy monet w mieście Varanasi nad rzeką Ganges, rzeką trupów, jednym z największych ścieków na świecie, którą uważa się za świętą tylko dlatego, że tak nakazuje stosowana bez zastanowienia wygodna dla systemu kastowego tradycja. Bieda i wyzysk zatem nieprzerwanie panują uzasadnione takimi kłamliwymi symbolami magicznego myślenia o oczyszczeniu ze skończoności i uniknięciu jakimś sposobem samsary za pomocą wypłacenia się z niej. Skąd my to znamy, prawda? Dyskretnie wspomnę tylko o kupowaniu odpustów. Tak więc miliony ludzi ciągną do Varanasi, żeby wykorzystać Ganges do zaspokojenia swojej pustki, a konkretne dzieci tracą życie w imię tych idiotycznych, uwarunkowanych strachem i brakiem wiedzy czynności. Tak to się toczy, zupełnie podobnie, jak w Gabinecie osobliwości Guillermo del Toro. Potrzeby innych są tak ważne, że są skłonni do najgorszych podłości, żeby tylko osiągnąć cel, o ironio jednak w opowieściach zaprezentowanych w serialu, kary na szczęście nie unikną. Co więc z tym brakiem? Na czym polega unikalność, a jednocześnie powszechność zaprezentowanych w serialu modeli?
My jak nasi praojcowie
Przypatrzmy się bohaterom historii. Nick ze Skrytki 36 chce się szybko wzbogacić i generalnie nie cechuje go sympatia do innych ludzi – jest podłą gnidą bez zdolności empatii. Podobnie zresztą zachowuje się Masson z Hien cmentarnych. Dr Carl Winters z Autopsji może bezpośrednio nie popełnia żadnego przestępstwa, lecz także naznaczony jest brakiem, którego szansę paradoksalnie odrzuca, wybierając solidarność gatunkową w obliczu zetknięcia się z obcą cywilizacją. Stacey, bohaterka Outsiderki, jest niedowartościowaną kobietą, która chce być piękniejsza i liczyć się w towarzystwie koleżanek z pracy – podporządkowała się więc pewnemu kulturowemu modelowi. Z kolei Willa z Dzieła Pickmana dręczy artystyczne niedowartościowanie. Szuka swojego stylu, maluje technicznie znakomicie, lecz nie ma w nim szaleńczego nowatorstwa. Widzi je za to w starszym koledze, Richardzie, lecz w końcu go ono przerasta. Do uniesienia prawdziwego talentu potrzeba niezwykłej osobowości. Waltera z odcinka Koszmarów w domu wiedźmy dręczy za to coś bardziej osobistego – utrata siostry i chęć sprowadzenia jej z zaświatów. Bohater wyróżniającego się estetyczną formą odcinka Prezentacja także odstaje od reszty towarzystwa – posiadanie wszystkiego zaprowadziło jego psychikę na krańce zrozumienia naszej cywilizacji, krańce nudy i radości, dosłownie wszystkiego, co obejmuje wyobraźnia. Nic więcej nie zostało, prócz… Kolekcjonowanie ma jednak swoją straszliwą cenę. No i wszystkie te opowieści wieńczą Szmery i ich bohaterowie, będący doskonałymi modelami szaleństwa, które stopniowo pochłania wszystko, co racjonalne, przy tym doskonale udając tzw. NORMALNOŚĆ.
