ATLANTA. „Twin Peaks” z raperami w odcinku „Teddy Perkins”
W poprzednim odcinku #31: ATLANTA. Odcinek „Teddy Perkins”, czyli o sztuce zrodzonej z cierpienia.
Donald Glover powiedział kiedyś, że Atlanta to dla niego „Twin Peaks z raperami”. W żadnym odcinku nie wybrzmiewa to tak dosadnie jak właśnie w Teddy Perkins. Równie dużo jest tam Uciekaj, Misery, Psychozy czy Co się zdarzyło Baby Jane?
Uwaga, tekst zdradza zakończenie odcinka!
Nie wchodź do tego domu, czarnuchu
Wybór tylko jednego odcinka z 3 gotowych sezonów Atlanty było sporym wyzwaniem. Ciągłość fabularna nie odgrywa w tym serialu najważniejszej, pierwszoplanowej roli, dlatego liczba odcinków będących zamkniętymi, wciągającymi, niezależnymi historiami była naprawdę spora. Fubu, czyli szkolna historia fatalnych skutków zaimponowania rówieśnikom. B.A.N., czyli prowokacyjny, ale i przezabawny odcinek o transpłciowości w raperskich wersach i kwestii transrasowości. Ale siadło, Bogaty białas, biedny białas, Trini z krwi i kości, Wielka wypłata, Terrare, czyli podróż po Paryżu z samurajką uzbrojoną w czerstwą bagietkę. Serio, długo by wymieniać. Absurdalny i zabawny Fryzjer, który i tak wypada blado, bo kolejno po nim wypada właśnie Teddy Perkins.
Wybór Teddy’ego Perkinsa być może był wyborem łatwym, bo to najwyżej oceniany odcinek Atlanty (so far), ale też najbardziej wyróżniający się na tle niejednorodnej mieszanki pozostałych odcinków. Podsumowując, trudno zdecydować się na omówienie jakiegokolwiek innego. 6. odcinek 2 sezonu Atlanty nie opowiada wprost o kwestiach rasizmu, tak jak ma to miejsce w innych ekranowych historyjkach. Wystarczy wspomnieć Bogatego białasa, biednego białasa, który jest o odwróconym rasizmie, czy o Wielkiej wypłacie. Nie zostawia całkowicie z boku kwestii rasowych, ale też nie grają tu pierwszych skrzypiec. W tym epizodzie przeskakuje się z ciężkiego dramatu o toksycznym ojcostwie w czarną komedię, a później skacze się na główkę w niepokojący horror.
Wyjątkowość Teddy’ego Perkinsa zaczyna się już na etapie wyboru bohatera. Darius, dotychczas drugoplanowa postać wychodzi przed szereg, dostając swój własny odcinek tylko dla siebie. I to jaki odcinek! Zresztą, główną postacią nie mógł być nikt inny niż właśnie Darius, serialowy ekscentryk. Po pierwsze, żadna inna postać, wliczając w to Alfreda czy Earna, nie jechałaby na południe kraju wypożyczoną ciężarówką po fajnie wyglądające pianino (nawet nie umiejąc na nim grać). Po drugie, Al, tak samo ja Earn, nie zostaliby w posiadłości kogoś niepokojącego, podejrzanego i wyglądającego jak Michael Jackson po kilku dodatkowych zabiegach dłużej niż 5 minut. Jeszcze z kilku powodów ta historia nie mogłaby opisywać nikogo, tylko Dariusa.
Teddy Perkins zaczyna się właśnie jego podróżą do posiadłości niejakiego Teddy’ego. Bohater przeczytał na forum, że może odebrać za darmo fajnie wyglądające pianino z kolorowymi klawiszami. Nie przeczuwając żadnego podstępu, jedzie na miejsce. Przekracza bramę bogatej posiadłości, wyglądającej jak dom właścicieli jakiejś plantacji z czasów kolonialnych, która należy do samotnego ekscentryka. Jego mroczne sekrety zaraz wyjdą na jaw, a Darius nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że wpadł w jego sidła i zabawi tu dłużej, niż planował.
