ŚLEDŹCIE ICH KARIERY. Kultowi twórcy jutra
W niedzielę prezentowaliśmy wyniki głosowania na najlepszych reżyserów wszech czasów. Znaleźć tam mogliście wybranych przez was samych pięćdziesiąt uznanych nazwisk świata kina. Siłą rzeczy i zasłużenie wielu twórców w podeszłym wieku, zbliżających się do emerytury lub nawet takich, których zdążyliśmy już ze smutkiem pożegnać. To skłoniło mnie do refleksji, kto mógłby tych wielkich dziesiątej muzy w przyszłości zastąpić.
Poniżej dziewięć nazwisk, którym zwyczajnie warto się przyjrzeć, bo już jest o nich głośno, a z pewnością będzie jeszcze głośniej. To nie tylko reżyserzy, ale szerzej – twórcy.
Jordan Peele
Jordan Peele wszedł w kino amerykańskie z przytupem równie mocnym, co ponad ćwierć wieku temu Quentin Tarantino. Porównanie wydaje się o tyle adekwatne, że obaj to niezwykli pasjonaci kina, stawiający na kino gatunkowe, ale w jego ramach wywracający wszelkie znane zasady do góry nogami. Drogi obu twórców są jednak bardzo różne – Tarantino to typowy człowiek znikąd, podczas gdy Peele był w amerykańskim show-biznesie postacią bardzo znaną, ale jako… komik i satyryk. Całkowicie odmienił swój wizerunek w 2017 roku, kiedy napisane i wyreżyserowane przez niego Uciekaj! przy budżecie liczącym zaledwie 4,5 miliona dolarów wyciągnęło z kinowych kas ponad ćwierć miliarda i doczekało się czterech nominacji do Oscara (w tym jedna zamieniła się w statuetkę). Z kolei tegoroczne To my w kategorii aktorskich filmów oryginalnych niemal pobiło weekendowy rekord otwarcia, zajmując ostatecznie drugie miejsce. Tuż za Avatarem Jamesa Camerona. A mówimy tu o horrorach, filmach wymagających i społecznie zaangażowanych, stawiających na czarnoskórych bohaterów, a w przypadku To my na czarnoskórą kobietę. Ameryka się zmienia, a twórczość Jordana Peele’a doskonale na te zmiany odpowiada. Horrorowe aspiracje twórcy sięgają także poza kino – w tym roku przygotował nową wersję kultowej Strefy mroku, a wraz J.J. Abramsem pracuje na telewizyjną ekranizacją głośnego Lovecraft Country.
Xavier Dolan
Podobne wpisy
W tym roku Xavier Dolan skończył trzydzieści lat, ale swój pierwszy film pełnometrażowy zrealizował w wieku niespełna dwudziestu. Z Zabiłem moją matkę trafił do Cannes, skąd wrócił z dwiema pozakonkursowymi nagrodami oraz niezwykłym zapewne wspomnieniem – kilkuminutowymi owacjami na stojąco. Kolejne udane projekty przyniosły mu szereg prestiżowych nagród (w tym osiem właśnie z Cannes) i uczyniły jednym z najważniejszych, najbardziej cenionych twórców kina artystycznego młodego pokolenia. Kanadyjczyk to nie tylko reżyser, ale też producent, scenarzysta, aktor, montażysta, autor kostiumów. Jego twórczość to stylowe, podszyte wszechobecną seksualnością kino o szukaniu siebie i gloryfikacji indywidualizmu w świecie, gdzie każdy chce być wyjątkowy.
Martin McDonagh
Brytyjski scenarzysta i reżyser w przyszłym roku skończy już pięćdziesiąt lat, ale na razie pochwalić się może dopiero trzema stworzonymi filmami pełnometrażowymi. Na szczęście w jego przypadku nie liczy się ilość, ale jakość. Zaczęło się od znakomitego, kompletnie niedocenionego Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj, później przyszła pora na absolutnie intrygujących i bawiących się kinem 7 psychopatów, aby w 2017 roku McDonagh w końcu zyskał uznanie na całym świecie, dzięki szeroko komentowanym i nagradzanym Trzem billboardom za Ebbing, Missouri. Każdy jego film jest inny, uciekający od popadania w rutynę, ale przy tym z widocznym stylem twórcy. McDonagh porównywany jest do Quentina Tarantino i braci Coen, co wydaje się porównaniem adekwatnym – również on stawia na zwariowane, postmodernistyczne komediodramaty.