ZAGADKA ZBRODNI rozwiązana! Prawdziwa historia KOREAŃSKIEGO ZODIAKA z filmu twórcy PARASITE
Koreański reżyser Joon-ho Bong jest na fali wznoszącej. Na plakatach nagrodzonego Złotą Palmą Parasite – który niedawno zaliczył bardzo udane otwarcie w polskich kinach – przedstawia się go jako twórcę Okji i Snowpiercera. Dla mnie jednak Bong to przede wszystkim reżyser wybitnej Zagadki zbrodni (2003). Ten doskonały kryminał, często porównywany do Zodiaka (choć wcześniejszy i lepszy od filmu Finchera), doczekał się kilka tygodni temu zaskakującego epilogu – oto po trzydziestu latach złapano mordercę, którego tak bezskutecznie szukał u Bonga detektyw Park. A fani filmu wreszcie mają w swoich rękach wszystko, co potrzebne do pełnej rekonstrukcji wydarzeń.
Zagadka zbrodni
Najpierw jednak parę zdań o samym filmie. Po pierwsze i najważniejsze – jeśli jeszcze go nie widzieliście, to natychmiast przestańcie czytać ten tekst i nadróbcie tę zaległość, bo siłą rzeczy w artykule będą spoilery. Po drugie: Zagadka zbrodni jest jednym z najlepszych kryminałów XXI wieku. Joon-ho Bong przenosi nas do koreańskiej prowincji z lat 80., wyrwanej z marazmu przez serię wyjątkowo brutalnych morderstw na kobietach. Miejscowa policja nie ma metod i kompetencji, by efektywnie przeprowadzić śledztwo. Po raz pierwszy na ich terenie pojawił się tak groźny przestępca. Nie umieją zabezpieczać śladów, nie mają środków i narzędzi do działania. W desperacji dopuszczają się wątpliwych moralnie działań, takich jak torturowanie podejrzanych, rozpaczliwie usiłując dobić się do prawdy choćby po trupach. Kiedy sprawa zyskuje rangę krajową, rząd przysyła funkcjonariuszom detektywa z Seulu – jednak mimo jego profesjonalizmu i zaangażowania nadal nie udaje się złapać mordercy. Kolejni podejrzani albo mają silne alibi, albo wykluczają ich testy DNA (na których wadliwe wyniki czeka się długie miesiące); za każdym razem brakuje jakiegoś istotnego elementu układanki, który pasowałby do całego obrazka. Giną kolejne kobiety, mordowane w coraz bardziej bestialski sposób, wydaje się, że nic nie może powstrzymać spirali przemocy. Mordercą najprawdopodobniej jest człowiek stąd, co tylko nasila atmosferę paniki. Frustracja i niemoc funkcjonariuszy udziela się widzom, podobnie jak niepokój i lęk mieszkańców wioski.
https://www.youtube.com/watch?v=eJ1-K89e36M
Ciężki, dojmujący klimat Zagadki zbrodni – rozładowywany czasem przez komizm (gapiostwo i wpadki policjantów), zgodnie z eklektycznymi zamiłowaniami Joon-ho Bonga – to wynik pieczołowitego odtworzenia realiów. Koreańska prowincja z lat 80. nie jest w żadnym wypadku miejscem przyjaznym. Policjanci stosują ubeckie metody – choć nie są przecież złymi ludźmi – a mieszkańcy żyją w quasi-stanie wojennym, w permanentnym lęku przed atakiem ze strony północnego sąsiada. Co rusz czynności bohaterów przerywa przeciągłe wycie alarmu sygnalizującego fałszywy nalot Korei Północnej, co ma trzymać ludność w gotowości i usprawnić działania w razie prawdziwego najazdu. Poza tym nad wszystkim unosi się otępiający zapach pyłu, papierosów, potu, braku perspektyw, nudy, senności – i deszczu, w czasie którego morderca rusza na łowy. Polskiemu widzowi cała ta atmosfera szarzyzny, ale i wszechobecnego zagrożenia, z pewnością skojarzy się z komunizmem. W paradoksalny sposób film Bonga jest zatem zarówno egzotyczny, jak i swojski, korespondujący z naszą narodową historią. Tematycznie i stylistycznie bardzo bliski Zagadce zbrodni jest świetny, rodzimy dramat kryminalny na faktach: Jestem mordercą.
Podobne wpisy
Tytułowa Zagadka zbrodni odnosi się jednak nie tylko do tajemniczej tożsamości mordercy z Hwaseong, na którego historii została oparta. Joon-ho Bong subtelnie, acz konsekwentnie pochyla się nad zagadką zbrodni jako takiej, nad niepojmowalnością zła. W niemożliwym do wyrzucenia z pamięci zakończeniu detektyw Park (wybitny koreański aktor Kang-ho Song, ojciec rodziny „pasożytów” z Parasite) po wielu latach od zamknięcia śledztwa odwiedza miejsce, w którym znaleziono pierwszą ofiarę nieuchwytnego mordercy. Zagląda do otworu, w którym znajdowało się ciało martwej dziewczyny, zamyśla się, wciąż trapiony przez sprawę sprzed lat. Parka obserwuje dziewczynka, która po chwili wyznaje mu, że niedawno kręcił się w tym miejscu inny mężczyzna i zaglądał do tej samej dziury. Zapytała go wtedy, po co tam zagląda, na co nieznajomy odparł, że dawno temu coś tutaj robił i przyszedł sobie powspominać. Poruszony policjant chce wiedzieć, czy dziewczynka widziała twarz tamtego mężczyzny. Mała odpowiada, że tak. „I co? Jaki był? Jak wyglądał?” – drąży dalej Park. „Normalnie” – wzrusza ramionami dziewczynka. – „Najzwyczajniej na świecie”. Film kończy się zbliżeniem na wyrażającą całkowite skołowanie twarz Parka, który patrzy prosto w kamerę – na widza.
I tylko co powiedziałby filmowy detektyw Park 30 lat później, kiedy to morderca, którego szukał z takim wysiłkiem, po omacku i często bezprawnymi metodami, odnalazł się w zdumiewająco nieoczekiwany sposób? Życie pisze najbardziej przewrotne scenariusze – i z pewnością zna się na ironii. Epilog, jaki przygotowało dla Zagadki zbrodni, w dziwny sposób wpasowuje się w gorzką wymowę filmu Joon-ho Bonga i upiorność samych morderstw z Hwaseong.
Morderstwa w Hwaseong
Prawdziwa historia zaczyna się w 1986 roku w położonym od 43 km od Seulu koreańskim miasteczku Hwaseong. 15 września na niezabudowanym terenie znaleziono ciało 71-letniej kobiety. Wszystko wskazywało na morderstwo ze szczególnym okrucieństwem, dodatkowo sekcja wykazała, że ofiara została zgwałcona tuż przed śmiercią – co ze względu na wiek denatki wywołało szok i zniesmaczenie. Nikt w spokojnej, prowincjonalnej okolicy nie podejrzewał jednak, że to dopiero początek horroru. Miesiąc później na odludziu znaleziono ciało kolejnej kobiety – również bestialsko zgwałconej i uduszonej. Do lokalnych mieszkańców powoli docierała przerażająca świadomość: morderstwa w Hwaseong były dziełem seryjnego mordercy.