Trzeci żywot Sylvestra Stallone
Choć o Sylvestrze Stallone stosunkowo późno usłyszał świat filmowy – miał już 30 lat – to wciąż nie pozwala o sobie zapomnieć. Niedawno obchodził 67. urodziny, a emerytura jest dla niego totalną abstrakcją. Radzi sobie całkiem nieźle już piątą dekadę. Imponujące. Oczywiście, jak to w takich przypadkach bywa, i jego kariera nie zawsze była pasmem sukcesów.
Sukces Rocky’ego w 1976 roku błyskawicznie wywindował Stallone’a do grona najpopularniejszych aktorów. Znakomita passa trwała ponad dekadę, a wraz z pierwszym porażkami finansowymi i artystycznymi, u schyłku lat 80. ubiegłego stulecia dobiegła końca. Drugi rozkwit kariery nastąpił w 1993 roku, po wielkim powrocie do klasycznego kina akcji i udziale Stallone’a w filmie Cliffhanger. Wydawało się, że kilka kolejnych sukcesów ugruntuje pozycję aktora na firmamencie gwiazd. Nic z tego. Po 1997 roku i występie w skądinąd świetnym Cop Land, Sylvester Stallone popadł w niełaskę. Kilka nietrafionych decyzji, klap finansowych i filmów, które lądowały od razu na rynku direct-to-video spowodowało, że nastąpiło drugie tąpnięcie. Marazm trwał ładnych parę lat.
Aż do 2006 roku. Wtedy to na ring i ekrany kin, w glorii i chwale powrócił – ku zdziwieniu wielu z sukcesem – Rocky Balboa. Po raz szósty widzowie dali się zauroczyć opowieści snutej przez aktora, scenarzystę i reżysera w jednej osobie, który z uporem maniaka przez kilka lat dążył do realizacji tego filmu. I od tego momentu datować można początek trzeciego żywota Sylvestra Stallone’a, czyli kolejny triumfalny powrót na duże ekrany.
Ten wielki comeback, ugruntowany został w 2008 roku rewitalizacją innego ikonicznego bohatera, Rambo. Sly zdawał sobie sprawę, że w ten sposób daleko nie zajedzie. Reaktywacje następnych postaci mogły ponownie pogrążyć, dopiero co odbudowaną pozycję (choć nie powiem, nowe przygody Mariona Cobretti’ego chętnie bym zobaczył). Sprytnym wyjściem z sytuacji byli Niezniszczalni czyli The Expendables. Wchodząc na ekrany kinowe w wakacje 2010 roku stali się niespodziewanym hitem. Znakomicie odnajdując się w konwencji kina akcji z lat 80. umiejętnie z niej czerpali, bez ogródek grali na sentymentach dojrzałych już widzów, przyprawiając wszystko odpowiednią porcją dystansu i humoru. Sukces zaskoczył samych twórców, którzy postanowili kontynuować dzieło. Jednak wcześniej, Stallone zaangażowany został do produkcji Bullet To The Head, której reżyserii podjął się sam Walter Hill.
Od początku były z tym filmem kłopoty. Zmiany terminu rozpoczęcia zdjęć, problemy z dystrybucją i przesunięcie daty premiery o prawie rok nie przyniosły oczekiwanego zainteresowania. To na szczęście nie przełożyło się na produkcję The Expendables 2, która okazała się większym sukcesem od „jedynki”. Jeszcze potężniejsza obsada, mocniejsze uderzenie i elementy autoparodii z(a)robiły swoje. Wchodzący bez dużego szumu medialnego w lutym 2013 roku Bullet To The Head… poniósł sromotną klęskę. Film spotkał się z mieszanymi recenzjami. Wydaje się zbyt hermetyczny, przeznaczony wyłącznie dla fanów aktora (choćby piszącego te słowa) i staroszkolnego kina akcji kategorii B.
Mimo ostatniego niepowodzenia, pozycja Sly’a jest niezagrożona. Facet wydaje się twardo stąpającym po ziemi, pewnym siebie (ze sporym dystansem) gościem. Trzecią szansę, która trwa już 7 lat, znakomicie wykorzystuje, choć ostatnio odrobinę zbyt mocno zakotwiczył w kinie klasy B. Najbliższa przyszłość rysuje się całkiem ciekawie i przede wszystkim różnorodnie. Ostatnie miesiące Stallone spędził niezwykle pracowicie i intensywnie. 2013 będzie obfitował w największą ilość premier w jednym roku. W październiku zadebiutuje w amerykańskich kinach (u nas na Mikołajki) Escape Plan, czyli mocno wyczekiwany thriller z dwoma głównymi rolami Sly’a i Arnolda Schwarzeneggera. Pierwsze projekcje spotkały się z wręcz entuzjastycznym przyjęciem. Naprawdę jest na co czekać, a zwiastun tylko to potwierdza.
