Przyjaźń na śmierć i życie to przykład filmu zdewastowanego przez producentów.
Samotna matka Jeannie Conway i jej syn, nastoletni geniusz komputerowy Paul, przeprowadzają się do nowego domu na przedmieściach. Chłopak zostaje stypendystą prestiżowej politechniki i rychło zaprzyjaźnia się z rówieśnikami, miejscowym gazeciarzem Tomem oraz sąsiadką Samanthą; często we wspólnych aktywnościach towarzyszy im też BB – skonstruowany przez Paula robot obdarzony nadludzką siłą i sztuczną inteligencją. BB wykazuje nadopiekuńczość wobec swojego konstruktora, lecz poza tym wydaje się niegroźny. Mimo to wzbudza niepokój autochtonów i ostatecznie zostaje zniszczony strzałem z dubeltówki przez złośliwą dziwaczkę z sąsiedztwa. Na domiar złego uczucie rodzące się między Paulem a Samanthą jest ciągle sabotowane przez ojca dziewczyny, agresywnego alkoholika. Pewnej nocy w napadzie furii spycha on Samanthę ze schodów i dziewczyna umiera w wyniku rozległych obrażeń. Paul postanawia ożywić Samanthę, wszczepiając jej mikrochip BB.
Przyjaźń na śmierć i życie to ekranizacja powieści Friend Diany Henstell z 1985 roku. Początkowo zakładano, że będzie to fantastycznonaukowy thriller z wątkiem miłosnym, swego rodzaju mroczna wariacja na temat Gwiezdnego przybysza (1984) Johna Carpentera – tak przynajmniej wyobrażali to sobie reżyser Wes Craven oraz scenarzysta Bruce Joel Rubin. Ale testowe pokazy filmu, na których przeważali wielbiciele horrorów Cravena, wypadły fatalnie: narzekano na łagodny ton i brak gore, więc włodarze wytwórni Warner Bros. zażądali radykalnych przeróbek i dokrętek: mniej romansu i rozwoju postaci, a więcej przemocy, krwi i makabry typowej dla poprzedniego filmu tego reżysera – Koszmaru z ulicy wiązów (1984), którego sukces kasowy próbowano zdyskontować. Mark Canton, ówczesny prezes Warnera, wymusił na Rubinie dopisanie dodatkowych scen zawierających wysokie stężenie brutalności. Canton był też pomysłodawcą niedorzecznej sekwencji finałowej.
Jak na ironię, kiedy twórcy dostarczyli producentom produkt wykonany zgodnie z ich wytycznymi, okazało się, że jest on… nadmiernie drastyczny, żeby dostać od MPAA pożądaną kategorię wiekową (R zamiast X). Do akcji wkroczyła wówczas cenzura i Przyjaźń na śmierć i życie raz jeszcze padła ofiarą montażowych cięć i innych zmian w postprodukcji – zaakceptowano dopiero trzynastą wersję filmu! Producenci ingerowali nawet w jego tytuł: pierwotny Friend był tożsamy z nazwą powieści Henstell, ale został odrzucony jako nieatrakcyjny, podobnie jak A.I. i Artificial Intelligence; wybór padł ostatecznie na Deadly Friend. Nic to jednak nie pomogło – wprowadzany do amerykańskich kin w październiku 1986 roku film poniósł finansową klęskę i otrzymał negatywne recenzje. Nic w tym dziwnego, że Craven i Rubin odcięli się od Przyjaźni na śmierć i życie. W 2007 roku na DVD ukazała się wersja „uncut”, której jednak nadal było bardzo daleko do pierwotnej wizji twórców.
Przyjaźń na śmierć i życie skończyła więc jako jeden z niezliczonych filmów zniszczonych przez hollywoodzkich decydentów [podobny los spotkał też m.in. Wrota niebios (1980) Michaela Cimino, Dawno temu w Ameryce (1984) Sergio Leone oraz Rącze konie (2000) Billy’ego Boba Thorntona]. Punkt wyjścia jest nieprzekonywający, a jego rozwinięcie woła o pomstę do nieba. Mówiąc krótko, nic tu nie trzyma się kupy, za to wszystko roztacza jej fetor. Film przypomina nieudolne połączenie Frankensteina z Krótkim spięciem (1986) Johna Badhama, okraszone idiotycznymi rozwiązaniami fabularnymi, żałosnymi dialogami, bezmyślnymi jatkami oraz absurdalnym zwrotem akcji w finale, który stanowi gwóźdź do trumny tej chaotycznej produkcji. Jest to tym bardziej irytujące, jeżeli wie się, jak mniej więcej to wszystko wyglądało, zanim do filmu dobrali się producenci. I to właśnie ich – a nie Cravena i Rubina – należy obwiniać za ostateczny kształt Przyjaźni na śmierć i życie.