search
REKLAMA
Zestawienie

ŚWIETNE filmy, które były nominowane do ZŁOTYCH MALIN

Odys Korczyński

5 sierpnia 2020

REKLAMA

Fajerwerki próżności (1990), reż. Brian De Palma (nominacja)

Brian De Palma zręcznie połączył wątki rasizmu, zakłamanej polityki, mniejszości etnicznych, Żydów, relacji bogaci–biedni, białej tradycji, kreowania rzeczywistości przez media itp., tworząc z jednej strony lekki, wręcz komediowy, a z drugiej gorzki obraz traktujący o nierównościach społecznych w amerykańskim społeczeństwie. Głównym bohaterem filmu jest hipokryzja tzw. wyższych, finansowych sfer w USA. Produkcja może i rozwija się dość długo, posiada niespieszny rytm i należy poświęcić nieco uwagi na zrozumienie intrygi, im jednak fabuła staje się bardziej zaawansowana, tym lepiej widać kunszt reżyserski De Palmy. Mnogość symboli w obrazie może jednak zgubić widza. Mogła również zgubić krytyków. Istnieje szansa, że nie wiedzieli, czy film faktycznie broni czarnych, czy może skrycie oskarża ich o uwznioślanie swojej sytuacji. Podobne dwuznaczności dotyczą bogatych i np. polityki. Nominacja do Maliny więc przewidywalna za zestawienie tak poważnych wątpliwości z komediowym stylem narracji.

Star Trek V: Ostateczna granica (1989), reż. William Shatner (wygrana)

Są lepsze i gorsze odcinki serii. W przeciwieństwie jednak do Gwiezdnych wojen nie było żadnej spektakularnej wtopy. Wszystkie części są na mniej więcej równym poziomie, co się nawet rzadko zdarza, z tendencją wzrostową dzięki znakomitemu Chrisowi Pine’owi. Pamiętałem, że najbardziej narzekałem zawsze na dość monotematyczne lokacje – to znaczy zbyt dużo scen w Star Trekach rozgrywało się na krążowniku Enterprise. Aż tu obejrzałem „piątkę” i poczułem, że to jest właśnie to, tego oczekuję od kina science fiction. Ostateczna granica jest w uniwersum Gene’a Roddenberry’ego jednym z ciekawszych filmów mądrze pokazujących ludzkie pragnienia transcendencji, których zaawansowana technika nie wyczerpuje. Może jurorzy Malinowej Akademii nie zrozumieli tej inności? Ale czy możliwe, że aż tak bardzo, że nominowali tytuł w dodatkowej kategorii „Najgorszy film dekady”?

Cobra (1986), reż. George P. Cosmatos (nominacja)

Porucznik Marion Cobretti jest niewątpliwie legendą kina akcji lat 80. Dowcipnie można stwierdzić, że nominację do Złotej Maliny film Cosmatosa otrzymał przez imię głównego bohatera – Marion – przecież tak nie może się nazywać twardy jak skała policjant. Ta odrobina dowcipu w kinie akcji się jednak przydaje, bo ten gatunek kina nie jest żadnym dramatem, a spełnia zadanie rozrywkowe. Cobra i jego samochód, legendarny Mercury Monterey, mają ochronić bezbronną kobietę przed morderczymi instynktami seryjnego mordercy, Nocnego Rzeźnika. W tej roli znakomity Brian Thompson. Wszystko jest więc na miejscu – szybko rozwijająca się akcja, charakterny, zbuntowany główny bohater, zły do cna antagonista, głupi policjanci, pościgi, wybuchy i strzelaniny. Czego więcej chcieć? Klasyka kina akcji w najlepszym wydaniu.

Rambo 2 (1985), reż. George P. Cosmatos (wygrana)

Bunt Johna Rambo przeciwko decydentom w krawatach, głupim policjantom i propagandowej machinie amerykańskiego kapitalizmu zawsze był kryształowo czysty. Wręcz można tego legendarnego dla kina akcji bohatera posądzić o sprzyjanie socjalistom, lewakom i wszelkiej innej maści zielonym. Ta krytyka władz USA i narzędzi egzekwowania społecznego posłuszeństwa niekoniecznie więc musiała się spodobać, a w drugiej części jest tych antagonizujących wątków sporo, dodatkowo szerzej niż w Pierwszej krwi twórcy wprowadzają problem wojny w Wietnamie. Pod tym względem zrozumiałbym reakcję mainstreamu, żeby wyśmiać problem, a filmowi, który go podnosi, dać Złotą Malinę. Jeśli zaś chodzi o jakieś różnicowanie, że jest to najgorszy Rambo albo którykolwiek jest lepszy od tego czy innego, to takie rozważania traktuję jako bezsensowne. Każda część Rambo jest podobna do całej reszty. To opowiadanie wciąż tej samej historii w podobnym stylu i za pomocą podobnych sposobów formalnych. Zmieniają się jedynie nieco środki techniczne (na lepsze) ze względu na czasy kręcenia poszczególnych części. Przyznanie więc Maliny którejkolwiek z części jest wyrazem albo złośliwości, albo niezrozumienia konwencji tego typu kina akcji, co ważne, z Sylvestrem Stallone’em w roli głównej.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA