GARBO, HITCHCOCK, WELLES. Poznaj patronów 15. edycji Festiwalu KAMERA AKCJA
Piętnasta edycja Festiwalu Kamera Akcja zbliża się wielkimi krokami. To edycja szczególna, bo jubileuszowa – a jubileuszom, jak dobrze wiadomo, zawsze towarzyszy chęć spojrzenia w przeszłość. W tym wypadku: również przeszłość kina. Patronami tegorocznej edycji zostały więc cztery osoby, które zapisały się w historii dziesiątej muzy na stałe – nawet jeżeli nie o każdej z nich usłyszymy podczas przyspieszonego kursu filmoznawstwa.
Dorothy Arzner
Urodziła się na przełomie XIX i XX wieku, swoją przygodę z filmem Arzner rozpoczynała więc jeszcze w okresie kina niemego. Pięła się po hollywoodzkiej drabinie powoli, ale metodycznie – najpierw pracowała jako stenotypistka, przepisująca scenariusze, potem jako script girl, pilnująca kontynuacji między ujęciami. Wkrótce nauczyła się montażu – była w stanie montować nawet po 30 filmów rocznie. Sprawiało jej to zresztą sporą satysfakcję: lubiła powtarzać, że montowanie jest zajęciem dużo przyjemniejszym i bardziej wdzięcznym od reżyserowania. Reżyserować jednak też chciała. Szansę na debiut wywalczyła sobie sama, szantażując jednego z czołowych producentów Paramountu B.P. Schulberga odejściem do konkurencji. Swój pierwszy film nakręciła w 1927 roku – a jak już zaczęła, to nie mogła przestać. W ciągu 16 lat wyreżyserowała prawie 20 pełnych metraży. Współpracowała z młodziutką Katharine Hepburn (Christopher Strong) i Joan Crawford u szczytu sławy (Dama na dwa tygodnie), odkryła Ginger Rogers, powierzając jej drugoplanową rolę w Honor Among Lovers.
Bohaterki filmów Arzner były niekonwencjonalne, przebojowe. Często podejmowały decyzje na przekór obowiązującym standardom moralnym, co kończyło się dla nich – m.in. z powodu kodeksu Haysa – śmiercią bądź samotnością. Sama Arzner też była outsiderką. Jedyną kobietą w Amerykańskiej Gildii Reżyserów Filmowych, lesbijką żyjącą w związku ze starszą o 16 lat Marion Morgan (choreografką filmową i teatralną). Była też pionierką – i to nie tylko ze względu na płeć. Aby umożliwić gwieździe Dzikiego przyjęcia Clarze Bow swobodne poruszanie się przed kamerą, Arzner umieściła mikrofon na wędce rybackiej, tworząc w ten sposób prototyp tzw. booma – statywu wykorzystywanego dziś powszechnie w branży filmowej. Swojego wynalazku jednak nie opatentowała – rok później uczynił to niejaki Edmund H. Hansen, inżynier dźwięku pracujący dla Foxa. W ramach sekcji „Ikony kina” wyświetlony zostanie jeden z jej ostatnich filmów: Tańcz, dziewczyno, tańcz z Maureen O’Harą i Lucille Ball w rolach głównych.
Greta Garbo
„Greta Garbo się śmieje!” – takim hasłem reklamowano na moment przed premierą Ninoczkę Ernsta Lubitscha. Bo rzeczywiście, skandynawska diwa wcześniej na ekranie uśmiechała się raczej rzadko. Zarówno w rodzinnej Szwecji, jak i po przeprowadzce do Hollywood grywała przede wszystkim postaci tragiczne: kobiety w kleszczach obyczajów, historii i wielkich namiętności. Jej bohaterki nie miały co liczyć na szczęśliwe zakończenia. Jako Mata Hari została rozstrzelana za szpiegostwo. Jako Anna Karenina ginęła pod kołami pociągu. Jako królowa Krystyna co prawda nie umierała, ale rezygnowała z korony na rzecz miłości – krótkiej i ulotnej. W przeciwieństwie do wielu koleżanek i kolegów po fachu Garbo świetnie poradziła sobie z przełomem dźwiękowym. Role mówione tylko zwiększyły jej popularność i doprowadziły do tego, że na całym świecie zapanowała swoista Garbomania. Fenomen szwedzkiej aktorki dotarł oczywiście również do Polski, o czym świadczą chociażby wspomnienia Leona Bukowieckiego, poznańskiego krytyka filmowego, przekonującego w swojej autobiografii, że to właśnie młodzieńcze zauroczenie Gretą Garbo zaraziło go miłością do kina. Podobnych przypadków było zapewne na pęczki. W trakcie festiwalu obejrzeć będzie można wspomnianą Ninoczkę – a zatem Garbo wbrew emploi, w wydaniu komediowym.
