Harry miał pecha, jeśli chodzi o kontakt z ogniem. Kevin postarał się, żeby spłonęła mu kolejna czapeczka, z tym że użył bardziej efektownego sposobu. Najpierw delikatnie podpalił nakrycie głowy Harry’ego, gdy ten zaświecał światło w łazience, i dał mu czas, żeby ten poczuł zapach spalonych włosów. Kiedy Harry uświadomił sobie, że się pali, wpadł w panikę. Dziwnym trafem w muszli klozetowej zauważył stojącą wodę. Wykonując niesamowitą ekwilibrystykę, o którą nie sposób by go podejrzewać, zanurzył w tej wodzie płonącą głowę i wtedy nastąpił wybuch. Okazało się, że to nie była woda, a substancja łatwopalna. Nastąpił gwałtowny wybuch, co zostało zaprezentowane poprzez ujęcie kamienicy z zewnątrz. Reakcja zapalająca musiała być gwałtowna, jednak ani głowa, ani muszla klozetowa zbytnio nie ucierpiały. Głowa Harry’ego powinna przypominać pieczonego ziemniaka, a on wić się w konwulsjach z powodu poparzenia oczu i dróg oddechowych. Twórcy filmu zdecydowali się jednak tylko na poczernienie twarzy i zębów.
Kiedy Marv już nieco pozbierał się po śmiertelnym porażeniu prądem, stwierdził, że musi jakoś wydostać się z piwnicy. Znalazł więc dość grubą linę prowadzącą na poziom wyżej. Nie zdawał sobie sprawy, co jest na jej końcu. Kilkakrotnie sprawdzał, czy gdy ją pociągnie, nic na niego nie zleci. Wydawało się, że wszystko jest w porządku z tego powodu, że na końcu liny umieszczony był worek z 45 kilogramami cementu, gipsu lub innej zaprawy murarskiej. Dopiero gdy Marv uwiesił się na linie, ciężar jego ciała przeważył ciężar worka i runął mu na głowę. Złodzieja dosłownie wbiło w ziemię bez znaczących obrażeń, a przecież jego czaszka i kręgosłup szyjny powinny zostać zmasakrowane pod wpływem uderzenia takiego ciężaru.
Tą niespodzianką jest dziura w podłodze prowadząca do piwnicy z twardą betonową wylewką. Harry i Marv, pamiętając sytuację z puszkami farby, które trafiły ich na schodach w poprzedniej części, zręcznie złapali rzucane przez Kevina opakowania. Cieszyli się przy tym jak głupi, nie zdając sobie sprawy, że Kevin przewidział ich zachowanie. Szli po schodach prosto na spotkanie z ciężką czarną belką (względnie jakąś stalową podporą). Kevin z trudem podniósł ją i spuścił na nich niczym taran. Musiała ważyć przynajmniej kilkanaście kilogramów. Uderzyła w Harry’ego i Marva gdzieś na poziomie ich twarzy, co powinno wybić im zęby, połamać szczęki i nosy, nie mówiąc już o urazach czaszkowych. Upadając ze schodów, złodzieje uderzyli dodatkowo potylicami w wiszące puszki z farbami, po czym przelecieli przez dziurę w podłodze prosto do piwnicy. Nierealne wydaje się to, że przeżyli i niedługo potem wstali, tylko nieco obolali.
Udane podsumowanie całej nierealności wypadków Harry’ego i Marva. Gdy Kevin w końcu wydostał się z opuszczonej kamienicy za pomocą zwieszonej z dachu liny, zawołał goniących go złodziei, żeby przyszli po niego tą samą drogą. Głupcy się skusili, a kiedy byli gdzieś w połowie drogi, Kevin podpalił linę. Harry i Marv zaczęli gorączkowo wspinać się w kierunku dachu. Nie zdążyli jednak i z wysokości mniej więcej drugiego, trzeciego polskiego piętra spadli na drewniane rusztowanie. Belki pod nimi pękły, a ich ciała uderzyły o beton. Jakby tego było mało, pokiereszowały ich puszki z farbą. Chwilę później akcja filmu przeniosła się do parku, a Harry i Marv całkiem nieźle radzili sobie z bieganiem.