Napisałem w tytule, że Gabinet osobliwości Guillermo del Toro to niezaspokojone życie naszych przodków, dlatego że nasza cywilizacja cechuje się ciągłością, ale nie tylko rozwoju materialnego, lecz także emocjonalnego. Dziedziczymy emocje po naszych praojcach, a oni żyli w lęku przed tym, co niezrozumiałe, co ich przerastało, bo nie umieli wyjaśnić, na czym polegają zjawiska ich otaczające. Wiele w naszej cywilizacji wyjaśniliśmy, lecz emocje pozostały – irracjonalne i tkwiące w tradycji, która wciąż jest gorącym ich źródłem. Bohaterowie, których del Toro zestawił w swojej kolekcji, są naznaczeni pustką, brakiem, a nas widzów ich przykład uczy, że możemy znaleźć się w podobnych sytuacjach; lub całkiem możliwe, że znamy ludzi, którzy podobne historie przeżyli. Nie mam rzecz jasna na myśli wywoływania duchów, przechodzenia między wymiarami lub ucieczek przed wielkimi szczurami w podziemiach cmentarzy. Chodzi mi raczej o tęsknotę za kimś tak wielką, że tracimy z oczu to, co faktycznie istnieje i na co możemy mieć wpływ w rzeczywistości, eksperymentowanie z substancjami psychoaktywnymi, żeby przekonać się, jak dalece nasza percepcja nas ogranicza lub np. podporządkowanie życia karierze zawodowej oraz osiąganiu kolejnych poziomów bogactwa. To wszystko reakcje na brak bardzo głęboko skryty w naszej psychice, a dotykający sposobu ukształtowania samej motywacji do życia. Powinna być ona instynktowna, gatunkowo zaprogramowana, lecz nasza cywilizacja częściowo uśpiła naszą pierwotną naturę. Jej cechy ewolucyjne zostały przeniesione na substytuty techniczne, społeczne, generalnie zdobyczne cywilizacyjnie. Dlatego próby ich zdobycia i przeżywane przy tym niepowodzenia tak wiele kosztują, bo nie ma się już czym zasłonić, żeby ochronić się przed pustką, gdy instynkt na zawsze usnął. Guillermo del Toro i scenarzyści mogli więc czerpać garściami z samego prozaicznego życia. Trochę pomogli H.P. Lovecraft, Michael Shea, Henry Kuttner i Emily Caroll, chociaż np. w przypadku opowieści Lovecrafta (Dzieło Pickmana) i tak została ona mocno ulokowana w naszych czasach, jeśli chodzi o rozumienie humanizmu.
Ten tekst nie jest recenzją. Zdecydowanie nie chciałem nawet, żeby ją udawał. Gabinet osobliwości poruszył mnie jednak tak mocno, że nie sposób jest powstrzymać się przed napisaniem kilku zdań, a poprzez nie może zachęcić widzów do serialu, zwłaszcza tych z rezerwą podchodzących do horrorów w ogóle. We wszystkim, co obrzydliwe, może kryć się piękno, a nawet jeśli nie, pozostaje jeszcze szansa, że brzydota pozwoli nam zrozumieć coś, co w sensie estetycznym może prowadzić do powstania rzeczy pięknych. Nie zrażajmy się więc do obrzydlistw pokazywanych przez Guillermo del Toro. On robi to w pewnym ważnym celu, uświadomienia nas, nieraz bolesnego rozszerzenia naszej percepcji poza to, na co nawykliśmy patrzeć. Odwracanie myśli od tego, czego nie rozumiemy, jest także ucieczką, równie tchórzowską, co fizyczne przebieranie nogami do utraty tchu w jakimś ciemnym zaułku podłej dzielnicy, tyle że to drugie łatwiej wytłumaczyć i usprawiedliwić. Guillermo del Toro postanowił zatem walczyć z lękami i uprzedzeniami za ich właśnie pomocą. Spójrzmy więc na bohaterów tych opowieści jak na modele do nauki, naszej, o sobie.
Pierwsze instynkty i emocje człowieka składały się na jego reakcję na środowisko, w jakim się znalazł. Konkretne odczucia oparte na przyjemności i bólu wyrosły wokół zjawisk, których przyczyny i skutki były dlań zrozumiałe, natomiast te niezrozumiałe – od których aż się roiło w owym pradawnym wszechświecie – zostały w naturalny sposób oplecione takimi personifikacjami, cudownymi interpretacjami oraz uczuciami bojaźni i lęku, jakie tylko mogły przytrafić się rasie posiadającej nieliczne jeszcze, proste idee oraz ograniczony sposób doświadczenia. To, co nieznane, a zatem i nieprzewidywalne, nasi prymitywni praojcowie zaczęli postrzegać jako straszliwe, wszechpotężne źródło wszelkich dobrodziejstw i dopustów, jakie spadały na ludzkość z tajemniczych i zgoła nieziemskich powodów, a więc musiały niechybnie należeć do tych sfer istnienia, o których człowiek nic nie wie i nie ma w nich udziału. Do wytworzenia idei świata nierzeczywistego czy duchowego przyczyniło się także zjawisko śnienia. Ogólnie rzecz biorąc, warunki życia naszych dzikich praprzodków tak mocno sprzyjały wyzwoleniu się uczucia nadprzyrodzoności, że nie należy się dziwić, iż najgłębsza, przekazywana dziedzicznie esencja człowieczeństwa tak gruntownie nasyciła się religią i przesądami. A bohaterowie Gabinetu osobliwości są spadkobiercami owych tradycji, lęków i reakcji emocjonalnych.