Alfred Hitchcock
Człowiek, którego kojarzy chyba każdy. Poczciwy Hitch patronuje w tym roku konkursowi „Krytyk Pisze”. Jeżeli chodzi o jego relacje z krytykami, to napisać trzeba, że bywały różne. Nie do końca doceniony za oceanem swoich najwierniejszych wielbicieli reżyser odnalazł w Europie, a konkretniej we Francji. W latach 50. jego kinem zachłysnęli się młodzi krytycy z czasopisma „Cahiers du cinéma” (nazywani mniej lub bardziej złośliwie „Hitchcocko-Hawksiarzami”), umieszczając go w ekskluzywnym gronie „autorów” – a zatem reżyserów, którzy na wszystkim, czego by nie tknęli, pozostawiają swój charakterystyczny ślad. Thrillery Brytyjczyka regularnie znajdowały się na liście najlepszych filmów roku wg redaktorów „Cahiers”: w 1955 roku trafiło na nią Okno na podwórze, w 1957 nieco zapomniany, a przecież znakomity Niewłaściwy człowiek, w 1959 Zawrót głowy, w 1960 Psychoza. Wymieniać można by długo – jesteśmy dopiero w połowie listy.
Doczekał się wreszcie Hitchcock wielu publikacji autorstwa krytyków filmowych – także i w tym aspekcie na pierwszy plan wysunęli się redaktorzy z „Cahiers”. W 1957 roku na rynek francuski trafiła książka Hitchcock: The First Forty-four films, napisana przez Claude’a Chabrola i Érica Rohmera. Niecałe dziesięć lat później kolegów po fachu przebił jednak François Truffaut, publikując pierwszą wersję słynnego wywiadu-rzeki Hitchcock/Truffaut (pierwotnie pod tytułem Kino według Hitchcocka) – prawdziwej Biblii kinofili, a zarazem jednej z nielicznych książek, które doczekały się poświęconego im dokumentu. Pomysł na jej napisanie narodził się ze wzburzenia, jakiego Truffaut doświadczył podczas jednej z wizyt w Stanach Zjednoczonych, słysząc po raz setny to samo, ale za każdym razem równie irytujące pytanie: „Dlaczego krytycy z «Cahiers» biorą Hitchcocka na serio? Jest, owszem, bogaty, osiągnął sukces, ale jego filmy niewiele znaczą”. Niewiele osób pokusiłoby się dziś o takie stwierdzenie – choć znam pewnego polskiego filmowca, który kilka lat temu wygłosił podobną tezę, ku zaskoczeniu całego audytorium. Pozostaje żałować, że wśród słuchaczy nie było wówczas Truffaut. Podczas festiwalu na dużym ekranie pokazany zostanie jeden z najbardziej kultowych filmów Alfreda Hitchcocka – Psychoza.
Orson Welles
Ta wybitna osobowość patronuje tegorocznej edycji konkursu „Krytyk Mówi”. I nie ma w tym przypadku – głos Orson Welles miał tubalny, głęboki, jedyny w swoim rodzaju. Użytek robił z niego nadzwyczajny. Do historii Stanów Zjednoczonych przeszła jego radiowa adaptacja Wojny światów – utrzymana w konwencji serwisu informacyjnego, ponoć tak przekonująca, że niektórzy słuchacze uznali atak Marsjan za faktyczne wydarzenie (takie rzeczy tylko w Ameryce). Z natury był showmanem: człowiekiem ekstrawaganckim i oryginalnym. Kolejne projekty artystyczne i towarzyszące im skandale tylko podtrzymywały jego wizerunek enfant terrible. W 1936 roku wystawił Makbeta z czarnoskórą obsadą, przenosząc akcję dramatu Szekspira ze Szkocji na Karaiby. Jego debiut filmowy miał być początkowo luźną adaptacją Jądra ciemności, zrealizowaną w całości z POV głównego bohatera – tak bardzo zależało Wellesowi na wywołaniu szoku formalnego. Stworzeniu czegoś, czego jeszcze w kinie nie było.
Ostatecznie nakręcił w swoim życiu tylko jedno arcydzieło – Obywatela Kane’a. Film, wokół którego narosło przez dziesiątki lat wiele mitów i kontrowersji. W urzeczywistnieniu kolejnych wizji przeszkadzali mu nie tylko małostkowi, nastawieni na zysk producenci, ale też aroganckie nastawienie, tudzież wrodzona bezkompromisowość. Bo Welles, jak chyba nikt inny, znał swoją wartość. Niech za dowód posłuży anegdota przytoczona przez Janusza Skwarę w książce z serii „X Muza”: „Kiedyś, przed jakimś odczytem, Welles, zaniepokojony nikłą frekwencją, tak zwrócił się do słuchaczy: «Panie i Panowie! Jestem dyrektorem na Broadwayu, a także reżyserem teatralnym. Jestem aktorem klasycznych sztuk. Piszę scenariusze i reżyseruję filmy, jestem także aktorem filmowym. Piszę słuchowiska radiowe, reżyseruję je i gram w nich. Jestem skrzypkiem i pianistą. Maluję, rysuję i jestem wydawcą książek. Jestem powieściopisarzem; jestem również magikiem…». Tu Welles zrobił chwilę przerwy, rozejrzał się po sali, po czym dodał: «Czy nie jest zdumiewające, że jest tu tak wiele mnie – a tak mało państwa?»”.
Festiwal Kamera Akcja potrwa w tym roku od 24 do 27 października. Oby frekwencja okazała się wyższa niż na feralnym odczycie Wellesa.