JERZY STUHR. Jak go zapamiętamy?
Jedni zapamiętają go jako Filipa Mosza albo Lutka Danielaka. Inni jako komisarza Rybę albo zahibernowanego Maksa z Seksmisji. Jeszcze inni wspominać będą przede wszystkim role głosowe: Osła ze Shreka i Mushu z Mulan. Najlepszą miarą talentu aktorskiego Jerzego Stuhra jest to, ile ikonicznych kreacji potrafił wykreować. Nikt nie będzie go pamiętał tylko z jednej roli.
Teza potwierdza się, gdy w dniu śmierci Stuhra przeglądam Facebooka. Każdy żegna się z aktorem w inny sposób, przywołując inne tytuły. Pisze się oczywiście o Amatorze, o Wodzireju – Stuhr był w końcu twarzą kina moralnego niepokoju, występował u Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Kieślowskiego, Feliksa Falka i Agnieszki Holland. Fani kina gatunkowego słusznie zauważają, że nie stronił od komedii i kina science fiction, przywołując wieloletnie współprace Stuhra z Juliuszem Machulskim i Piotrem Szulkinem. Ci bardziej zorientowani przypominają, że zagrał nawet w horrorze – Medium Jacka Koprowicza. Ilu polskich aktorów mogłoby powiedzieć, że spróbowało swoich sił na tak wielu polach, de facto na żadnym nie ponosząc klęski?
Mimowolnie zaczynam zastanawiać się nad tym, jak sam będę Stuhra pamiętać. Moje dzieciństwo, podobnie jak wielu osób urodzonych w okolicach przełomu wieków, trwałym stemplem naznaczyły kolejne części Shreka. Długo nie wiedziałem, że to właśnie Jerzy Stuhr odpowiada za polski dubbing Osła. Głos zrósł się w mojej dziecięcej percepcji z postacią. Nawet gdy już trochę podrosłem, wciąż nie potrafiłem tych dwóch rzeczy rozdzielić, tzn. zaakceptować faktu, że to człowiek za mikrofonem, a nie prawdziwy głos animowanego bohatera. Trudno chyba o większy komplement w dziedzinie aktorstwa głosowego.
Ważnym filmem stał się dla mnie później Spokój. Obejrzany pod koniec liceum, kiedy przeżywałem – dość niespodziewane – zauroczenie kinem moralnego niepokoju. To właściwie pierwszy film, w którym Stuhr otrzymał szersze pole do popisu. Kieślowski zachwycił się młodym, stosunkowo nieznanym aktorem na planie Blizny – następny scenariusz napisał już z myślą o nim, obsadzając go w roli byłego więźnia, którego jedynym marzeniem jest proste i ciche życie. Aktor pozwalał sobie na improwizacje, udawał naturszczyka, mocno ingerował w dialogi (nie tylko swoje), ostatecznie kończąc w napisach jako współscenarzysta. W konsekwencji stał się, jak stwierdza Tomasz Kolankiewicz, kimś w rodzaju „grającego asystenta reżysera”. Do dziś uważam zresztą, że najlepsze projekty fabularne Kieślowskiego to właśnie te, na których Stuhr odcisnął swoje piętno: Spokój, Amator, Dekalog X.
Po śmierci reżysera Trzech kolorów aktor kontynuował jego formułę na kino, wprowadzając do reżyserowanych przez siebie komediodramatów lekkie zacięcie metafizyczne, najczęściej w formie przypadków i chichotów losu. Z filmów podpisanych przez Stuhra najlepiej pamiętam Historie miłosne, które obejrzeć musiałem w związku z wojewódzkim konkursem wiedzy o filmie. Aktor w nich bryluje – wciela się w aż czterech różnych bohaterów, prezentując na ekranie pełną skalę swojego talentu. Reżyserem wybitnym raczej nie był – żaden z jego projektów nie odniósł nigdy sukcesu na miarę Wajdy czy Kieślowskiego, nawet jeżeli powstawał na bazie scenariusza autora Dekalogu (Duże zwierzę). Historie miłosne stoją więc bardziej aktorstwem niż inscenizacją, spójną konstrukcją, a nie wizją reżyserską. Z perspektywy czasu wspominam je jednak ciepło: również dlatego, że podczas rzeczonego konkursu pierwszy raz minąłem się z dziewczyną, z którą dzisiaj mieszkam i wspólnie wychowuję kota. Całkiem w temacie przewrotnego filmu Stuhra.
Po raz ostatni widziałem go w filmie Lepsze jutro Nanniego Morettiego. W drobnej, ale znaczącej roli: polskiego ambasadora we Włoszech. Podobną funkcję Stuhr spełniał zresztą i w życiu, występując we włoskich filmach regularnie, poczynając od Kajmana z 2006 roku. To nieco mniej znana, a przecież wartościowa odnoga jego kariery. Po raz ostatni pomyślałem o nim kilkanaście dni temu, kiedy Eddie Murphy zdradził, że prace nad piątą częścią Shreka są już w zaawansowanym stadium, a dubbingowany przez niego Osioł doczeka się solowego filmu. Zastanawialiśmy się z dziewczyną, czy Jerzy Stuhr da radę dograć swoje partie dialogowe. Najpierw drugi zawał, później udar mózgu, w końcu nawrót raka krtani. W ostatnich latach aktor pojawiał się na ekranie coraz rzadziej, a jeżeli było o nim głośno to raczej z powodów pozafilmowych. Od wczoraj wiemy na pewno: Osła będzie musiał zdubbingować ktoś inny.