Od „Star Wars” po „Batmana”. Filmy, które w 2025 roku skończą 20 lat

Od Gwiezdnych wojen po Nolanowskiego Batmana – w 2025 roku czeka nas mnóstwo rocznic filmów, bez których światowa kinematografia z dzisiejszej perspektywy obrałaby zupełnie inną formę. Choć część z nich w momencie swojej kinowej premiery nie uzyskała wystarczającej aprobaty od widowni czy krytyków, którzy konkretnym produkcjom wróżyli szybkie pójście w zapomnienie, teraz wspominamy je z wielkim sentymentem i wprost nie wyobrażamy sobie bez nich dyskusji o kondycji współczesnego kina. Przenieśmy się zatem w czasie do roku 2005 i przypomnijmy kilka absolutnie kultowych tytułów, które w nadchodzących miesiącach obchodzić będą swoje dwudzieste urodziny.
„Sin City” (reż. Robert Rodriguez, Frank Miller) – 1 kwietnia
Trudno o bardziej spójną estetycznie z literackim pierwowzorem filmową adaptację niż Sin City w reżyserii Roberta Rodrigueza i Franka Millera (z epizodycznym twórczym udziałem Quentina Tarantino). Ekranizacja słynnych komiksów, w której trzy splecione ze sobą historie przenoszą nas do tytułowego Miasta Grzechu, siedliska przestępczości, patologii i skorumpowania, to jeden z czołowych przykładów na to, jak ogromnym atutem przy przeniesieniu dzieła pisanego na ekran jest wierne oddanie stylistyki i proporcji oryginału. W przypadku dzieła Rodrigueza są to sceny wręcz perfekcyjnie kompatybilne z oryginałem, co w połączeniu z idealnie dobraną obsadą składa się na jedną z najlepszych komiksowych adaptacji w historii, nawet w obliczu panującej obecnie ery Marvela i DC.
„Gwiezdne wojny: Zemsta Sithów” (reż. George Lucas) – 19 maja
Ostatnia część trylogii prequeli Gwiezdnych wojen (i zarazem ostatni tak mainstreamowy film z udziałem Haydena Christensena) trafiła do światowych kin dokładnie 20 lat temu i stanowiła wówczas jedno z ważniejszych popkulturowych wydarzeń roku, nie tylko wśród zagorzałych fanów kosmicznych opowieści. Triumf mrocznej strony Anakina Skywalkera, który ulega pokusie Imperatora Palpatine’a i odwraca się przeciwko swoim mentorom oraz życiowej miłości Padme Amidali to rewersja typowego dla kina superbohaterskiego schematu od zera do bohatera, w której największa nadzieja zakonu Jedi staje się najpotężniejszym i najbardziej niebezpiecznym villainem Odległej Galaktyki. I choć tak drastycznej przemianie gry aktorskiej Christensena można by rzecz jasna wiele zarzucić (co ciągnęło się zresztą za aktorem przez wiele lat), Zemsta Sithów to wciąż jedna z najbardziej kultowych części serii Lucasa, łamiąca serca zagorzałym fanom. Z okazji nadchodzącej rocznicy, pełni sentymentu miłośnicy Star Warsów będą nawet mogli po raz kolejny (lub w przypadku nieco młodszej generacji – po raz pierwszy) zobaczyć dzieło Lucasfilm w odnowionej wersji na ekranach kin.
„Pan i pani Smith” (reż. Doug Liman) – 7 czerwca
Hollywood zna już wiele takich historii, w których sam film spadł na dalszy plan w starciu ze skandalem dotyczącym tej czy innej jego gwiazdy. Nie sposób nie odnieść się tutaj do komedii sensacyjnej Pan i pani Smith, którą na dwie dekady po oficjalnej premierze kojarzymy przede wszystkim z pozaekranowym romansem dwójki głównych aktorów – Brada Pitta i Angeliny Jolie. Nie da się ukryć, iż chemia między przyszłymi małżonkami rozpoczęła się właśnie tutaj, gdy obydwoje wcielali się w fikcyjnych partnerów, poza domem prowadzących życie jako płatni zabójcy w dwóch tajnych agencjach. Sensacja, akcja, efekty specjalne i burzliwy romans to wszystko, czego trzeba w przypadku niewymagającego szczególnych refleksji rozrywkowego letniego kina – a mimo wszystko, do Pana i pani Smith wierni fani wracają po latach. Jeśli nie ze względu na godny zapamiętania scenariusz (skrypt Simona Kinberga to bowiem jeden odhaczony schemat po drugim), to chociażby na sentyment związany z narodzinami jednego z najgłośniejszych związków aktorskich wszech czasów.