Drzwi domu otwierają się same, zanim jeszcze zdąży zapukać. W tym momencie przeszywa nas pierwszy, ale nie ostatni dreszcz. Gospodarz opustoszałej, ciemnej posiadłości szybko się ujawnia. Jest nim tytułowy Teddy o przerażająco sztucznej i nienaturalnie białej twarzy (jak się później okaże – czarnoskórego człowieka). Skojarzenia do pewnej nieżyjącej już gwiazdy pop nasuwają się momentalnie. Theodore ma delikatny głos, spowolnione ruchy, wywołującą niepokój manierę, przeszywające ściany spojrzenie i nierozłączne poczucie niepokoju w każdym skrawku ciała.
Tajemniczość podsyca również fakt, że nie dowiadujemy się, kto wcielił się w postać przerażającego Teddy’ego. W napisach końcowych pojawia się tylko „Teddy Perkins as himself”. Facet podobny do Teddy’ego pojawił się nawet na Emmys Awards 2018. Teraz już wiemy, że maskę, a właściwie protezę, założył sam Donald Glover. Czy w takim razie mamy do czynienia z white facem? Tak i to by bardzo pasowało do Atlanty. Podobieństwo do Michaela Jacksona wcale nie musi się kończyć na wyglądzie gospodarza, ale o tym później.
Teddy dobrze wie, po co zjawił się Darius. Oczekiwał go. Nie zamierza jednak szybko pozbyć się gościa. Długo przynosi mu upragnioną szklankę wody, pozwalając Dariusowi, by ten zgubił się w labiryncie korytarzy i pokoi posiadłości. Ogląda pamiątki, zdjęcia ze znanymi czarnoskórymi artystami jazzowymi, artefakty świadczące o zamiłowaniu właściciela do muzyki. Teddy bez krępacji, a nawet z dumą, opowiada mu o swoim ojcu, który w dzieciństwie znęcał się nad nim i jego bratem Bennym. Mężczyzna zmuszał synów do wielogodzinnej gry na pianinie, hodując tym samym przyszłe gwiazdy muzyki jazzowej. Darius trafia nawet na samego Benny’ego, którego Teddy przetrzymuje w domu jak więźnia. Benny, słynny pianista, cierpi na rzadką chorobę skóry, która nie pozwala mu wychodzić na słońce. Nosi maskę podobną do tej z Niewidzialnego człowieka z 1933 roku. Jeździ na wózku, nie mówi. Jedyne, co czuje, to pragnienie zemsty na bracie, jednak jego ograniczenia fizyczne mu w tym przeszkadzają. Obecność Dariusa tworzy jednak sprzyjające okoliczności, by rozwiązać dławiący spór między braćmi.
W Teddy Perkins Hiro Murai opowiada historię o sławie, ambicji, zaniedbaniu, nadużyciu, kontroli, eskapizmie, morderstwie i samobójstwie. Ważnym tematem jest tutaj pojęcie sztuki, które przez Teddy’ego oraz Dariusa pojmowane są w zupie inny sposób. Dla pierwszego z nich nierozłącznie wiąże się z poświęceniem. W końcu tak został wytresowany przez ojca, który drastycznymi metodami wychowawczymi wmówił mu, że tylko z wielkiego bólu rodzą się wielkie rzeczy. Dla Dariusa natomiast sztuka może rodzić się z miłości, niekoniecznie z cierpienia. „Nie wszystkie wielkie rzeczy rodzą się z wielkiego bólu. Czasem to miłość. Nie wszystko jest poświęceniem”, mówi, gdy Teddy celuje w niego ze strzelby. Przywołuje nawet postać Steviego Wondera, który był ślepy, ale nie zaślepiony swoim cierpieniem i znalazł sposób, by miłość do muzyki stała się jego główną inspiracją.
Teddy odrzuca jednak to spojrzenie marzyciela. Przyswoił sobie okrucieństwo ojca do tego stopnia, że patrzy na świat przez jego pryzmat. Ciężko mu przejąć perspektywę gościa, która uznaje, że muzyka może być tylko formą rozrywki, nie high artem. Stwierdzenie, że „twój brat gra ból lepiej od wszystkich innych” uznał za najwyższy komplement. Benny grał to, co najlepiej znał. Teddy wciąż ma nadzieję, że z bólu zrodzonego z choroby brata zrodzi się wielki album. Arcydzieło.
