Trzy kolory: Czerwony. Braterstwo
Z trzech bohaterek trylogii Kieślowskiego Valentine jest najmłodsza i najbardziej niewinna. Nie ma zgoła nic wspólnego z okrutną Dominique. Może Julie była do niej podobna, gdy miała dwadzieścia lat. Valentine patrzy na życie z prostotą i z nadzieją. Nie doświadczyła jeszcze tragedii ani głębokiego smutku.
Nie wyszła dotąd poza etap, kiedy wszystko widzi się w jednoznacznie określonych barwach. Coś jest właściwe albo nie, słuszne albo nie, czarne albo białe. W jej świecie nie ma szarości, są za to plany, działanie i przyszłość. Wedle podobnego klucza sądzi też innych, automatycznie przenosząc na nich swoje pogodne, szczere i nieskażone emocje.
Dla równowagi spośród wszystkich kolorów to Czerwony jest najbardziej złożony, wielopłaszczyznowy i niejednoznaczny w interpretacji. Porusza kilka motywów obecnych w poprzednich dwóch szczęściach, stanowiąc dla nich niejako zamykającą klamrę, a ponadto eksploruje nowe, takie jak prawo, etyka, moc ferowania wyroków, moralna dwuznaczność i mniejsze zło. W moim osobistym odczuciu jednak najciekawszym aspektem jest motyw symbolicznej podróży w czasie i szansy na pójście nową ścieżką, naprawienie błędów. Temat, który Kieślowskiego fascynował i który podejmował w swoich filmach wielokrotnie, najbardziej drobiazgowo w Podwójnym życiu Weroniki. W Czerwonym poszedł jeszcze o krok dalej – wiekowy sędzia Kern i młody prawnik Auguste jednocześnie są i nie są tą samą osobą.
Na jednej płaszczyźnie czasowej funkcjonują cztery osoby: Valentine, która potrąca samochodem psa sędziego; sędzia Kern, pozornie obojętny na los zwierzaka; Auguste, mieszkający w sąsiedztwie Valentine, a jednak jak dotąd się nie spotkali, i wreszcie Karin – nielojalna partnerka Auguste’a.
Historie Kerna i Auguste’a nakładają się na siebie. Podręcznik kodeksu karnego otwierający się na kluczowej stronie, pamiątkowe pióro ofiarowane przez kobietę, która okazuje się niewierna, ba, nawet obojętny stosunek do psa. Auguste idzie ścieżką sędziego – do pewnego momentu jest nim. Dla Kerna Valentine jest jednocześnie córką, której nigdy nie miał, i kobietą, której nigdy nie spotkał. Sędziego dręczy kwestia możliwości wpływania na ludzkie życie: miał ją i korzystał z niej. Wycofał się, kiedy rozmiar odpowiedzialności go przytłoczył, świadomie wcielając się w rolę obserwatora, a w zasadzie podglądacza – kogoś, kto patrzy, wie i wyciąga wnioski, ale nie podejmuje działań. Jak daleko sięga efekt tego, co robimy, jakie decyzje podejmujemy, czy tworzymy okoliczności, których skutki odczujemy kiedyś, w przyszłości? Na ile ślepe są wyroki losu? Czy kiedy sędzia ponownie włączy się w bieg zdarzeń, ściągnie na siebie i innych to samo fatum?
Valentine ma zwyczaj przywoływać motyw przeznaczenia i celowości. „Gdybym nie wyszła wtedy na przerwę, nigdy byśmy się nie spotkali” – mówi do swojego chłopaka. „Chyba wiem, czemu wygrałam te pieniądze” – komentuje, gdy niespodziewanie, jak nigdy, wygrywa garść monet w automacie. Gra codziennie, zazwyczaj bez powodzenia, ale akurat potrzebuje pieniędzy na rachunek weterynarza za leczenie psa, którego potrąciła – i pieniądze się znajdują. Sędzia, w myśl swojego założenia całkowitej bierności, nie włączył się w proces ratowania zdrowia psa, decyduje się jednak anonimowo wyrównać rachunek. To pierwszy sygnał, że jego bierność okaże się w końcu nieskuteczna, dokładnie tak samo, jak izolacja Julie w Niebieskim. Przypomnijmy, że pierwszym krokiem powrotnym dla Julie jest moment, gdy zatrzaśnięte drzwi uniemożliwiają jej powrót do azylu własnego mieszkania. Sędzia stanowczo zaleca Valentine, by wychodząc – zostawiła drzwi koniecznie otwarte. Ta zbieżność bynajmniej nie jest przypadkowa.
– Nie chcesz jej?
– Nie chcę niczego.
– To może przestaniesz oddychać?
– Dobry pomysł.
Wspominając swoją sędziowską karierę, Kern nie ma pewności, czy funkcjonował po stronie dobra czy zła. Bierne podsłuchiwanie jest jego zdaniem łatwiejsze, ponieważ wie mniej więcej, gdzie leży prawda. Szybko jednak się okazuje, że niewinne spojrzenie Valentine dostrzega zupełnie co innego, niż to wynika z gorzkiej perspektywy Kerna. Prawda nie ma jednego oblicza, nawet jeśli wydajemy się dysponować wszelkimi danymi, by ją uchwycić. Czy zatem w ogóle istnieje? A może przyjmuje inną formę w zależności od tego, kogo dotyczy? Valentine widzi miłość, a Kern – możliwość tragedii. Może oboje się mylą. Może oboje mają rację.
Ostatecznie sędzia dochodzi do wniosku, że uzurpowanie sobie prawa do wskazywania prawdy to przejaw pychy. I włącza się ponownie w rytm życia, donosząc na samego siebie. Przy koszu z właśnie narodzonymi szczeniakami, z kieliszkiem brzoskwiniowej brandy w dłoni, między Valentine a sędzią rodzi się nieoczekiwane… braterstwo.
A co z Augustem? Czy uda mu się naprawić błędy człowieka, którego ścieżką podąża?
Valentine i Auguste mijają się na wyciągnięcie dłoni, niemal ocierają o siebie. Ona wchodzi, on właśnie wyszedł. Ona znika za rogiem, on się zza rogu wyłania. W tym samym pomieszczeniu stoją do siebie plecami – on ma oczy wyłącznie dla Karin, ona głowę zajętą Michelem. To stale nie jest ten moment. Nie to miejsce. Nie ten punkt w czasie… Auguste odkrywa, że ukochana go zdradza. Jego doświadczenia są identyczne, jak te opisywane przez Kerna. Kobieta, którą portretuje Kern: blondwłosa, rozświetlona, jasno ubrana, o długiej szyi – natychmiast przywodzi na myśl Dominique z Białego… Zginęła w wypadku, więc nie zdążył nigdy się z nią pogodzić, zapomnieć i zamknąć rozdziału. Auguste ma szansę zrobić to za niego, ale czy wplątując się w życie Valentine, porzucając bierność, sędzia nie zbudził przypadkiem uśpionego licha? Uciekał od tego tak długo. Znów pozwolił sobie otworzyć serce. Czy los ponownie przytłoczy go konsekwencjami i zepchnie do defensywy?
Twarz Valentine, na czerwonym tle, jest widoczna z profilu, dokładnie tak, jak na billboardzie reklamowym, gdzie udawała smutek. Jej emocje są tym razem głębokie i prawdziwe.
Po twarzy sędziego natomiast spływają łzy. Pokręcone ścieżki się wyprostowały. Błędy zostały naprawione, a jego przeznaczenie wypełni kto inny.
Nareszcie jest wolny.
Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy…
korekta: Kornelia Farynowska