WIEDŹMIN i polski ból RZYCI, czyli co się UDAŁO, a co NIE WYSZŁO

Dobry duch opowieści, Jaskier
Podobne wpisy
Nie licząc krągłych piersi Grażyny Wolszczak, Zbigniew Zamachowski był jednym z niewielu pozytywnych wspomnień, jakie pozostały mi z polskiego Wiedźmina, rzecz jasna tego z 2001 roku. Jego gościnny udział w Pół wieku poezji później również ciepło wspominam, mimo zbyt szybkiej śmierci. Tym bardziej czekałem na Jaskra od Netflixa. Spodziewałem się i potrzebowałem w tym uniwersum dowcipnego uzupełnienia tła wszystkich tych dramatycznych wydarzeń. Kogoś jakby melodyjnego narratora z przymrużeniem oka traktującego rzeczywistość. Geralt i Jaskier są jak Shrek i Osioł. Uzupełniają się. Równoważą dramaturgię chwili w całym serialu. Jaskier nie pozwala Białemu Wilkowi popaść w zbytni patos, a z kolei Biały Wilk cały czas sprowadza Jaskra na ziemię z jego nazbyt romantycznego i bawidamkowatego stosunku do damsko-męskich relacji.
Polski ból rzyci
Wiedźmin nie jest adaptacją prozy Sapkowskiego – jest tylko na niej oparty (based on). Scenarzyści serialu, mając do dyspozycji obszerny materiał powieściowy, wykazali się ogromną pomysłowością, nieliniowo konstruując fabułę. Nieważne, czy się zna historię Wiedźmina, czy nie, i tak przez kilka pierwszych odcinków trzeba się skupić na równolegle biegnących wątkach, żeby z niemałą satysfakcją i zadowoleniem odkryć, że na końcu wszelkie niejasności zostają rozwiane, a fabuła na powrót staje się intuicyjnie jednolita, przynajmniej o wiele bardziej niż na początku. Wypada jednak Wiedźmina oglądać z uwagą, a nie w tym czasie obiad gotować. Niektórzy jednak zawsze będą narzekać – bo zbyt zamotane, bo nie zgadza się z powieściami i opowiadaniami, bo postaci nie takie jak w głowach czytelników i tak dalej, i tak dalej. Czasem mam wrażenie, że widzowie nie rozumieją niczego poza swoimi oczekiwaniami. To nasz polski wieczny ból rzyci po brutalnym samowychędożeniu.
Rozniósł się nawet za granicę i dopadł zwłaszcza środowisko krytyków. Dobrze się jednak stało, ponieważ obnażył ich dyletanctwo. Jak można napisać negatywną recenzję serialu, zwłaszcza z bardzo dobitnie sformułowanymi sądami, oglądając jeden czy dwa odcinki albo przeskakując od pierwszego od razu do piątego (Kristen Baldwin i Darren Franich)? Jak można porównywać uniwersum Sapkowskiego do uniwersum Tolkiena albo Gry o tron (Lucy Morgan), używając tamtych jako weryfikującej racji dla przeciwnych Wiedźminowi tez? Mało tego, buńczuczni krytycy zrobili to zapewne bez znajomości prozy Sapkowskiego i bez krzty sentymentu do zasad panujących w świecie fantasy. Zresztą naiwnie się do tego przyznali. Mam wrażenie, że w ich świecie zaczął obowiązywać jakiś dziwny mit Gry o tron. Tym razem ten symboliczny polski wieczny ból rzyci opuścił nasze granice i przeniósł się do zachodniego, podobno tak wykształconego i cywilizowanego świata – kolejna bajka. Po metodologii stosowanej przez zagranicznych recenzentów widać jedynie, na czym nie powinno nigdy polegać recenzowanie jakiegokolwiek filmu.
Mam zatem nadzieję, że w miarę dokładnie opisałem powyżej, dlaczego tak niecierpliwie czekam na drugi sezon przygód Białego Wilka.