Śmiertelnie GŁUPIE filmowe ZGONY
Jack Harmon (Mission: Impossible)
Połowa widzów długo głowiła się nad logiką tego filmu. A gdy okazało się, że reżyser zadrwił sobie zarówno z nich, jak i z Tomcia C., tworząc iście kolorową zabawę kinem i jego regułami, to uznali, że jest po prostu zły. Naprawdę złe są tu jednak poszczególne kasacje niektórych bohaterów, ze szczególnym wskazaniem na Jacka. Co zabawa konwencją, to zabawa konwencją, ale w tym przypadku De Palma się zagalopował. Na domiar złego, w przeciwieństwie do pozostałych członków ekipy, pokazał nam ten zgon w całej okazałości. Ten komputerowy geniusz najpierw więc pozwala sobie na zhakowanie własnego systemu (-20%), następnie nie potrafi przeciąć cienkiego kabelka grubym nożem (-30%), a gdy przychodzi co do czego, to zamiast wykonać dowolną kombinację ruchów ratujących własny zadek, on uparcie gapi się na narzędzie (właściwie co to w ogóle jest za wihajster?), które za chwilę odbierze mu życie (-50%). Zero – bo tyle nam zostało – to współczynnik ilorazu inteligencji tej sceny. Impossible nabiera tu całkiem nowego znaczenia.
Adam Miauczyński (Nic śmiesznego)
„Chciałyśmy tylko, żeby było śmiesznie…” – ten cytat podsumowuje scenę śmierci Adasia. Jednak śmiesznie rzecz jasna nie było, bo jego życie to przecież nic śmiesznego. Było za to bardzo głupio umrzeć Adasiowi w taki sposób – zapewne myślał, że kipnie na kiłę od bzykania tych wszystkich panienek. A tymczasem zabił go… kalosz. Ironicznie („no, cholernie”) jest to jednak śmierć głupia tylko, jeśli idzie o sam sposób zejścia, które ogółem do filmu pasuje jak ulał, a przy tym jest bardzo oryginalna (znacie kogoś innego, kto zginął w podobnych okolicznościach?). Ale jakby na to nie patrzeć, jest głupio – tym bardziej, że ma to miejsce „na wygnaniu, w mieście Łodzi, gdzie nawet bieganie psom szkodzi…”.
Evan Lewis (Oszukać przeznaczenie 2)
Seria filmów o oszukiwaniu przeznaczenia to właściwie filmowy odpowiednik tej listy. Tam niemal wszystkie zgony są tak głupie i nieprawdopodobne, że można by o nich książkę napisać. Na miano reprezentanta całego cyklu zasługuje jednak Evan z części drugiej, czyli ten dzieciak, co był z matką u dentysty. Czemu on? Bo gdy pozostałe postaci z reguły nie chcą umierać i pragną śmierci uciec, Evan jest… był żywym dowodem na zupełnie odwrotne działanie. Po długiej i nerwowej scenie u wspomnianego stomatologa, kiedy wszyscy są przekonani, że Evan zobaczy światełko w tunelu, siedząc na fotelu z rozwartą paszczą… nic się nie dzieje. I pewnie nic by się nie stało i potem, gdyby nie próba ratowania Evana. Oto dzielny szeryf i główna bohaterka biegną w jego stronę, ostrzegając przed gołębiami. Evan zauważa ich, zauważa też gołębie i… płoszy ptaki, ginąc tym samym na własne życzenie – spada na niego pokaźnych rozmiarów szyba, upuszczona na zasadzie akcja-reakcja. Podstępna śmierć nie miała tu więc praktycznie nic do roboty. Ba, pewnie nawet sama przyglądała się temu w osłupieniu, pukając się w czoło kosą.
Donald Gennaro (Park Jurajski)
Prawnik i tchórz. I to w zupełności wystarczy, żeby uznać jego śmierć za konieczną i uzasadnioną. Inna sprawa, że nawet tchórzliwi prawnicy potrafią ginąć godnie i z honorem (Google → John Grisham). Donald jest wśród nich wyjątkiem, bo zginął… siedząc na kiblu w publicznej toalecie, gdzie został… pożarty przez dinozaura. Choć to w sumie nie jego wina, że toalety na wyspie leżącej pośrodku oceanu, po którym szaleją huragany, postanowiono zrobić z kawałka trzciny i bambusa… Tak czy siak głupia sprawa, Donaldzie. Gdybyś jeszcze był sympatyczniejszy…
Jeff Kohlver (Pułapka aka Hard Candy)
Jeff to trudny zawodnik do opisania, bo i śmierć miał jak najbardziej zasłużoną, a wszystko, co przed nią, stoi na wysokim poziomie realizacyjnym. W dodatku Jeff nie dał się bez walki i próby inteligentnego wyjścia z sytuacji. Nie udało się, to trudno. Ale główny problem tkwi w jego przeciwniku – oto Jeff dał się pokonać czternastoletniej dziewojce, która zmusiła go nawet do tego, aby sam uczynił ostatni krok w stronę śmierci. I nawet jeśli dziewuszka była „cfana”, dobrze przygotowana do konfrontacji i miała moralne podstawy po swojej stronie, to, do cholery, miała 14 lat i była drobniutka jak maczek! Nic nie może więc przesłonić faktu, że Jeff po prostu schrzanił sprawę i sam sobie zgotował ten los. Normalnie Die Hard, Candy.
Karl (Szklana pułapka)
Podobne wpisy
A skoro już przy tym jesteśmy, to złammy na moment alfabetyczną kolejność (dzięki, polskie tłumaczenie!) i weźmy na tapet klasykę kina akcji. Śmierć Karla to bowiem równie klasyczna przesada. Zwłaszcza że wszystko w tym filmie ma swoje miejsce i podane jest w odpowiednich dawkach, a ramy konwencji sprawiają, że łykamy bez najmniejszego bólu nawet największe luki scenariusza. Dlaczego? Ponieważ film ma ręce, nogi i zrealizowany jest konsekwentnie od początku do… śmierci Karla. Można bowiem uwierzyć w McClane’a ratującego się za pomocą węża strażackiego czy rozwalającego pół budynku materiałem C-4 i monitorem od komputera. Śmierć Karla jest jednak twórczym zagalopowaniem się i przy całej reszcie wypada bladziutko. Karl przez pół filmu polował na McClane’a i w końcu przegrał z dzielnym policjantem w honorowym mano a mano. I tak też zginąć powinien. Zmartwychwstanie, jakie zaserwowali nam filmowcy – po długim wiszeniu wysoko nad ziemią na łańcuchu i ociekaniu krwią – jest więc niczym innym, jak przejawem złego smaku i czystej krwi głupotą realizacyjną. A może winno się zmienić tytuł na Karl Hard?