FESTIWAL FILMÓW KULTOWYCH. Chłonąc klimat dawnych lat
Podobne wpisy
Naturalnie było również miejsce na powagę. Teminator i Valhalla: Mroczny wojownik to kolejne dwa tytuły, które udało mi się zobaczyć na festiwalu. Wstyd przyznać, ale do tej pory nie miałem okazji obejrzeć żadnego z nich (Terminatora oglądałem tylko kawałkami, będąc berbeciem – trudno jednak to liczyć), ale myślę, że wyszło to na dobre. Czasem lepiej się wstrzymać i zamiast zrobić coś byle jak, poczekać na świetną okazję. I tak też było tutaj. Obejrzenie dzieła Jamesa Camerona w obdrapanej i zagraconej hali było czymś, czego nie zapomnę. Jest coś niesamowitego w obcowaniu z filmem w miejscu, które wydaje się żywcem wzięte z jego świata. Dzięki temu można osiągnąć prawdziwą immersję z ekranową rzeczywistością. Obrazowi Nicolasa Windinga Refna również towarzyszyła ciekawa otoczka, była to bowiem wspomniana wcześniej galeria sztuki. Idealny wybór tła dla duńskiego reżysera.
Jedną z największych atrakcji był zaś pokaz, który przywołaną przeze mnie immersję wzniósł na kolejny poziom. Była to projekcja równie intrygującego, co kuriozalnego thrillera sci-fi Hardware. Jej miejscem było bowiem… złomowisko. Ułożone na sobie wraków samochodów, hałdy rozmaitego śmiecia, stopniowo zapadający zmrok i zapach benzyny przemieszany z wonią popcornu – to wszystko złożyło się na kolejne niesamowite doświadczenie. I nie była to sztuka dla sztuki – magia miejsca silnie korespondowała z filmową postapokaliptyczną wizją przyszłości. Inspirowany serią Mad Max świat Hardware to dystopia pełna brudu i desperackiej walki o przetrwanie. Industrialne elektroniczne nuty ścieżki dźwiękowej, przedziwna kolorystyka i ujęcia rodem z kina eksperymentalnego czynią ten film prawdziwie unikalnym. Jego wyjątkowość była jednak odczuwalna w dużej mierze właśnie dzięki magii miejsca, w którym można było go obejrzeć.
Jak można zakończyć festiwal pełen tylu interesujących atrakcji? Zaskoczeniem! Pokaz zamykający imprezę był znany jako “Seans ukryty”. Podane były tylko miejsce zbiórki i dość późna godzina, o której należało się zjawić. Co dalej? Gdzie pójdziemy? Jaką produkcję obejrzymy? Czym nas zaskoczą? Odpowiedzi na te pytania znali tylko organizatorzy. My podekscytowani czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Ten nastąpił, kiedy przyjechał stary autobus i zabrał pierwszą turę widzów. Podróż nie trwała długo, a umiliła ją ścieżka dźwiękowa z Odgłosów (również wyświetlanych na festiwalu). Okazało się, że seans ma miejsce w lesie, blisko cmentarza. Każdy z uczestników mrocznej wyprawy otrzymał na czas seansu słuchawki bezprzewodowe. Filmem był zaś hiszpański REC, powszechnie uważany za wzorowego przedstawiciela horrorów found footage. Tak się złożyło, że i tej produkcji nie widziałem wcześniej, a w efekcie leśna projekcja wciągnęła mnie nie na żarty. Dzięki słuchawkom miałem wrażenie, że jestem sam. Nie słyszałem ludzi dookoła mnie (ani niczego innego) i praktycznie nie zdawałem sobie sprawy z istnienia czegokolwiek poza lasem i przerażającymi scenami mającymi miejsce w małej kamienicy. Już po pierwszych minutach pomyślałem sobie, że wyjścia do kina na horrory byłyby nieporównywalnie lepszym doświadczeniem, gdyby w cenie biletu było zawarte wypożyczenie słuchawek (tak jak kiedyś okulary 3D). Organizatorzy zdecydowanie nie rozczarowali i zakończyli wszystko w bardzo intrygujący i pomysłowy sposób.
Pisząc o zakończonej już 20. edycji Festiwalu Filmów Kultowych, czuję ekscytację, ale i smutek, bo nie wiem, kiedy znowu będzie mi dane przeżyć coś tak świeżego i interesującego. Inne festiwale wydają się teraz nudne i konwencjonalne. Chciałbym móc częściej oglądać nietypowe filmy w nietypowych miejscach. Chciałbym, żeby pomysłowość w organizacji całego wydarzenia była równie ważna, jak wybór wyświetlanych obrazów. Mam nadzieję, że za rok ten sukces zostanie powtórzony, a filmy kultowe zagoszczą w Gdańsku na dłużej. W takim kinie najważniejszy jest klimat, a tego było tu pod dostatkiem. Ci, którzy byli na festiwalu, chyba zgodzą się ze mną co do jego wyjątkowości. Reszta niech będzie czujna za rok – to jest coś, czego nie można ominąć.
korekta: Kornelia Farynowska