5 najlepszych ról CHUCKA NORRISA na 80. urodziny
Dzisiaj można zażartować, że Chuck Norris mógłby wchłonąć cały botoks znajdujący się na świecie, a i tak nadal by się uśmiechał, tyle że już by nie był do siebie podobny. Przez pewien czas faktycznie trudno go było rozpoznać, przez co skończył w kilku nieciekawych zestawieniach aktorów, którzy przesadzili z operacjami plastycznymi. Ostatnio jest jednak lepiej, bo na twarzy boskiego Chucka widać już tylko naturalną starość.
Dzisiaj kończy 80 lat. Zakończył symboliczną drugą połowę życia. Oczywiście Chuck nie byłby sobą, gdyby przeżył ją po raz kolejny, a później zabrał się za pierwszą, i tak w kółko. Przyznam się, że kawały o Norrisie są jednymi z tych nielicznych, które śmieszą mnie zawsze. Przede wszystkim oparte są na realnej legendzie wielkiej gwiazdy kina akcji. W swojej szczytowej formie Chuck wyprawiał w filmach rzeczy z pogranicza zdrowego rozsądku. Był istną boską maszyną do zabijania, rzecz jasna w imię kryształowo pojętej walki ze złem i niesprawiedliwością. Poniżej mój wybór tych produkcji, które zawierają 100 procent Chucka w Chucku.
J.J. McQuade, Samotny wilk McQuade (1983), reż. Steve Carver
Reżyser Samotnego wilka… nigdy nie ukrywał fascynacji westernami Sergia Leone. Zdecydował się oddać hołd swojemu mistrzowi, kręcąc historię J.J. McQuade’a, czyli nieco zagubionego w rzeczywistości, niestroniącego od alkoholu odludka, który nie umie dogadać się zarówno ze swoją kobietą, jak i ze sobą. Na tamtym etapie kariery Norrisa ten właśnie film pozwolił mu stworzyć otaczającą go atmosferę fantastycznej niesamowitości, która miała szanse przerodzić się w coś więcej niż występy w akcyjniakach klasy B. Bo oto ten niepoukładany gość, który właściwie nie ma żadnego majątku, staje się nosicielem świętych wartości charakterystycznych dla pozytywnego bohatera kina akcji. Padają przed nim trupem niezliczone ilości bandytów, a alkohol działa na niego jak dopamina lub inny stymulator. Jest zupełnie jasne, że taki sposób docenienia twórczości Sergia Leone jest artystycznie dyskusyjny, jednak trzeba oddać filmowi sprawiedliwość i potwierdzić fakt, że Samotny wilk McQuade jest tytułem już legendarnym dla gatunku, a obydwie kreacje Chucka Norrisa i jego antagonisty Davida Carradine’a (Rawley Wilkers) stały się dla obydwu aktorów symboliczne w ich karierach. Dla Chucka rozpoczęła się boska era i praca na te wszystkie kawały, no bo przecież tylko on potrafi używać wasabi jako balsamu do ust.
Pułkownik James Braddock, Zaginiony w akcji (1984), reż. Joseph Zito
Gdzieś za wilkiem McQuade’em (jak dla mnie) skryła się, uznana za ikoniczną, rola pułkownika Jamesa Braddocka, żołnierza patrioty, zasłużonego dla USA w Wietnamie, z licznymi problemami związanymi z doświadczeniem wojennej makabry i ciągle niemogącego zapomnieć o zaginionych w dżungli Amerykanach. Brzmi trochę jak podstawa do stworzenia laurki chwalącej udział Ameryki w wietnamskim konflikcie? Nic bardziej mylnego. Oceniając Zaginionego w akcji z zewnątrz, można faktycznie tak stwierdzić, jednak film dotyka bardzo niewygodnej prawdy o zaginionych jeńcach, których rząd amerykański się wyparł, podobnie jak zbrodni wojennych dokonywanych na Wietnamczykach. W tamtych czasach ten problem był wciąż żywy, a Chuck Norris, jak to on, nie miał zamiaru uciec od podejmowania tematu Wietnamu, zwłaszcza że na tej wojnie zginął jego brat. Wziął się więc za barki z niezłomną postacią pułkownika Braddocka i zagrał ją tak, jak potrafił, czyli bezkompromisowo, nieco drewnianie oraz bez okazywania zbyt wielu emocji. Kamienna twarz Chucka Norrisa jest podobno tak twarda jak skała Kaukazu, do której przykuto Prometeusza, tyle że to Chuck codziennie wyjada mu wątrobę, a nie jakiś chuderlawy sęp.
Cordell Walker, Strażnik Teksasu (1993–2001), reż. m.in. Michael Preece, Chuck Bowman
Próżno fanom dzisiejszych seriali szukać w Strażniku Teksasu rozmachu, pięknych zdjęć oraz jakiejkolwiek dozy artyzmu w opowiadaniu historii. Nie taki był cel twórców. Chodziło raczej o zapewnienie widzom niezobowiązującej rozrywki w weekendowe popołudnia. Cel został osiągnięty z tzw. kultową nawiązką. Nastolatki szalały na widok Chucka Norrisa, który jako niezłomny i absolutnie sprawiedliwy strażnik Teksasu, Cordell Walker, powalał bandytów jednym kopnięciem z tzw. półobrotu. Gdy już wydawało się, że po rozbłysku w latach 80. gwiazda Norrisa zaczyna przygasać, jeszcze raz powróciła i przez wiele lat zapewniała nieskrępowaną rozrywkę widzom na całym świecie, z przeróżnym wykształceniem, narodowością, gustem. Udało się to dlatego, że Cordell Walker jest postacią archetypiczną i synkretyczną. Zawiera w sobie te z amerykańskich ideałów, które są zrozumiałe wszędzie. Przywieźli je na nowy kontynent nie kto inny jak Europejczycy. Oczywiście to, co zrobili w ich imię z milionami Indian, to inna sprawa, jednak owe wartości nadal są na sztandarach demokracji. Czasem równie aktualne, dwulicowe, staromodne, lecz skuteczne. Stąd Chuck Norris w roli Walkera stał się postacią kultową, chociaż pozbawioną artystycznego polotu.