search
REKLAMA
Felietony

Dlaczego właśnie teraz jest IDEALNY MOMENT na drugi SOK Z ŻUKA

Sequel „Soku z żuka” musiał kiedyś powstać, więc świetnie, że powstaje dziś.

Filip Pęziński

13 maja 2023

REKLAMA

W końcu! Oficjalnie potwierdzono plotki, przecieki i sugestie, o których mówiło się od blisko dekady, a które niedawno – wraz z sukcesem Wednesday wróciły z podwójną siłą. Sequel Soku z żuka powstanie. Za kamerą stanie ponownie Tim Burton, do swoich ról powrócą Michael Keaton i Winona Ryder, a towarzyszyć im będą m.in. Jenna Ortega, Justin Theroux i Willem Dafoe. Za scenariusz odpowiedzą prawdopodobnie twórcy wspomnianej Wednesday, a całość ma mieć premierę już w przyszłym roku.

Przez Internet przetoczyła się już pierwsza fala gorących dyskusji, czy powstanie sequela ma sens. Jak w każdym przypadku odpowiedź jest tak samo prosta, co skomplikowana: jeśli film okaże się artystycznym sukcesem, nikt jego sensu podważać nie będzie. Jeśli niegodnie kontynuować będzie oryginał, potwierdzi się niejako stanowisko, że nie warto było tematu ruszać.

Jednego jednak jestem pewien. Przez lata nie było lepszego momentu na rozpoczęcie prac na planie drugiego Soku z żuka.

Jeśli życie daje ci żuka, zrób z niego sok

Oczywiście tak długo, jak na świecie są jeszcze główne gwiazdy filmu z 1988 roku, tak długo Hollywood mogło podjąć decyzję o zrealizowaniu tego filmu. W końcu Sok z żuka to jeden z najbardziej kultowych filmów amerykańskich lat 80. (jeszcze w tym roku powróci do polskich kin studyjnych w ramach świętowania stulecia studia Warner Bros.) i bez wątpienia perła w koronie filmografii Tima Burtona. A jeśli coś wiemy o amerykańskiej branży filmowej to to, że tak dorodne owoce po prostu lubi wyciskać.

Film zatem powstać w końcu musiał (jak pisałem we wstępie, mówiło się o tym od dłuuugich lat), a nigdy wcześniej nie było ku temu lepszych warunków.

Idealne ułożenie gwiazd

Po pierwsze dotarła do nas kolejna fala nostalgicznych produkcji. Ze Spider-Manem: Bez drogi do domu i Top Gunem: Maverickiem, które uratowały kina przed okołopandemiczną zapaścią, oraz zbliżającymi się wielkimi krokami Flashem (po pierwszych pokazach nazywanym najlepszym filmem DC od czasów Mrocznego Rycerza) i piątym Indianą Jonesem (który miał zaskoczyć Stevena Spielberga tym, jak dobrą jest produkcją) widzowie zdają się znów gotowi na potężną dawkę nostalgii. A kontynuacja kultowego filmu wchodząca do kin 36 lat po pierwowzorze i to z oryginalną obsadą na pokładzie może znów rozbić bank (chociaż pewnie nie aż tak jak Maverick).

Po drugie Michael Keaton ze swoim wyczekiwanym udziałem we Flashu, gdzie powróci do kultowej interpretacji Batmana, i z jeszcze ciepłym Złotym Globem za Lekomanię na półce jest marketingowo dużo ciekawszym nazwiskiem, niż był jeszcze dekadę temu, przed premierą Birdmana.

Po trzecie zepchnięta kiedyś do hollywoodzkiego czyśćca za nieobyczajny wybryk (który – umówmy się – dzisiaj, niby w epoce cancel culture, nikogo by nie obchodził) Winona Ryder cudownie odrodziła się za mocą netflixowego Stranger Things i jej nazwisko może być znów marketingowym magnesem, ale przede wszystkim: nie być obciążeniem.

Po trzecie Tim Burton po naprawdę długich latach zadyszki i – jak sam wspomina – trudnym okresie współpracy z Disneyem w końcu dał światu hit nie tylko komercyjny (takim przecież była jego Alicja w Krainie Czarów), ale i artystyczny, którym nie mam problemu nazwać serialową Wednesday. Jest to zatem pierwszy od mniej więcej 2005 roku moment, kiedy śmiało mogę powiedzieć, że powrót Burtona na stanowisko reżysera napawa mnie nadzieją, a nie niepokojem.

Po czwarte Jenna Ortega. Prawdziwa gwiazda pokolenia Z, tytułowa Wednesday, twarz nowej ery serii Krzyk, istna królowa kina grozy. Jej udział w projekcie z pewnością może przynieść marce Soku z żuka całe nowe pokolenie fanów, a niesamowity talent i charyzma dać nam nową postać na miarę galerii osobowości oryginału.

I tak, wiem, że duża część internautów twierdzi, że młoda aktorka daje się tym angażem zaszufladkować. Ale… co właściwie każe nam myśleć w ten sposób? Ortega konsekwentnie stawia na kino grozy, Tim Burton znany jest ze swoich stałych miłości do aktorów (czy komuś przeszkadzał Johnny Depp kolejno w Edwardzie Nożycorękim, Edzie Woodzie, Jeźdźcu bez głowy?), a przygotowana dla serialowej Wednesday rola może być przecież skrajnie różna od córki państwa Addamsów.

I oczywiście, wciąż drugi Sok z żuka może okazać się niewypałem finansowym lub niesatysfakcjonującą fanów produkcją, a w najgorszym wypadku dwoma naraz. Ale ja jestem podekscytowany i pełen nadziei. W sposób, w którym nie byłbym na pewno zaledwie kilka lat wcześniej.

Ach, jeszcze jedno: odświeżcie sobie Sok z żuka. To film o braku celu, o myślach samobójczych, o zamknięciu w izolacji. Postpandemiczne społeczeństwo może nawet jeszcze nie wiedzieć, jak bardzo czeka na drugi rozdział tej historii.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na filmach takich jak "Batman" Burtona, "RoboCop" Verhoevena i "Komando" Lestera. Pasjonat kina superbohaterskiego, ale także twórczości Davida Lyncha, Luki Guadagnino czy Martina McDonagh.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA