„TRZY KOBIETY” ALTMANA. Wiwisekcja kobiecej psychiki
Kobieta nr 10 – rozdwojona w sobie i pokłócona sama ze sobą
„Ciekawe, jak to jest być bliźniaczkami” – zastanawia się Pinky. – „Myślisz, że wiedzą, która jest którą?”. Pinky także zatraca się w bezkrytycznym podążaniu za starszą towarzyszką. Granica między tożsamościami jej i Millie ulega zatarciu, a po wypadku można mówić nawet o przejęciu osobowości. Bliźniaczki – dwie aroganckie pracownice ośrodka o chłodnym, obojętnym spojrzeniu – sprawują pieczę nad całością opowieści. „Nie lubimy bliźniaczek” – zwierza się Pinky jedna z pracownic centrum rehabilitacyjnego. Wszystkie kobiety w ośrodku funkcjonują w parach: bliźniaczki razem, a brunetka z Azjatką – wrogo traktując wszystkie, które znajdują się poza ich duetem. Nawet wypadek Pinky, o którym usiłuje opowiedzieć im Millie, nie budzi żadnego zainteresowania. Grające bliźniaczki siostry Leslie i Patricia Hudson nie są profesjonalnymi aktorkami: Altman zauważył je zupełnym przypadkiem, a Trzy kobiety to jedyny film w ich dorobku. O ile uboższy byłby to obraz bez ich milczącej obecności.
Wszystkim, którzy interesują się psychiatrią, okultyzmem albo nowym Twin Peaks powinno być znane zjawisko tulpy. Człowiek jako istota społeczna potrzebuje towarzystwa i dlatego zdarza się, że będąc samotnym, kreuje w swojej wyobraźni przyjaciół – najczęściej postępują tak dzieci. Adepci mistycyzmu i różnych nauk okultystycznych twierdzą, że zdarza się, iż owe wyimaginowane byty są w stanie zyskać samoświadomość, a nawet obrócić się przeciwko swojemu stwórcy – ponieważ pragną przejąć jego ciało i stać się pełnoprawną istotą. Taki niezależnie myślący i działający byt duchowy nazywają właśnie tulpą. Psychiatrzy wolą mówić w takich przypadkach o zaburzeniu dysocjacyjnym tożsamości i o rozdwojeniu jaźni. Być może Pinky jest jedynie projekcją wyobraźni Millie? Wyimaginowanym, ulepszonym alter ego, doskonalszą wersją samej siebie? Wymarzoną przyjaciółką, która niczym tulpa zaczyna niszczyć swojego kreatora?
„Jesteś trochę taka jak ja, prawda?” – to jedna z pierwszych kwestii, jaką Millie kieruje do Pinky. Obie mają na imię Mildred. Altman dwóm bohaterkom nadaje zatem imię Mildred, w skrócie Millie, a trzeciej do rymu – Willie. „M” jako lustrzane odbicie „W” to częsty w sztuce sposób na wskazanie, że ktoś jest czyimś dopełnieniem lub sobowtórem (np. Woland i Mistrz). Zatem Willie jest tym, czego brakuje Pinky i Millie, jest ich przeciwieństwem i odwrotnością, ale także koniecznym dopełnieniem. Millie i początkowo posługująca się pseudonimem Pinky Mildred reprezentują trywialną stronę kobiecości: ich zainteresowania są przyziemne, aspiracje płytkie. Żyją plotkami, flirtami, strojeniem się. Z kolei Willie, tajemnicza artystka, to kobieca duchowość. Mistyczna, mitologiczna, pradawna, intuicyjna. Ten kontrast widać już na poziomie wizerunkowym: garderoba Millie i Pinky jest cukierkowa, kiczowata, dziecinna i w złym guście. Obie ubierają się jak małe dziewczynki, nie jak dorosłe kobiety. Willie wygląda zupełnie inaczej. Jej powłóczyste szaty i posągowa uroda upodabniają ją do Greczynki – starożytnej wieszczki, sybilli, płaczki, parki? – co jeszcze mocniej łączy jej postać z mitycznością.
Altman poprzez postacie Millie i Pinky pokazuje kobiety ukształtowane przez społeczeństwo i media, pozbawione pierwiastka duchowego i intelektualnej głębi. Można powiedzieć, że cały film to droga tych dwóch kobiet do odnalezienia swojej prywatnej głębi, zobrazowanej pod postacią Willie – cały czas obecną w tle, usiłującą skomunikować się z nimi za pomocą obrazów, pobudzić do podróży w głąb siebie. To zamieszkaniem – a zatem pogodzeniem – z Willie kończą się Trzy kobiety. Te dwie sfery człowieka – materialna i duchowa – muszą wypracować między sobą kompromis i dopasować się wzajemnie. Jeśli przeważa duchowość, grozi nam choroba i alienacja, jeśli materialność – pustka i nieistotność.
Granice między bohaterkami są płynne, co świadczy nie tylko o ich tożsamościowych kłopotach, ale stanowi także komentarz co do istoty samej kobiecości, której charakterystyczną cechą jest płynność (znów – woda). Chodzi o zmienność nastrojów i zachowań podporządkowaną poszczególnym fazom cyklu menstruacyjnego, ale także o zmienność trybów życia związaną z upływem czasu. Genialna sekwencja snu Pinky-Mildred pokazuje ten brak stałości i pewności w symbolicznym ujęciu: twarz zabawkowej czarownicy z baru zamienia się w twarz jej matki, Millie staje się Willie, a twarze bliźniaczek łączą się ze sobą. To film dający się zinterpretować nie tylko jako opowieść o rozszczepieniu jaźni, ale o zmienności jednostki mierzącej się z różnorodnymi życiowymi sytuacjami. Dojrzewającej, popełniającej błędy, zachowującej się odmiennie w zależności od okoliczności. Nie ma czegoś takiego jak stała osobowość, człowiek zmienia się przez całe życie: potrafi zmienić się całkowicie nawet w przeciągu jednego dnia.
Cała historia daje się zinterpretować także przez pryzmat baśni. Mamy tutaj przecież magię i czarownice, a Altman świadomie używa metafory rzuconego czaru jako figury tłumaczącej całkowitą przemianę bohaterki granej przez Sissy Spacek. Pinky-Mildred w trakcie randki z Edgarem pluje na kochanka i wybucha takim samym śmiechem, jak figurka czarownicy w barze, która po pociągnięciu za język opluwała „pociągacza” i zaczynała rechotać. Kiedy Pinky została tak potraktowana przez złośliwą figurkę, było jej przykro, a teraz sama ten gest powtarza. Przemoc rodzi przemoc. Być może dziewczyna jest pod wpływem czaru? Także jej próba samobójcza wygląda trochę tak, jakby zahipnotyzowały ją malunki na dnie basenu: szkaradne potwory przemawiające do najgłębszych warstw jej osobowości. Może nad wszystkim sprawuje pieczę Willie, tajemnicza czarownica? Willie to pierwotność i instynkt, który budzi się we wchodzącej w dorosłość Pinky-Mildred.
Gdyby połączyć w jedno Millie, Willie i Pinky powstałaby zapewne zdrowa, zrównoważona psychicznie kobieta. Być może bohaterka Altmanowskiego obrazu jest naprawdę tylko jedna, a my oglądamy rozszczepione na trzy osobne części kawałki jej poranionego „psyche”? Nie wiemy, co doprowadziło tę jednostkę do takiego stanu, oglądamy jedynie proces końcowy: odnajdowanie zagubionych części samej siebie i niezgrabne próby sklejenia ich z powrotem w całość. Ale, ale – czy my w ogóle zastanowiliśmy się nad tym, kim jest trzecia z kobiet?
Kobieta nr 3, w końcu – kim właściwie jest?
Podobne wpisy
O ile Millie i Pinky nie budzą większych wątpliwości jako główne bohaterki, o tyle tożsamość trzeciej z tytułowych kobiet jest niejasna. Najbardziej oczywistym wyborem wydaje się Willie – czyli dusza, której tak brakuje pozostałym bohaterkom. Druga pewna kandydatka to Mildred, czyli Pinky po wypadku. A może ta trzecia to połączenie Millie i Wille? Albo Pinky i Millie? Willie i Pinky? Historię trzech kobiet, które po licznych perypetiach zamieszkują w jednym domu, możemy odebrać również jako sfabularyzowaną opowieść o id, ego i superego, które pogodzone ze sobą tworzą zdrowego człowieka. Id, czyli pierwotne ludzkie popędy i instynkty, superego, czyli osobowość narzucana nam przez społeczeństwo, oraz ego – tożsamość, która kształtuje się między jedną siłą a drugą. Nie trudno zauważyć, że Willie to id, Millie to superego, a Pinky-Mildred jak ego miota się i odbija od tych dwóch ciągnących ją w przeciwległych kierunkach kobiet-sił.
Mamy i trzy baseny. Ten z ośrodka rehabilitacyjnego, w którym całymi godzinami Millie opiekuje się starymi pacjentami. Ten pod domem Millie, gdzie najpierw Pinky targa się na własne życie, a następnie jako Mildred w różowym bikini bryluje wśród mężczyzn z sąsiedztwa. Ten wyschnięty przy barze, całkowicie pozbawiony wody, będący symbolem nieudanego małżeństwa Willie.
Mamy i trzy fazy rozwoju Pinky. Zaczyna jako dziecko, bezbarwne, szukające wzorców, bezkrytycznie podążające tropem matki. Po śmierci i zmartwychwstaniu zamienia się w nastolatkę, buntem reagującą na fałsz i kłamstwa rodzicielki. Kolejny, drugi rytuał przejściowy to poród Willie i związany z nim test dojrzałości, którego Pinky nie zdaje, ponieważ nie wykonuje powierzonego jej zadania. Czy będzie miała wobec tego szansę, by stać się dojrzałą kobietą? Millie nie była najlepszą przewodniczką w tej drodze. Być może Pinky na zawsze pozostanie kobietą niekompletną i duchowo kaleką?
Być może trzecia kobieta istnieje zatem w głowie widza. Jest tą kobietą, której wizerunek wytworzył się w jego umyśle po obejrzanym filmie. Jest jego własną decyzją o tym, jak zinterpretować całość.
I same Trzy kobiety Altmana są jak woda – niewyczerpalne, niedające się pochwycić, zmieniające stany skupienia. To seans wymagający całkowitego zanurzenia. Mam nadzieję, że moje luźne rozważania nie były standardowym laniem wody i podarowały ci pewną przyjemność.