search
REKLAMA
Zestawienie

Superbohaterowie, CGI, LGBT… 10 TRENDÓW zmieniających KINO i TELEWIZJĘ w ostatniej DEKADZIE

Filip Pęziński

7 stycznia 2020

REKLAMA

Część 2. Jak chcieliśmy oglądać

Streaming

streaming

Chociaż Netflix – swoisty symbol wszystkich mediów streamingowych – powstał już w 1997 roku, to przez wiele lat tego typu usługi pozostawały czymś (szczególnie poza USA) niespecjalnie interesującym czy choćby zauważalnym. Wszystko zmieniło się w 2013 roku, kiedy Netflix udostępnił (cały!) liczący 13 odcinków serial House of Cards. Produkcję na najwyższym telewizyjnym poziomie, tworzoną przez Davida Finchera, ze stojącym przed kamerą, wtedy jeszcze absolutnie topowym Kevinem Spaceyem. W ten sposób zakończyła się era telewizji, gorączkowego czekania na kolejne, cotygodniowe odcinki często przerywane blokami reklam. Dziś streaming jest powszechny – mało kto wyobraża sobie wieczory bez Netflixa, HBO GO, Amazon Prime Video, Hulu czy nawet rodzimego Playera. W 2019 roku swoją własną platformę utworzył potężny Disney (Disney+), a na rok kolejny ten sam ruch planuje Warner (HBO Max). Jeśli ostatnie 10 lat to czas streamingu, to kolejne z pewnością upłyną jako streamingowa wojna gigantów.

Odmładzanie na ekranie

odmładzanie-na-ekranie

Nie jest to wymysł mijającej dekady (warto wymienić chociażby niezbyt fortunny zabieg w X-Men: Ostatnim bastionie z 2006 roku), ale nie da się nie zauważyć, że w ciągu ostatnich lat po pierwsze mocno się spopularyzował, po drugie zaczął naprawdę specom od efektów specjalnych wychodzić. Głównie na polu tym działa Disney, testując technologię na kolejnych odcinkach filmów z uniwersum Marvela (ostatnio w imponujący sposób odmładzając m.in. Samuela L. Jacksona w Kapitan Marvel), po drodze w piątych Piratach z Karaibów, a w tym roku także w Gwiezdnych wojnach. Ten rok przyniósł także Bliźniaka, w którym Will Smith zmierzył się z… odmłodzonym Willem Smithem. Powoli cyfrowy lifting przenosi się też do tak zwanego kina wysokiego, czego przykładem może być Irlandczyk Martina Scorsese. Ten tytuł jednak udowodnił, że przed twórcami jeszcze długa droga do osiągnięcia technicznej perfekcji.

Aktorstwo zza grobu

aktorstwo-zza-grobu

Znów absolutnie nie wymysł naszych czasów (spójrzmy na Gladiatora czy Kruka), ale dzięki rozwojowi efektów komputerowych coraz częściej ostatnio wykorzystywany zabieg nazwany przez jednego z naszych dawnych redaktorów „aktorstwem zza grobu”. Czy to na skutek śmierci członka ekipy aktorskiej przed ukończeniem pracy nad filmem czy też – mam wrażenie – zwyczajnej zachcianki, twórcy coraz częściej decydują się na wykorzystanie nowoczesnej technologii, by na ekranie pożegnać przedwcześnie zmarłą gwiazdę. Na pewno trzeba wymienić tu siódmą odsłonę Szybkich i wściekłych, gdzie rolę tragicznie zmarłego Paula Walkera dokończono dzięki archiwalnym nagraniom, dublerom w postaci braci aktora i oczywiście potężnemu wsparciu komputera. Także z archiwalnych nagrań złożona została rola Carrie Fisher jako Generał Organy w produkcji Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie. Krok dalej poszedł Gareth Edwards w filmie Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie, który całkowicie cyfrowo wykreował na ekranie zmarłego w latach 90. Petera Cushinga. Wartą odnotowania i chyba najmniej kontrowersyjną decyzją było ułożenie wszystkich linii dialogowych Pana Bulwy w Toy Story 4 tak, by można było w całości odtworzyć je z nagrań poprzednich części. Wcielający się w oryginale w postać Don Rickles zmarł bowiem w 2017 roku.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na "Batmanie" Burtona, "RoboCopie" Verhoevena i "Komando" Lestera. Miłośnik filmów superbohaterskich, Gwiezdnych wojen i twórczości sióstr Wachowskich. Najlepszy film, jaki widział w życiu, to "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj".

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA