W ŚWIECIE MASZYN. Najlepsze filmowe roboty
Huey, Dewey i Louie
Niemy wyścig
Hyzio, Dyzio i Zyzio byli siostrzeńcami Kaczora Donalda, jednak trudno dostrzec echa tychże animowanych, niesfornych postaci w trzech nietypowych robotach z filmu Douglasa Trumbulla. Niskie, pokraczne, nieposiadające jakichkolwiek zewnętrznych cech ludzkich (bo w środku siedziały na planie już konkretne osoby – ze względów praktycznych kalekie, po amputacji). Ba! Ich wygląd jest pozornie wręcz niepraktyczny, a one same, choć rozumne, wydają się pozbawione konkretnych uczuć i gotowe do poświęceń dla resztek cywilizacji oraz, co ważniejsze, natury, opieki nad którą nadal się uczą. A mimo to ujmują już od pierwszych scen, z łatwością rozbawiając w jednej chwili i wzruszając w innej. Niby tylko zbiór kabli bez tożsamości. A jednak prawdziwi (jedyni?) przyjaciele, na dobre i na złe.
Johnny-5
Krótkie spięcie 1 i 2
Prekursor wyżej wymienionego Chappiego, od którego jest zresztą zdecydowanie fajniejszą, ciekawszą i dojrzalszą postacią. Wojskowy projekt, który przyjął na klatę piorun i zaczął myśleć, jest w podejściu do otaczającego go świata równie naiwny, ale potrafi szybciej i sprawniej wyciągać wnioski ze swoich dziewiczych przygód. Cechuje go również większa dawka humoru, a nawet autoironii, co zawsze na propsie. I chociaż technicznie Dżony pińć wydaje się być mniej zaawansowany, nie tak wyrafinowany i odporny jak poprzednik, to ostatecznie i sympatia do niego jakaś większa. A on sam bardziej… ludzki.
Maria
Podobne wpisy
Jeden z najbardziej klasycznych i zarazem pierwszych w ogóle robotów – czy też raczej: fembotów – w kinie, z niemałym wpływem na dziesiątej muzę. Maria – w książkowym pierwowzorze: Futura – to pod wieloma względami ucieleśnienie samczych marzeń. W swej podstawowej formie twór to nieco toporny i niezbyt porażający swoimi możliwościami, ostatecznie buntujący się przeciw swojemu stwórcy. Cała reszta tej postaci – przez Niemców pieszczotliwie nazwana maschinenmensch – podpada już bardziej pod androida (tudzież gynoida), ale to nie szkodzi, bo Maria w każdej formie jest zjawiskowa.
Marvin
Mały tułów, olbrzymia głowa o smutnych, zielonych oczkach oraz dobywający się ze środka, narzekający na wszystko głos Alana Rickmana – oto cały Marvin, który jest bodaj najbardziej życiowym ze wszystkich robotów świata. Gdyby nie układy scalone i metaliczne ciało, można by go wręcz posądzać o polskie korzenie (choć zrobiony został zapewne w Chinach). Zwłaszcza że przy całym tym swoim pesymistycznym wizerunku Marvin jest budzącym sympatię, wiernym druhem, który w odpowiednim momencie potrafi nawet uratować (wszech)świat. Ech, co tu więcej gadać…
R2-D2 i BB-8
saga Gwiezdne wojny
Jeszcze parę lat temu podobny duet byłby niemożliwy, a miejsce Bibi zajmowałby zapewne C-3PO (który mnie osobiście działa na nerwy). Teraz jednak lśniący nowością i wspomagany CGI okrąglutki robocik wydaje się pełnoprawnym następcą i zarazem idealnym uzupełnieniem swojego starszego brata – lub, jak kto woli, kuzyna – Artoo. Oba te modele łączy tyle samo, co dzieli. Żółta piłeczka wygrywa zwinnością, obłym kształtem oraz zwiększoną odpornością na uszkodzenia. Ale nie potrafi chociażby latać tak jak większy od niej błękitny kosz na śmieci na kółkach. Zasługi dla kina na chwilę obecną także ma zdecydowanie mniejsze, nawet jeśli opryskliwość dźwięków podobną. Ale jeśli ktoś pokochał jednego, także i drugiego bez mrugnięcia okiem doda do ulubionych filmowych robotów (oraz listy życzeń gwiazdkowych).