ŻYJĄ, CHOĆ NIE ISTNIEJĄ. Najciekawsze postaci stworzone w motion-capture
ANDY SERKIS – CAESAR
Reboot Planety Małp (2011–2017)
Podobne wpisy
Drugi “małpi” występ Serkisa, ale bynajmniej nie jest to powielenie występu z King Konga. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że Caesar to jeszcze bardziej wymagająca postać niż Kong – tam rola Serkisa sprowadzała się do naśladowania goryli (nic nie ujmując, to nadal kawał tytanicznej pracy), w restarcie Planety małp musiał zaś zaprezentować dużo szersze aktorskie spektrum, bo musiał nie tylko nauczyć się zachowań szympansów, ale też odegrać sporo dramatycznych scen, szczególnie w drugiej części nowej serii. Ukłony należą się również specom od efektów specjalnych, bo zarówno Caesar, jak i inne małpy, choć stworzone całkowicie na komputerze, wyglądają bez mała jak prawdziwe (a orangutan jest wręcz fotorealistyczny). Sukces został osiągnięty między innymi dzięki kamerze, która rejestrowała “punkty” na kostiumach aktorów nawet w świetle naturalnym, dzięki czemu sporo scen mogło zostać nakręconych nie w studiu, ale w plenerze.
MARK RUFFALO – HULK
Filmy z uniwersum Marvela (2012–2017)
Ruffalo to trzeci aktor wcielający się na wielkim ekranie w rolę zielonego monstrum, lecz jako pierwszy z tego grona zagrał nie tylko Bruce’a Bannera, ale samego Hulka. Na planie nosił strój motion-capture, a w momencie interakcji z innymi aktorami również kostiumy mające imitować orientacyjną wielkość wściekłego olbrzyma. To nie pierwszy raz, gdy ruchy Hulka zostały odegrane podczas sesji mo-cap. Podczas produkcji Hulka z 2003 roku odpowiedni kostium przywdział sam Ang Lee i na podstawie jego ruchów tworzono ówczesny model postaci. Przy Avengers można było pójść jeszcze dalej; zarejestrować grę twarzą Marka Ruffalo i wymodelować Hulka tak, by przypominał go w każdym aspekcie. Rzeczywiście się to udało, a monstrum w obu częściach Avengers i w zbliżającym się Thor: Ragnarok wygląda zdecydowanie najlepiej w historii swoich występów na małym i dużym ekranie.
BENEDICT CUMBERBATCH – SMAUG
Filmy z serii Hobbit (2012–2014)
Mogę sobie tylko wyobrazić, jak miękkie były kolana fanek Cumberbatcha, kiedy usłyszały jego głos podczas seansu drugiego Hobbita. Smaug nie tylko przemawia tubalnym i złowieszczym głosem Benedicta, ale również porusza się tak, jak robił to na planie aktor. Oglądając materiały z sesji motion-capture, nie sposób nie zwrócić uwagi nie tylko na niezwykłą plastyczność twarzy Cumberbatcha, ale i na jego zaangażowanie w odwzorowywanie smoczych ruchów – miota się, rzuca i pełza po całym planie jak w transie. Myślę, że nie będzie przesadą stwierdzenie, iż sceny ze Smaugiem były przez fanów najbardziej oczekiwane w całej filmowej adaptacji. Postawienie na technikę motion-capture i obsadzenie Cumberbatcha w roli smoka okazało się strzałem w dziesiątkę i świetnym sposobem, by miłośników Tolkiena nie rozczarować.
Odnotujmy w tym miejscu, że aktor wcielił się też w inną wykreowaną na komputerze postać – Nekromantę. W tym przypadku mniej ekspresji, a więcej gry głosem. Kolana miękną coraz bardziej.
ALAN TUDYK – SONNY
Ja, robot (2004)
Na planie filmu z Willem Smithem Tudyk odnalazł świetną równowagę między zachowaniem cech robota i jednoczesnym nadaniem mu ludzkich cech i emocji. Wyraża się to chociażby w spojrzeniu, ale i reakcjach; niby mechanicznych, a jednak bardzo zbliżonych do tego, jak zachowałby się człowiek. Bez problemu można mu uwierzyć, gdy mówi, że ojciec próbował uczyć go ludzkich emocji. Czuć, że nie jest to dla niego chleb powszedni, aby wykrzesać z siebie coś poza mechanicznym sposobem bycia, i tym bardziej łapie to za serce. Tudyk niewątpliwie wykorzystał doświadczenia wyniesione z planu Ja, robot podczas produkcji Łotra 1, gdzie wcielił się w droida również przejawiającego zachowania bardzo ludzkie, a którego wielu widzów uznało za najlepszego bohatera całego filmu.
Ciężka praca wymienionych wyżej aktorów zasługuje na podziw i szacunek. Choć w zestawieniu dominuje Andy Serkis, to warto pochylić się nad wysiłkiem całej grupy, bo trzeba naprawdę dużych umiejętności, aby ruchem i mimiką wykreować komputerową postać tak doskonale zintegrowaną z otoczeniem. Bohatera, o którym się wręcz nie myśli, że jest nieistniejącą tak naprawdę istotą, funkcjonującą jedynie na ekranie. Wielu twierdzi, że taki występ zasługuje na nominacje oscarowe w tym samym stopniu, co tradycyjne granie ludzkich postaci. Kto wie, być może rzeczywiście ci, którzy na ekranie przybierają inną twarz niż własna, doczekają się w przyszłości tak znamienitych wyróżnień.
korekta: Kornelia Farynowska