SEN CZY JAWA? 10 filmów oderwanych od rzeczywistości
Truman Show (1998), reż. Peter Weir
Podobne wpisy
By stworzyć symulację, nie potrzeba do tego jedynie komputera i najnowszych technologii. Równie dobrze można ją zaaranżować. Truman od urodzenia jest częścią spektaklu, o którego istnieniu nie ma bladego pojęcia. W imieniu bohatera (true man) kryje się zatem prawda niedostrzegalna przez niego samego. To nie jest prawdziwy człowiek, tylko wykreowany ideał, którego chcielibyśmy oglądać i z którym chcielibyśmy się identyfikować. Metafora Petera Weira jest aż nadto czytelna – życie to teatr, reżyser spogląda na wszystko z góry, każdy ma swoją rolę do odegrania i maskę do założenia, nie każdy jednak wie, w czym uczestniczy.
Mroczne miasto (1998), reż. Alex Proyas
W tym mrocznym SF sprzęgniętym z czarnym kryminałem rzeczywistość jest manipulowana przez tajemniczych nieznajomych, siłami i możliwościami przywodzących na myśl inteligentów z kosmosu. Pod osłoną nocy wszystko zostaje wstrzymane w celu implikowania ludziom dowolnych wspomnień. Rola pamięci w tej historii jest kluczowa. Paradoksalnie to właśnie człowiek cierpiący na amnezję może okazać się bohaterem tego świata.
Trzynaste piętro (1999), reż. Josef Rusnak
Feralną trzynastką określany jest numer piętra, na które nie trafi się windą. Przesądni projektanci drapaczy chmur woleli, by z piętra dwunastego trafiać od razu na czternaste. Filmowe symulacje tworzone są jednak właśnie na trzynastym piętrze. Być może chciano w ten sposób wskazać paradoks całej hipotezy symulacji, która traktując o odrealnieniu, sama jest odrealnieniem? Nie dowiemy się tego, póki nie zdecydujemy, w którym świecie czujemy się lepiej – w obecnym czy wirtualnym.
eXistenZ (1999), reż. David Cronenberg
Cronenberg bardzo dosłownie podszedł do tematu postępu w tworzeniu coraz to bardziej realistycznych gier. W jego wizji przyszłość graczy zapowiada się wyjątkowo… obrzydliwie. Powstaną organiczne konsole, do których za pomocą bioportu będziemy mogli podłączyć nasz system nerwowy. W ten sposób faktem stanie się odwieczne marzenie – niemożliwa do odróżnienia, namacalna, acz wciąż wirtualna rzeczywistość. Zawierająca jednak ten sam bagaż pytań i wątpliwości.
Matrix (1999), reż. Larry i Andy Wachowski (obecnie Lana i Lilly Wachowski)
Haker Neo chwytający ze swej półki egzemplarz książki Symulakrów i symulacji to pierwsza istotna sugestia dotycząca drogi, jaką przemierzy bohater. Będzie ona prowadzić wprost przez króliczą norę, poprzez spotkanie z samym Morfeuszem – bogiem snu. Finałem jest jednak nirwana i otwarcie oczu na przytłaczającą prawdę. Łyżka nie istnieje. Ludzkość przegrała rywalizację z maszynami i została sprowadzona do roli baterii. Na nasze oczy założona została kotara iluzji. Potrzebny jest mesjasz, by przebudzić ludzi ze snu. Oby tylko wybrał właściwą pigułkę.
Vanilla Sky (2001), reż. Cameron Crowe
Tym razem pytanie o to, czy w przestrzeni panują sen czy jawa, zadaje sobie Tom Cruise. Jego łóżkowe podboje i życiowy hedonizm przerwane zostają na skutek tragedii. Wypadek trwale zmienia jego twarz oraz poczucie rzeczywistości. Sen jest tutaj kojącą sumą pragnień i jednocześnie niebezpieczną pułapką pozbawioną wyjścia. Aż dziw, że jest to jednocześnie odrealnienie z gruntu naturalne, które najczęściej serwujemy sobie sami.
Incepcja (2010), reż. Christopher Nolan
W dawnych kulturach funkcjonowało przeświadczenie o wpływie snu na nasze życie i jego nierozerwalności z rzeczywistością. Wierzono, że człowiek śniący może zyskać wiele odpowiedzi na trapiące go tematy. Co zatem stałoby się, gdyby w jakiś sposób udało się owym snem manipulować? Christopher Nolan w doskonały sposób wykorzystuje metaforę snu jako tajemniczego obszaru zapomnienia, zamykając widza w intrygującym labiryncie znaczeń.
Powyższa lista oczywiście nie wyczerpuje tematu. Jeśli pamiętasz jakieś godne uwagi filmy balansujące na granicy jawy i snu, wspomnij o nich w komentarzu.