search
REKLAMA
Zestawienie

WIELCY KOMPOZYTORZY W KINIE. 10 pamiętnych utworów klasycznych w filmach

Jacek Lubiński

9 września 2018

REKLAMA

Reżyserzy często sięgają po kawałki muzyki klasycznej. Przede wszystkim z uwagi na brak dodatkowych kosztów z tym związanych. Ale również dlatego, że napisane przed stuleciami melodie idealnie zdają się pasować do ich ekranowej wizji. Oto kilka najlepszych takich przykładów – bez filmów bezpośrednio opartych na muzyce i/lub muzykach oraz bez powtarzania za tym artykułem. Komponujcie też własne typy.

Dzień świra

Etiuda op. 10 nr 12 „rewolucyjna”, Fryderyk Chopin

Zaczynamy na wesoło. Marek Koterski z premedytacją użył Szopena jako przeszkody na drodze do twórczego spełnienia Adasia Miauczyńskiego. Etiuda wielkiego kompozytora jest tu bronią nieprzyjacielskiego sąsiada i zarazem niecodziennym sposobem sięgnięcia do muzyki poważnej. A żeby było śmieszniej, to w ramach przeciwwagi reżyser wykorzystuje w filmie również Preludium e-moll op. 28 nr 4 tegoż kompozytora, które towarzyszy romantycznym uniesieniom naszego stłamszonego rzeczywistością bohatera.

Imperium Słońca

Mazurki op. 17 nr 4, Fryderyk Chopin

Raz jeszcze Chopin – tym razem w interpretacji Johna Williamsa na potrzeby genialnego (i wypełnionego paroma innymi klasykami muzyki tradycyjnej) filmu Stevena Spielberga. Tutaj będący częścią większej kompozycji mazurek (w utworze poniżej pojawiający się ok. 3 minuty) tworzy ciepło domowego ogniska i zarazem jedno z nielicznych pozytywnych skojarzeń nieletniego bohatera w ogarniętym wojną, obcym kraju. Piękny fragment nabierający w tym wcieleniu kompletnie innego znaczenia.

Jeździec znikąd

Uwertura z opery Wilhelm Tell, Gioachino Rossini

Znakomite, często wykorzystywane fragmentami w kinie dzieło Rossiniego przez lata stało się muzyczną wizytówką zamaskowanego mściciela z Dzikiego Zachodu. Niesamowicie dynamiczny galop części finałowej całej kompozycji – a konkretnie Marszu Armii Szwajcarskiej – idealnie pasuje do realiów danych czasów, niemal zawsze w podniosły sposób podkreślając iście kawaleryjski heroizm Jeźdźca. Absolutne mistrzostwo osiągnął w tej kwestii zwłaszcza ostatni film pod tym szyldem, gdzie dokonana przez Hansa Zimmera adaptacja melodii została świetnie zmontowana z efektami dźwiękowymi oraz bombastyczną akcją, której tym samym stanowi motor napędzający (poniżej krótka próbka).

Melancholia

Preludium z opery Tristan i Izolda, Richard Wagner

Na przeciwległym biegunie stoi niełatwa produkcja Larsa von Triera, który za tło dla kończącego się w zwolnionym tempie świata wybrał mocno ślamazarny, w większości wyciszony wstęp z Wagnerowskiej opery o dwojgu kochanków. Oczywiste piękno kompozycji wspaniale uzupełnia się tu z malarskimi zdjęciami, tworząc atmosferę tyleż depresyjną, co wielce podniosłą. A przecinające wszystko ujęcia zderzających się planet przywodzą na myśl najlepsze tego typu momenty z 2001: Odysei kosmicznej Stanleya Kubricka.

Obcy – Ósmy pasażer „Nostromo”

Eine kleine Nachtmusik, Wolfgang Amadeus Mozart

A skoro już przy kosmosie jesteśmy, to ciekawy zabieg pojawia się w klasyce science fiction od Ridleya Scotta. Jak wielu przed nim i wielu po nim, reżyser w przerwie od eksterminacji swojej nielicznej załogi sięgnął po wielce kojący duszę kawałek Mozarta, czyli dosłownie Małą nocną muzykę. Ten obecnie najpopularniejszy z całej twórczości Austriaka fragment pojawia się dosłownie na chwilę i w dodatku nie jest jedynym wykorzystanym w filmie kawałkiem klasyki (słyszymy jeszcze Incidental music z Symfonii nr 2 Howarda Hansona na napisach końcowych). Ale w tym ponurym wszechświecie, gdzie nikt nie usłyszy twojego krzyku, po prostu działa bezbłędnie.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA