Co mu zawdzięczają Sapkowski i Dukaj? FANTASTYCZNY MATT PAREY – superbohater polskiej fantastyki
Ciekawe, ilu światowych graczy sięgających po Wiedźmina lub widzów zasiadających do serialu Netflixa zdaje sobie sprawę, iż dzieła te zostały oparte na prozie Andrzeja Sapkowskiego, polskiego pisarza fantasy. Ciekawe też, ilu graczy ze świata zachwycających się w ubiegłym roku grą Niezwyciężony (oryg. The Invicible) kojarzy sylwetkę Stanisława Lema, bodaj najsłynniejszego twórcy science fiction w Polsce i autora książki, na podstawie której powstała gra.
Polacy kochają fantastykę. Kochają ją czytać, ale także ją tworzyć. I robią to znakomicie. Tym, który to spostrzegł i niejako odkrył fantastyczny pierwiastek płynący w naszej krwi, jest Maciej Parowski. W dokumencie Fantastyczny Matt Parey od niedawna dostępnym na Netfliksie nakreślona została sylwetka osoby, którą śmiało można określić ojcem chrzestnym polskiej fantastyki.
Na początku osobiste wyznanie. Może i nigdy nie byłem wiernym czytelnikiem czasopisma „Fantastyka”, ale wartość, jaką reprezentowało ono na polskim rynku wydawniczym, była bardzo bliska mojemu sercu. Zawsze. Miałem w swoim życiu okres żywej fascynacji polską fantastyką (który w sumie nie przeminął) i wiedziałem, że wielu autorów, których światy odkrywałem, stawiało swoje pierwsze kroki właśnie u boku Macieja Parowskiego, wieloletniego redaktora naczelnego pisma.
Dlatego z dużym zainteresowaniem wysłuchałem historii człowieka, który swoimi redaktorskimi umiejętnościami i niezwykłym zmysłem do gatunku stał się „promotorem” największych literackich talentów w dziedzinie fantastyki. Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że bez niego nie byłoby Andrzeja Sapkowskiego i jego Wiedźmina. Choć, co ciekawe, Parowski był z początku bardzo sceptyczny względem fantasy, widząc większy potencjał w science fiction.
W dokumencie wyreżyserowanym przez Bartosza Paducha (wcześniej pracującego np. przy filmie Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł jako asystent reżysera) do głosu dochodzą np. Łukasz Orbitowski czy Szczepan Twardoch, bardziej współcześni pisarze, którzy także, z dzisiejszej perspektywy, dostrzegają niemały wpływ Parowskiego na literaturę fantastyczną. Tomasz Bagiński, reżyser, mówi wprost o tym, że nie byłoby jego Katedry, krótkometrażowego debiutu nominowanego do Oscara, bez prozy Jacka Dukaja, a nie byłoby Jacka Dukaja bez Macieja Parowskiego. Gross wypowiedzi w filmie to dawni współpracownicy redaktora, wśród nich m.in. Marek Oramus czy zmarły w ubiegłym roku Lech Jęczmyk. Wszyscy są zgodni – Parowski kochał fantastykę i chciał mieć wkład w jej kształtowanie.
Dokument, którego współscenarzystą jest Sebastian Wojtkowski, został atrakcyjnie zaprojektowany, bo wsparty animacjami. Wyszła z tego nie tyle laurka, ile próba zrozumienia fenomenu tej niezwykle zasłużonej dla polskiej kultury postaci. Zaczyna się w sposób zaskakujący, bo okazuje się, że Parowski dość późno zetknął się z fantastyką. Wcześniej działał w redakcji pisma „Politechnik”, a aspirował bardziej do bycia krytykiem filmowym. Nie wyszło, bo… poznał fantastykę i wsiąkł w nią na dobre. Może zaskakiwać rola, którą ostatecznie wybrał. Próbował swoich sił jako autor książek, ale był bardzo wrażliwy na krytykę kolegów po fachu. W filmie z jednej z wypowiedzi Parowskiego wynika nawet, że sam siebie oceniał dość nisko, uznawał, że nigdy nie był tak dobry jak inni. Dlatego postanowił rozdawać karty z drugiego planu.
W opisie filmu znajdujemy porównanie do Alfreda z Batmana, postaci bez której – wypada się zgodzić – słynny komiksowy bohater nie potrafiłby działać. To on otaczał Bruce’a Wayne’a troską i dawał mu poczucie bezpieczeństwa. To on wierzył w jego potencjał i służył pomocą zawsze wówczas, gdy bohater potrzebował przypomnieć sobie o drzemiącej w nim sile. Taką postacią był także Maciej Parowski, przez którego ręce przechodziły teksty najsłynniejszych pisarzy polskiej fantastyki lat 80. i 90. Parowski wskazywał kierunki, doradzał, opiniował, a czasem też krytykował autorów, przede wszystkim jednak dawał szansę na zaistnienie ich małych dzieł, opowiadań na łamach „Fantastyki” i później „Nowej Fantastyki”. Był to dla nich początek reszty życia, które do dziś spędzają przy maszynie do pisania.
„Sapkowski, Dukaj i wielu, wielu innych – niemal cała polska fantastyka w ostatnich czterech dekadach powstała albo z inicjatywy Parowskiego, albo jemu na złość” – napisał Wojciech Orliński krótko po śmierci Parowskiego w 2019 roku. Duża pustka została po tym człowieku, co da się wyczuć w emocjach jego najbliższych współpracowników. Jeśli o mnie chodzi, to jedną z najbardziej fascynujących rzeczy, o której się dowiedziałem – co zostało bardzo dobrze uwypuklone w filmie – jest właśnie nauka, że od bycia na piedestale czasem bardziej wartościowe wydaje się schowanie ego do kieszeni i pozwolenie innym na objawianie talentu w imię wyższej idei.
Jej orędownikiem był właśnie Parowski, który w porę spostrzegł niezwykłą siłę oddziaływania fantastyki, która szczególnie w okresie przemian ustrojowych, ale także po dziś dzień, zdaje się najdoskonalszą formą sztuki, będącą triumfem czystej wyobraźni.