Skojarzenia z Michaelem Jacksonem wracają jak bumerang. Trudna relacja z ojcem. Historia sławy i wielkości zbudowana na przemocy oraz wyrzeczeniach. Drastyczne przygotowanie synów do osiągnięcia sukcesu w branży rządzonej i zdominowanej przez białych. Ważnym aspektem jest tu fascynacja, jaką Teddy obdarza swojego ojca. Jego reprezentacja jest w samym centrum sali poświęconej wielkim ojcom niedokończonego muzeum. Wszystko to ponownie sprowadza nas do jego postaci. Być może Teddy i zabandażowany Benny reprezentują dwie strony zmarłego Króla Popu, jego własnych psychologicznych i fizycznych zmagań. Odcinek zgrabnie prześlizguje się jednak między różnymi możliwościami interpretacji. Nie daje odpowiedzi, co było ostateczną inspiracją reżysera Hiro Muraia.
Zapuszczanie się w dalsze rejony domu sprawia, że Darius wplątuje się w coś, w co nie powinien. Atmosfera gęstnieje, a odcinek przeradza się w horror z upiornym gospodarzem, który za wszelką cenę utrudnia gościowi wydostanie się ze swojej posiadłości. Dźwięk pianina miękko rozlewającego się po korytarzach budzi raczej przerażenie niż miłe odczucia, zważając na fakt, z jakim cierpieniem wiązała się dla bohaterów gra na tym instrumencie. Choć akcja odcinka rozgrywa się za dnia, a dom, oprócz kilku kolonialnych artefaktów i okropnej ściennej tapety, za bardzo nie przeraża, strach jest obecny w każdej scenie. Strach generowany przez obecność nieprzewidywalnego gospodarza, który, jak na samym początku odcinka, może czaić się gdzieś w cieniu. To naprawdę doskonały horror psychologiczny w miniaturze.
Relacja Teddy’ego i Benny’ego jest naprawdę przerażająca i to pod każdym względem. Benny jako bardziej utalentowany z braci zyskał sławę i zrobił karierę. Darius przegląda jego zdjęciom ze Steviem Wonderem czy Ahmadem Jamalem. Mimo że rodzeństwo przeszło wspólnie przez to samo piekło zgotowane im przez jego ojca, Teddy nie miał predyspozycji, by spełnić oczekiwań rodzica i zostać wielkim muzykiem. Przez lata żył w cieniu Benny’ego, do czasu, gdy ten nie zapadł na tajemniczą chorobę. W końcu Benny trafił pod opiekę brata, który od dawna kumulował w sobie nienawiść. Postanowił dać jej ujście. Zwabił Dariusa, myśląc, że jest fanatykiem Benny’ego (w rzeczywistości Darius nie miał pojęcia, kim on jest. Po prostu uznał, że pianino z kolorowymi klawiszami jest cool). Chciał go wrobić w morderstwo brata.
Gdy Darius zaczyna rozumieć powagę sytuacji i swoje położenie, jest już za późno. Jak wyjawia mu Teddy, ma zostać jego „ofiarą”. Obecność gościa pozwala jednak na konfrontację braci, którzy rozwiązują konflikt narosły przez lata w dość krwawy, ale też zrozumiały sposób. Benny zabija Teddy’ego, a potem bez wahania strzela sobie w głowę. Przez krótką chwilę czuje się ulgę, że Benny odzyskał sprawczość i uciekł z domu wariatów, w którym był więźniem. Obok pojawiło się jednak poczucie żalu, że Dariusowi nie udało się uratować żadnego z mężczyzn i musi się zadowolić ocaleniem tylko samego siebie. Pod koniec odcinka chce się dokopać do sedna sprawy i odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ludzie ranią siebie nawzajem? Dlaczego zranienie musi prowadzić do kolejnego, jeszcze większego zranienia? Choć przemowa Dariusa o miłości daje odrobinę nadziei, finalnie i tak wygrywa pesymizm i fatalizm.
Jednak, co ważne i smutne, Darius nie dostaje tego, po co przyjechał. Razem z ciałami w czarnych workach policjanci wyprowadzają z budynku pożądane przez bohatera pianino Benny’ego jako dowód w sprawie. Markotny patrzy na tę scenę, wsłuchując się w idealnie pasujący do sytuacji utwór Evil Steviego Wondera. Stevie zgrabnie spina historię w klamrę. O wydarzeniach, które rozegrały się w posiadłości Teddy’ego Perkinsa, Darius nigdy już nie wspomni. Być może nawet nie opowiedział Alowi i Earnowi, czego był świadkiem. Nie należy w końcu do wylewnych.