W jaskini dla głuchych nietoperzy, czyli co stało się z VALEM KILMEREM

Owa właśnie krytyka chrześcijaństwa przyciągnęła Kilmera do Twaina aż tak bardzo, że postanowił scalić jego poglądy z ideologią Mrs. Eddy, założycielki Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki, która tak naprawdę również była panteistką, tyle że w tak zjadliwy sposób nie krytykowała kościoła oraz Biblii. Kilmer najwidoczniej nie chciał zrezygnować ani z guru Twaina, ani z guru Mrs. Eddy. Wykoncypował sobie, że nagnie rzeczywistość aż tak bardzo, że te dwie postaci zleją się w jedną, na wpół boską przewodniczkę po Kilmerowskim życiu. Nie wiedział także, że ideologia ta przyda mu się w walce z rakiem. Wykorzystał do tego teatr. Chodzi o przedstawienie Citizen Twain, w którym Kilmer wcielił się w Twaina. Pisarz nie ukrywał nigdy zainteresowania tym, jak niematerialny umysł potrafi wpływać na materię, czyli innymi słowy, czy chory fizycznie człowiek potrafi wyleczyć się z choroby za pomocą wyłącznie siły woli, czy też, jak twierdziła Mrs. Eddy, modlitwy. Twain stał jakby w rozkroku. Podobno sam doświadczył takich uleczeń (wydany w 1907 roku zbiór esejów pt. Chrześcijańska nauka), ale jako krytyk chrześcijaństwa raczej nie mógł zaakceptować tego, że Biblia stała się kluczowym elementem wizji Mrs. Eddy.
Podobne wpisy
Kilmer usilnie poszukujący jakiejś spójnej narracji, która pomogłaby mu przejść przez resztę życia, postanowił chwycić się tego metafizycznego niezdecydowania Twaina i spróbować go przekonać. Jak? Za pomocą sztuki, filmu, gdzie sam by odgrywał pisarza stopniowo przechodzącego na stronę Mrs. Eddy, aż w końcu obydwoje staliby się piewcami nowej religii stworzonej przez Mary Baker Eddy. Ta konwersja Twaina była kluczowa dla Kilmera, gdyż uprawomocniała negujący konwencjonalną medycynę sposób życia aktora za pomocą zmiany opinii u tak zajadłego krytyka chrześcijaństwa, jakim był Twain. Autor Przygód Tomka Sawyera nie zanegował przy tym istnienia oraz siły duchowości jako takiej. Nie sprowadził świata do wyłącznie materialnej dynamiki, a z nią miał Kilmer problem, bo go zawiodła (najpierw stopniowy zanik kariery, a potem chore ciało). Została więc ostatnia szansa w postaci sfery niematerialnej. To klasyczna obrona właściwie wszystkich ludzi, gdy spotyka ich zawód ze strony tego, co uważali za w sposób oczywisty bezbłędne, niezłomne, oczywiste itp. – szukanie alternatywy, tyle że w większości przypadków nie odbywa się tak radykalnie jak u Kilmera.
On sam również nie jest świadomy dokładnie tego, co się z nim stało. Był zdrowy i nagle pojawił się rak. Żadnych objawów nie odczuwał. Wróg pojawił się niespodziewanie w 2014 roku, gdy Kilmer jeździł z przedstawieniem Citizen Twain. Wydawało się wtedy, że odnalazł swoje miejsce, że znalazł alternatywę dla bycia pierwszoplanową, krnąbrną gwiazdą, która ponownie już tak nie zaświeci, co w Top Secret i Top Gun. Dokonał w swojej świadomości przesunięcia dumy z bycia aktorem trzymanym na świeczniku na zadowolenie i czucie się potrzebnym z tworzenia własnej sztuki na warunkach wymyślonych i kontrolowanych wyłącznie przez siebie. Tyle że granica między sztuką a życiem się zatarła.
Wracając do tego pamiętnego roku 2014, stało się to w Nashville. Coś zaczęło go uwierać w gardle. Miał problemy z przełykaniem i mówieniem do tego stopnia, że trzeba było odwołać przedstawienie. Do lekarza oczywiście nie poszedł. Niedługo później w Malibu dostał krwotoku z ust. Sytuacja była na tyle poważna, że trafił do szpitala. Diagnoza okazała się jednoznaczna – rak gardła. Dla Kilmera jednak owa diagnoza oznaczała jedynie stwierdzenie, że lekarz sugeruje lub przypuszcza, że jest to rak gardła. Czy więc Kilmer negował fakty? W pewnym sensie tak, to znaczy jak znakomita część wierzących we wszelkie religijne zabobony ludzi uznał, że opinia lekarska niekoniecznie jest zupełną prawdą. Na pewno coś złego się z jego ciałem działo (tu przynajmniej nie był aż tak irracjonalny), jednak musiał nagiąć sytuację do swoich wierzeń religijnych związanych z naukami Mrs. Eddy.
Zgodnie z nimi więc jego ciało zamanifestowało brak harmonii za pomocą objawów interpretowanych przez medycynę jako nowotwór. Harmonię cielesną można uzyskać poprzez żarliwą modlitwę z pomocą duchowego przewodnika rekrutującego się ze Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki. Chory, który tak naprawdę nie jest do końca chory, a doświadcza jedynie przejawów dysharmonii metafizycznej, uzyska więc od „mistrza” konieczną pomoc, żeby wygonić z siebie lęk, o którym ciało daje znać w swoim własnym języku. Medycyna nie do końca potrafi go przetłumaczyć na język odpowiedniego działania. To tak, jakby lekarze zajmowali się leczeniem na ślepo jedynie objawów, natomiast rzadko kiedy docierali do rzeczywistej przyczyny stanu pacjenta.