search
REKLAMA
Festiwal

FESTIWAL FILMÓW KULTOWYCH. Chłonąc klimat dawnych lat

Mikołaj Lewalski

1 lipca 2017

REKLAMA

Kino wzbudza niezwykle żywe emocje wśród jego entuzjastów. Osobiste doświadczenia, odmienne gusta i różny poziom wrażliwości artystycznej sprawiają, że to, co jeden uważa za arcydzieło, dla drugiego jest bezwartościowym gniotem. W tym morzu różnorodności i skrajności jest jednak przynajmniej jeden wspólny punkt: nostalgia. Miłość do filmów naszego dzieciństwa, pociąg do atmosfery minionych epok i niejako chęć cofnięcia się w czasie. Festiwal Filmów Kultowych wychodzi naprzeciw tej tęsknocie. Tegoroczna edycja była wspaniałą okazją przeżycia niezapomnianych chwil z kultowymi dziełami kina gatunkowego.

Czym jest film kultowy? – niektórzy zapewne się zastanawiają. Słowo “kultowy” jest dziś bardzo nadużywane i wbrew pozorom nie jest synonimem przymiotnika “świetny”. Filmy zapracowują na to miano poprzez bycie pamiętnymi; filmy kultowe są żywe w umysłach widzów nawet dekady po swojej premierze. Mają one rzesze oddanych fanów, którzy dyskutują o nich i organizują kolejne seanse, by przeżyć je jeszcze raz. Takie obrazy inspirują innych twórców, zarówno amatorskich, jak i profesjonalnych. Wcale nie muszą być też dobre. Czasem ten wyjątkowy status zawdzięczają swojemu fatalnemu poziomowi i ilości śmiechu, który niezamierzenie wywołują. Niezależnie jednak od tego, czy mamy do czynienia z arcydziełem czy gniotem, taki film musi zapadać w pamięć.

fot Michał Szymończyk

Właśnie taką ideą zdają się kierować organizatorzy Festiwalu Filmów Kultowych. W repertuarze wydarzenia każdy kinomaniak znajdzie coś, co go zainteresuje. Od szokującego kina eksploatacji przez kino akcji klasy B po senne thrillery neo-noir. Ciekawe tytuły to jednak raptem połowa uroku. Prawdziwie zachwycającym aspektem tegorocznej edycji festiwalu okazało się jego miejsce. Dotychczasowe edycje odbywały się bowiem w Katowicach, a ich organizacja przebiegała jak najbardziej bez zarzutu. Przebłyskiem geniuszu było jednak wybranie Gdańska jako nowego gospodarza i przeniesienie seansów z kin i teatrów do znacznie bardziej nietypowych miejscówek. Klub koncertowy na zindustrializowanym terenie stoczni, galeria sztuki w rozsypującej się kamienicy (stan surowy) nad samą rzeką, kino samochodowe na parkingu gdańskiego stadionu – to część fantastycznych pomysłów, które każdy seans uczyniły niezapomnianym. Skąd w ogóle taki koncept?

Myślę, że w sytuacji, w której Drive wyświetlany jest w jednej z sal multipleksu, wiele osób pomyśli: po co mam tam iść? Jeśli oglądaliśmy już jakiś film określoną liczbę razy, to taki seans nie jest czymś wzbudzającym wielką ekscytację. Pomimo wyższości sali kinowej nad domową kanapą brakuje w tym wyjątkowości. Kiedy jednak mamy okazję obejrzeć Drive w w ciepły czerwcowy wieczór w jednym z kilkudziesięciu zaparkowanych przed ekranem samochodów, niczym w Ameryce przełomu lat 50. i 60. – wtedy to chyba inna rozmowa, prawda? Trudno mi pohamować zachwyt nad pomysłowością organizatorów, którzy wykazali się pełnym zrozumieniem wyjątkowości pokazywanych filmów i dzięki temu zbudowali idealną otoczkę całego festiwalu. Nie wiem, ilu z was miało przyjemność być w Gdańsku i zobaczyć teren stoczni, ale nie mogę sobie wyobrazić lepszej okolicy jako tła takich produkcji filmowych. Niszczejące hale magazynowe, rdzewiejące blachy, roślinność i natura upominające się o swoje, porastając mniej uczęszczane miejsca – to jak miejsce do wspólnej nocnej włóczęgi i popijania taniego wina. Nie uświadczycie tu widoczków z poradnika dla turystów, a w pozornej brzydocie znajduje się  specyficzny klimat i mnóstwo urokliwych miejsc, które należy odkryć na własną rękę.

