search
REKLAMA
Ranking

WSPÓŁCZESNE FILMY W CZERNI I BIELI. Znaczenie dwóch barw

Radosław Dąbrowski

10 kwietnia 2018

REKLAMA

Po kolor nie zamierzał sięgnąć Tim Burton, gdy kręcił Eda Wooda (1994). W rzeczywistości reżyserska kariera tytułowego bohatera przypadła głównie na lata 50. W swoim dziele Burtonowi zależało nie tylko na ujęciu biograficznym twórcy z Poughkeepsie, lecz również próbie oddania charakterystyki kina tego filmowca. Ed Wood jest zatem nie tylko portretem artysty oraz ukazaniem kulis jego twórczości, lecz również przekazem fantazji Wooda i zamiłowania do estetyki kampu. Burton musiał być wobec tego konsekwentny i warstwą wizualną filmu ograniczył do czerni i bieli, czyli barw, w jakich swoje utwory kręcił, stwierdzając pół żartem, pół serio, najgorszy reżyser wszech czasów.

Zdecydowana większość materiałów powstałych w okresie II wojny światowej jest czarno-biała. Zapewne wielu z nas, myśląc o zakończonym ponad 70 lat temu konflikcie zbrojnym, może go wyobrażać właśnie w tych dwóch barwach. Nie mogą dziwić wobec tego posunięcie danych reżyserów, jakim było nakręcenie filmów w czerni i bieli. Początkowo takowa myśl towarzyszyła Romanowi Polańskiemu, gdy przymierzał się do stworzenia Pianisty (2002). Sam Polański za opowieść o II wojnie światowej miał szansę zabrać się znacznie wcześniej, gdy nieskutecznie proponowano mu podjęcie się wyreżyserowania Listy Schindlera (1993). Finalnie film powstał z ręki Stevena Spielberga.

Czarno-biała stylistyka retro i ograniczenie efektów specjalnych dodało dziełu klimatu lat 40. Listę Schindlera ogląda się z wrażeniem, jakoby film powstał w czasie jego akcji. Podczas seansu powracają przed oczy oglądane wcześniej autentyczne obrazy Holocaustu i upadającej Polski. Na sile zyskał także efekt zabarwienia jednego elementu. W zestawieniu z dominującą czarno-białą stylistyką intensywniej na widza oddziałuje czerwony płaszczyk jednej z młodziutkich ofiar zagłady.

Zastosowania wyłącznie czerni i bieli w filmie może wymagać również literacki pierwowzór. Tak było w przypadku Sin City: Miasto grzechu (2005). Dzieło Roberta Rodrigueza (podobnie jak jego kontynuacja z 2014 roku) zostało oparte na czarno-białych komiksach Franka Millera. Naturalnie można mieć zastrzeżenia odnośnie filmowej narracji i tego, czy umiejętnie przeniesiono poszczególne wątki na ekran, niemniej do kwestii stylistycznych nie powinno być większych zastrzeżeń. Można stwierdzić, że twórcy Sin City: Miasta grzechu w ścisłej współpracy z Millerem wprawili w ruch szereg komiksowych obrazków i brawurowo ożywili przestępczy świat. Czerń i biel potęgują poczucie jego mroczności i panującego pesymizmu, albowiem nawet najmilsze doznania są dla bohaterów tylko wspomnieniami. Naturalnie u Rodrigueza nie zabrakło także nielicznych elementów kolorowych, jakie do swoich komiksów wprowadził Miller, które oddziałują na widza z podwójną siłą niczym czerwony detal w Liście Schindlera.

Do czerni i bieli kilkakrotnie powracał Woody Allen. Uczynił to, gdy składał hołd Nowemu Jorkowi w Manhattanie (1979), a także w ramach komedii z nutą kina gangsterskiego Danny Rose z Broadwayu (1984). W niniejszym artykule szczególnie interesuje nas Allenowskie dzieło z końca lat 90., czyli Celebrity (1998). Amerykański reżyser opowiada o ludziach przynależących do świata telewizji, dziennikarstwa, pisarstwa… O ludziach, którzy mogą się pochwalić nienaganną, pełną satysfakcji karierą zawodową oraz udanym życiem towarzyskim. Wiele z tych osób należałoby ocenić nie tylko mianem artystów, lecz przede wszystkim – celebrytów. Teoretycznie rzeczywistość, w jaką wprowadza widzów Allen, jest radosna i pozytywnie szalona, a ludzie tętnią życiem. To tylko pozory. Tak naprawdę owi celebryci niszczą system dobrych wartości, zanikają w nich uczucia, a jedynym, co jest istotne, to zażarta walka i nieustanny wyścig szczurów, jakim jest wspinanie się po kolejnych szczeblach kariery. Nagle świat show biznesu traci kolory, tak samo jak w bohaterach zanika to, co pozytywne. Allen nie demonstruje tej rzeczywistości, do jakiej przyzwyczaiły nas teleodbiorniki. To tylko na pozór wesoła i barwna przestrzeń. Reżyser Celebrity nadał jej autentyczne barwy, demaskując fałszywe oblicze.

Czarno-białych akcentów nie brakuje również we współczesnym polskim kinie. Nie tak dawno triumf święciła Ida (2013). Zdobycie przez film Pawła Pawlikowskiego statuetki Oscara spotkało się z niejedną niepodzielającą tego werdyktu opinią, niemniej trudno nie docenić walorów technicznych. Czarno-biała kompozycja w połączeniu ze specyficznym kadrowaniem i formatem obrazu 4:3 wydaje się próbą estetyzacji rzeczywistości lat 60., w jakich rozgrywa się akcja dzieła.

REKLAMA