„Batman Początek” (reż. Christopher Nolan) – 15 czerwca
15 czerwca minie 20 lat, od kiedy w rolę Bruce’a Wayne’a, najsłynniejszego i najbardziej altruistycznego bohatera komiksów DC, po raz pierwszy wcielił się Christian Bale. Spadkobierca rodzinnej fortuny, jeden z najbardziej znanych obywateli Gotham decyduje się poddać niezwykle ryzykownemu szkoleniu mającemu wykreować z niego niemal niepokonanego wojownika, który pragnie odpokutować swoje winy i zarazem położyć kres lokalnej przestępczości. Trylogia w reżyserii Christophera Nolana to perfekcyjnie wyważone połączenie kina akcji, thrillera i charakterystycznej dla brytyjskiego filmowca pełnej tajemnic, nieoczywistej narracji i głębokiego stadium pierwszoplanowej postaci. Nolan, łącząc talenty aktorskie Bale’a, Michaela Caine’a, Cilliana Murphy’ego i Gary’ego Oldmana, zapisał się w historii jako jeden z najbardziej oryginalnych i nieszablonowych twórców kina superbohaterskiego. Z mistrzowską precyzją pomieszał wyznaczniki gatunku z własną zabawą formą i nieustannym wystawianiem widza na próbę.
„Charlie i fabryka czekolady” (reż. Tim Burton) – 10 lipca
Odkąd do grona artystów portretujących ekscentrycznego przedsiębiorcę Willy’ego Wonkę dołączył w 2023 roku Timothée Chalamet, wśród kinomanów ponownie zawrzała dyskusja na temat tego, która „wersja” książkowej postaci jest według nich tą najbardziej zjawiskową. Pomimo wielkiego sentymentu do „nowego Jamesa Deana”, jak niektórzy określają 29-letniego Chalameta, pierwsze miejsce mojego osobistego podium zajmuje absolutnie pokręcona, niemal surrealistyczna kreacja Johnny’ego Deppa w Charliem i fabryce czekolady z lipca 2005 roku. Tim Burton i jego niemająca granic filmowa wyobraźnia porywają nas do wyśnionej, pełnej wyrazistych barw i najpyszniejszych słodkości krainy, w której przynajmniej raz w życiu chciałby się znaleźć chyba każdy z nas. Rewelacyjna rola Deppa, jak i drugoplanowej Heleny Bonham Carter czy młodego Freddiego Highmore’a, bajkowa sceneria i refleksyjny ton, niepopadający przy tym w zbytni patos to zaledwie kilka z powodów, dla których w dwudziestą rocznicę premiery warto zanurzyć się w dziecięcej fantazji i powtórzyć seans dzieła Burtona.
„Harry Potter i Czara Ognia” (reż. Mike Newell) – 18 listopada
Fani filmowej sagi o Harrym Potterze (do których sama zaliczam się od wczesnego dzieciństwa, którego filmy Warner Bros. były ogromną częścią) na pytanie o swój ulubiony tytuł o przygodach młodego czarodzieja zaskakująco rzadko wskazują Czarę Ognia z 2005 roku. Zaskakująco, bo film w reżyserii Mike’a Newella to bowiem jedna z najbardziej klimatycznie spójnych części sagi, wprowadzająca mnóstwo nowych postaci (z uwagi na rozgrywający się w Hogwarcie Turniej Trójmagiczny), odchodząca od typowo familijnej, moralizatorskiej struktury poprzednich odsłon, w której ciepło i dziecięcą naiwność zastępuje realna konfrontacja ze złem w postaci odradzającego się i powracającego do pełni sił Voldemorta. Czara Ognia to moment graniczny sagi, w którym pełen hormonów, pierwszych zauroczeń i złamanych serc nastoletni okres zbiega się z przerażającymi, mrocznymi czasami w świecie czarodziejów. Jesienny seans tej, jak i pozostałych części sagi Warner Bros. to wręcz obowiązek prawdziwych Potterheads.