fot Michał Szymończyk

Z rozmaitych przyczyn nie miałem możliwości zobaczyć wszystkiego, co oferował festiwal, ale starałem się wybierać potencjalnie niezapomniane wydarzenia. Pierwszym był koncert zespołów Perturbator i Nightrun87. Ich muzykę można określić jako synth pop i synthwave, przy czym podczas gdy pierwszy uderza w mroczniejsze nuty, drugi celuje w pop lat 80. jako największą inspirację. Co tu dużo mówić – na żywo robiło to ogromne wrażenie i momentalnie przenosiło umysł prawie cztery dekady w przeszłość. Elektryzujące brzmienia syntezatorów, dźwięki rodem z filmów Johna Carpentera i przepych wizualny – trudno o lepszy wstęp do festiwalu pełnego miłości do tamtych lat.

To jednak była przystawka. Jakie obrazy przyszło mi zobaczyć? Dobrym wyborem okazał się film z pierwszą istotną rolą Keanu Reevesa – W zakolu rzeki. To pełna rozkosznej naiwności opowiastka o dziwnych perypetiach młodzieży w małym amerykańskim miasteczku. Tak jak w wielu innych dziełach lat 80., mamy tu grupkę barwnych dzieciaków, mroczną intrygę i nieobecne w tym wszystkim postaci dorosłych. Cieszę się, że postanowiono wyświetlić tę produkcję w wersji z lektorem – to dodało seansowi sporo uroku. Kolejny pokaz okazał się jeszcze bardziej interesujący: był nim bowiem zapowiedziany przez reżysera, Sama FirstenbergaAmerykański ninja. Jak powiedział sam twórca:

Proszę, krzyczcie, śmiejcie się i bijcie brawo, zwłaszcza w najbardziej niedorzecznych momentach!

I tak też było. W wypełnionej po brzegi klimatycznej sali klubu B90 śmiech rozbrzmiewał praktycznie bez przerwy – wyczyny Michaela Dudikoffa to prawdziwa kwintesencja kinowych absurdów lat 80. Kiedy mówi się o złotym wieku kina akcji, o nieśmiertelnych kasetach VHS i jedynym w swoim rodzaju głosie Tomasza Knapika czytającego kwestie napakowanych twardzieli, to właśnie takie filmy ma się na myśli.

Tomasz Knapik nie pojawia się tu zresztą przypadkowo, gdyż to także dzięki niemu tegoroczna edycja festiwalu okazała się strzałem w dziesiątkę. Legenda polskiej telewizji uświetniła swoją osobą dwa specjalne pokazy: Gliniarz samuraj oraz The Room. Usłyszenie jego głosu na żywo było czymś zupełnie wyjątkowym. Filmy, których kwestie przyszło mu czytać, to prawdopodobnie najsłabsze tytuły z całego repertuaru. Produkcje tak koszmarnie złe pod każdym możliwym względem, że uznaje się je za jedne z najgorszych w historii kinematografii. Oglądane w towarzystwie pięciuset zanoszących się śmiechem osób i okraszone fatalnie przetłumaczonymi dialogami, które na żywo czytał nam Knapik, stały się jednymi z najciekawszych seansów, jakie można sobie wyobrazić.

REKLAMA