Ostatnie miejsce nie oznacza jakiejś wielkiej porażki. Teoria wielkiego podrywu przez wszystkie sezony podtrzymywała pewien – dla wielu kobiet zapewne krzywdzący – stereotyp, że piękno zewnętrzne, cielesne nie idzie w parze z inteligencją. Otóż w tym przypadku idzie. Bernadette może i była kelnerką, ale finalnie zrobiła doktorat z mikrobiologii. Nie jest może tak kreatywna jak Leonard czy Sheldon, lecz umówmy się, że oni są poza zasięgiem kogokolwiek, bez względu na płeć. Poza tym jest najsłabsza z tej całej naukowej kamaryli pod względem autentyzmu jej niedostosowania społecznego. Scenarzyści powierzyli jej również najmniej śmieszne żarty. Odgrywa raczej rolę wspierającą, niż podtrzymuje całą fabułę. Jej związek z Howardem wnosi wraz z kolejnymi sezonami dużo społecznej normalności do fabuły serialu. Polacy mogą nie być zadowoleni z tego, w jaki sposób traktuje się jej pochodzenie. W serialu dość zjadliwie wypowiada się o nim Howard, łącząc je z zaściankowo rozumianym katolicyzmem. Generalnie często zdarza się, że traktuje swoją żonę protekcjonalnie, sugerując na przykład, że powinna „przystrzyc krzaczek”. A przypieczętowaniem tego cynizmu jest sugestia, że rodzice Bernadette mieli na imię Adolf i Ewa.
Postać wręcz epizodyczna, służąca za humorystyczny przerywnik w perypetiach głównych bohaterów. Jest jednak ważnym elementem świata przedstawionego, bez którego nasi ulubieńcy nie rozwinęliby tak przebogatej wyobraźni. Stuart jest właścicielem sklepu z komiksami w Pasadenie. Nie powiodło mu się jako rysownikowi, więc musiał w jakiś sposób sobie to największe życiowe niespełnienie zrekompensować. Czy więc da się nazwać go przegrywem? Z serialu można tak wywnioskować, bo w relacjach damsko-męskich Stuart również nie jest biegły. Problemy finansowe wymienia na problemy emocjonalne. Jego postać śmieszy, czasem jednak wzrusza i zadziwia – w końcu okazuje się, że ktoś może być takim frajerem, a jednak odnaleźć miłość.
Z kim mógłby się związać Sheldon, którego nawykły do porządku umysł planuje nawet dni i godziny stosunków seksualnych z żoną? Oczywiście z kimś podobnym. Ktoś, kto wytrzyma z Sheldonem, musi cechować się heterowatością z najwyższej półki. Amy taka jest. Grubiańska, skłonna do refleksji nad humanistyką jak drwal nad zegarmistrzostwem, natomiast w przedziwny sposób zdolna do zaakceptowania profesora Protona – Sheldon od czasu do czasu się z nim kontaktuje. Na Amy można patrzeć dwojako. Po pierwsze jak na literalnie zgodny z współczesnym dążeniem feministycznych nurtów w kinie obraz kobiety, której cechy płciowe w żaden sposób nie są podkreślone, a zatem nie mogą być źródłem niewybrednych męskich żartów i wykorzystywania seksualnego. Po drugie jak nieakceptowany przez obrońców praw kobiet chodzący stereotyp kobiety inteligentnej, która nie może być ładna, a wręcz musi być męska. To chyba jeszcze gorszy typ myślenia – brzydka i genialna równocześnie kobieta zdradza więcej cech męskich niż przeciętna reprezentantka płci żeńskiej.
Z Rajeshem łączą mnie (czasami) wzdęcia – rozumiem doskonale jego problemy gastryczne. Poza tym niesamowicie dowcipnie działa na jego postać hinduskie pochodzenie. Ma kompleks bycia Hindusem, zwłaszcza bogatym. Kiedy towarzystwo sądzi, że wychował się w biedzie, jest mu lepiej. Dziwactwo, prawda? Wynika ono z lęku przed ludźmi. Pozostaje jeszcze w sumie najciekawsza w jego osobowości skłonność do nadużywania alkoholu. Raj przez długi czas nie był zdolny do werbalnego porozumiewania się z obcymi kobietami, jeśli wpierw się nie napił. Przeszło mu to na dość długo, aż sprawa wróciła, kiedy poznał Anu. A tak na marginesie, zastanawiam się, czemu twórcy serialu nie wmanewrowali go w stały i udany związek z dziewczyną z zupełnie innego kręgu kulturowego. Byłoby to źródło nieco zaniedbanych w późniejszych sezonach Teorii wielkiego podrywu etnicznych żartów z brodą.