„Duma i uprzedzenie” (reż. Joe Wright) – 23 listopada
Słynna ekranizacja prozy Jane Austen to seans niemal obowiązkowy dla pasjonatów brytyjskiej kultury i filmowych interpretacji klasycznych literackich historii miłosnych. Joe Wright oddaje esencję niezapomnianej książkowej Dumy i uprzedzenia, w której w centrum fabuły następuje starcie głównego wątku romantycznego i dążenia młodej Elizabeth do niezależności i emancypacji. Podczas gdy jej siostry pozostają żywo zainteresowane kwestią małżeństwa i ulegają usilnym wpływom matki, najmłodsza z rodzeństwa Bennet otwarcie buntuje się przeciwko wszechobecnemu „małżeńskiemu targowi”, chcąc na własną rękę odkryć tajniki romantycznego uczucia. Duma i uprzedzenie w reżyserii Joe Wrighta to modelowa adaptacja wizji Austen, niewychodząca poza ustaloną konwencję, a mimo to od lat zachwycająca m.in. wyjątkowymi kreacjami aktorskimi zarówno na pierwszym, jak i drugim planie (oprócz wyśmienitych ról Keiry Knightley i Matthew Macfadyena zobaczymy tu również młodziutką Carey Mulligan, Rosamund Pike, Jenę Malone czy jak zwykle genialnego Toma Hollandera).
„King Kong” (reż. Peter Jackson) – 5 grudnia
Peter Jackson, dziś kojarzony głównie ze swojej miłości do tolkienowskiego Śródziemia (które to przyniosło mu – bagatela – 17 oscarowych statuetek), w 2005 roku zaprezentował światu unowocześnioną wersję jednej z najsłynniejszych opowieści grozy lat 30. King Kong, w którym w Ann Darrow wciela się zjawiskowa Naomi Watts, w roli zakochanego w niej po uszy Jacka Driscolla wystąpił Adrien Brody, a nikczemnego filmowca Carla Denhama portretuje Jack Black, to epicka, zrealizowana z niesamowitym rozmachem reinterpretacja kultowej historii, składająca hołd estetyce amerykańskich lat 30., miłości do kina i teatru, jak i zadająca kluczowe pytania dotyczące niszczącego wpływu człowieka na środowisko naturalne i jego mieszkańców. Blockbuster Jacksona to jednak nie tylko poruszające świadectwo międzygatunkowej przyjaźni i podążania za głosem serca – imponujące zdjęcia, efekty specjalne, scenografia i kostiumy tworzą z King Konga dzieło na wielu polach fascynujące, stanowiące kwintesencję rasowego kina przygodowego.
„Brokeback Mountain” (reż. Ang Lee) – 9 grudnia
„Oscarowe kradzieże”, czyli sytuacje, w których na zwycięstwo danej produkcji wpływa nie tyle sama jej wartość artystyczna, ile dobrze zorganizowana machina promocyjna, to nieodłączny element niemal każdej gali rozdania złotych statuetek. Na początku 2006 roku ich niechlubnym reprezentantem była Tajemnica Brokeback Mountain, która pojedynek o najważniejsze wyróżnienie wieczoru przegrała ostatecznie z Miastem gniewu. Historia niespełnionej miłości Ennisa Del Mara (Heath Ledger) i Jacka Twista (Jake Gyllenhaal) wraz z upływem lat i w obliczu licznych kulturowych zmian nadal okazuje się ponadczasowym głosem sprzeciwu wobec uprzedzeń i nietolerancji, dostarczając nam jeden z najbardziej rozrywających serce filmowych duetów XXI wieku. Niskobudżetowa adaptacja nowelki Annie Proulx zrewolucjonizowała zarówno podejście do przedstawiania na ekranie wątków homoseksualnych (szczególnie w przypadku amerykańskiej kinematografii), jak i wyznaczyła szlak na Oscarach dla produkcji poruszających podobną tematykę, jak chociażby Call Me by Your Name, Moonlight czy Obywatela Milka.
„Wyznania Gejszy” (reż. Rob Marshall) – 9 grudnia
Chiyo, jako dziecku sprzedanemu do domu gejsz, przypadło żyć w iście przełomowym momencie japońskiej historii. W mgnieniu oka z jednej z najbardziej pożądanych młodych kobiet w mieście, potrafiącej swoim spojrzeniem doprowadzić przechodniów do szaleństwa, staje się jedną z tysięcy wojennych uciekinierek, a wszelkie marzenia o dostatku u boku miejscowego biznesmena musi odłożyć na dalszy plan. Wyznania gejszy to przepięknie zrekonstruowany klimat XX-wiecznej Japonii – od wyjątkowych kostiumów, po scenografię i zdjęcia podkreślające dynamikę i wielokolorowość przedstawionego świata. To również uniwersalna historia romantycznego uczucia zakłóconego przez niespokojne czasy i niesprzyjające okoliczności. Bajkowa otoczka, znakomite występy Michelle Yeoh, Kena Watanabe i Ziyi Zhang, iście hollywoodzki scenariusz – Wyznania gejszy mimo 20 lat od premiery bynajmniej nie słabną na popularności i wciąż stanowią jedną z bardziej wdzięcznych mieszanek konwencji amerykańskiego kina z nutą miłości do historii Orientu.