Kolejna produkcja stała się dość tajemniczą i intrygującą. To niezależny i niskobudżetowy dramat Reach Me w reżyserii Johna Herzfelda. Właściwie niewiele o nim wiadomo, a obsada jednak jest obiecująca (Stallone, Tom Berenger, Thomas Jane, Terry Crewes, Cary Elwes, Danny Aiello, Kyra Sedgwick, Kelsey Grammer). Co z tego wyniknie, trudno wyrokować, natomiast bardzo cieszy udział Sly’a w takim projekcie. To świadczy o tym, że nie boi się wyzwań i zmiany gatunkowej. Wielokrotnie udowodnił, że nie należy szufladkować go jedynie w kinie akcji, a talentu mu nie brakuje by grać bardziej skomplikowane charaktery (F.I.S.T., Cop Land). Jeśli potwierdzą się niedawne informacje, to film będzie miał premierę za miesiąc, 15. sierpnia. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, bo wciąż nie dane nam było zobaczyć ani zwiastuna, ani fotosów, ani choćby plakatu.
Dużo przejrzyściej wygląda sprawa z grudniową premierą, realizowaną przez Warner Bros. komedią sportową Grudge Match. Stallone po 16. latach znów zagrał z Robertem De Niro. Obydwaj wcielili się w dwóch rywalizujących ze sobą weteranów boksu (!), którzy po latach staną naprzeciw siebie w ringu, by stoczyć swój bój ostatni. W filmie Petera Segala pojawią się także Kim Basinger i Alan Arkin. Z pewnością nie będzie to przełomowa pozycja w filmografiach obydwu panów, ale mam nadzieję, na solidną, klasyczną, stonowaną i elegancką komedię w starym stylu. Jako bonus można zaliczyć Homefront, czyli kolejny akcyjniak z Jasonem Stathamem, ze scenariuszem (tylko) Stallone’a, który zaadoptował jedną z powieści Chucka Logana.
To powyżej już pewne. Jak widać, zapowiada się w najbliższym półroczu mini-maraton. A co dalej? Potwierdzono produkcję trzeciej części The Expendables, z jeszcze mocarniejszą obsadą (na 90% będzie Mel Gibson!). Premiera za rok, zdjęcia lada moment. Ciekawym wydaje się wybór reżysera, którym został nieznany hollywoodzki debiutant z Australii Patrick Hughes, mający na koncie jeden duży metraż. Czy zmieni nieco obrany kurs i poprowadzi serię na inne tory? Mocno na to liczę.
Jednak ogromną niespodzianką była jeszcze gorąca informacja ze studia MGM, które poinformowało o planach realizacji filmu Creed. Tak, Creed. Ma to być spin-off cyklu Rocky, opowiadający u wnuku Apollo Creeda, który spróbuje swych sił w boksie. Stallone ma ponownie wcielić się w Rocky’ego Balboa, który będzie trenerem młodego pięściarza. Sly zajmie się również produkcją filmu z Robertem Chartoffem i Irwinem Winklerem. Reżyserować ma Ryan Coogler. Zdaję sobie sprawę, że to spore ryzyko, bo szósta część sagi znakomicie zamknęła temat, ale nie będę sobie mógł odmówić przyjemności zobaczenia w kinie ulubionego bohatera. Nie ma mowy! Zostając jeszcze przy temacie. Na luty 2014 zaplanowano premierę musicalowej wersji Rocky’ego na deskach Broadwayu. Oczywiście ojcem chrzestnym całego przedsięwzięcia jest Stallone (tym razem tylko w roli producenta), który w zeszłym roku z powodzeniem wystawił w Hamburgu sztukę Rocky. Das Musical. Fight From The Heart wraz z braćmi Kliczko.
I to właściwie tyle. Od czasu do czasu pojawiają się pogłoski o piątym Rambo, choć wydaje się to tematem już zamkniętym. Rok temu Sly wspominał o remake’u hiszpańskiego thrillera No Habrá Paz Para Los Malvados (Nie zazna spokoju, kto przeklęty), z jego udziałem w dość kontrowersyjnej roli. Nie wątpię, że to byłoby interesujące. Jednak żadnych potwierdzonych informacji nie ma.
Stallone niewątpliwie zdaje sobie sprawę, że w przypadku kolejnego upadku, następnej okazji do odbudowy kariery może już nie być. Cieszy więc tak intensywna i przemyślanie prowadzona droga filmowa. Oczywiście ciągłe granie bohaterów kina akcji, nawet w jego przypadku, może skończyć się groteskowo, dlatego mam szczerą nadzieję, że swój repertuar jeszcze bardziej urozmaici, godnie się starzejąc. Stać go na to. I być może w końcu uda mu się wyreżyserować biografię Edgara Allana Poe, o której marzy od ponad dwudziestu lat.