OPOWIEŚCI O ZŁYCH LUDZIACH. 5 najlepszych filmów Stanleya Kubricka
Żaden z reżyserów nie ma monopolu na kręcenie arcydzieł. Kubrick jednak znalazł sposób na tworzenie filmów w większości dobrych, co nie oznacza, że mistrzowskich. Po prostu zrobił ich w ciągu swojego życia mało i w większości były to adaptacje. Pośród nich są prawdziwe kinematograficzne perły, ale i produkcje nieco przereklamowane (np. Lolita, Dr Strangelove, Ścieżki chwały), uznane po latach za dobre tylko dlatego, że widzowie oraz krytycy bali się przyznać, że reżyser tak w ich mniemaniu odkrywczej 2001: Odysei kosmicznej mógł popełnić coś gorszego, nudnego albo po prostu niewytrzymującego próby czasu. Co mógł stworzyć Kubrick, gdyby nie umarł dokładnie dwadzieścia lat temu? Mam nadzieję, że chociaż jeszcze jeden film na miarę tych pięciu najdoskonalszych, które z przyjemnością wspominam poniżej, nie uciekając równocześnie od zaznaczenia, że są wśród nich lepsze i gorsze.
5. 2001: Odyseja kosmiczna (1968)
Kosmos jest cichy, wręcz niemy, a człowiek w nim ginie łatwo i bez żadnych dźwięków. To, co po nim ma szansę zostać, to nieśmiertelne maszyny zrodzone z naszej haniebnej i skłonnej do krwiożerczych podbojów natury. Wniosek ten dotyczy również wszelkich innych kosmicznych gatunków (jeśli istnieją, są podobne do nas, bo materia organiczna zawsze dąży do ślepej i ekspansywnej replikacji). Na moje potrzeby taka właśnie interpretacja Odysei w zupełności wystarcza, zwłaszcza że w ciągu ostatnich, powiedzmy, 10 lat przeczytałem interpretacje tego dzieła Kubricka w ilości mnie szczerze zaskakującej, a i o zadziwiająco daleko posuniętej abstrakcyjnej nadinterpretacji treści filmu. Niektórych zbyt natchnionych krytyków naprawdę odesłałbym po prostu do książki Arthura C. Clarke’a oraz kilku dziedzin nauk szczegółowych (fizyki, kosmonautyki). Nie mam wątpliwości, że Odyseję należy znać. To swego rodzaju dobro kulturowe, z pewnością poszerzające świadomość. W stosunku do innych dzieł reżysera nie należy jej jednak bezkrytycznie przeceniać oraz doceniać tylko i wyłącznie ze względu na ówczesną (1968) nowatorskość. Mijają lata, a my wiemy o technice i kosmosie coraz więcej, przynajmniej tyle, żeby zweryfikować jako wysoce prawdopodobną np. teorię Raya Kurzweila o stopniowym zbliżaniu się ludzkości do tzw. osobliwości technologicznej. Wyobrażenie przełomowości produkcji Kubricka niespiesznie kruszy czas i zmiany w sposobie wprowadzania widza w treść filmów w ogóle. Abstrahując od ciekawego zlepku teorii filozoficznych, humanistycznych i technicznych, film wydaje się zbyt przytłoczony muzyką poważną i bardzo długimi ujęciami, w których forma nie uzasadnia treści, a już na pewno nie szybkości percepcji obrazu i tzw. następczych wyobrażeń na jego temat u współczesnego widza. A do tego ta nieco sztubacka gra aktorów.
4. Spartakus (1960)
Podobne wpisy
O taką właśnie ponadczasowość mi chodzi – której nie zakwestionuje czas albo po prostu zwykły postęp techniczny w życiu codziennym. Naszą historyczną przeszłość znamy, niezależnie od pojawiających się co jakiś czas zaciemniających interpretacji dziejów ze względu na ideową proweniencję interpretatorów. Owej ponadczasowości nie posiada Odyseja kosmiczna, dlatego że pokazuje efekt działania ludzkiej wyobraźni, który jeszcze nie ma bądź nigdy nie będzie miał pokrycia w faktach. Strategię Kubrick obrał znakomitą – nakręcenie adaptacji jest łatwiejsze niż wymyślenie od zera wciągającej historii. Tak jest w pewnym sensie z Odyseją (pomysły z opowiadań Artura C. Clarke’a i wspólne z nim pisanie scenariusza) oraz ze Spartakusem (jak i ze wszystkimi innymi tytułami w tym zestawieniu), który na dodatek opowiada o postaci historycznej. Odyseja jest wielkim dziełem filmowym z natury swej nieodpornym na zmiany technologiczne w cywilizacji człowieka i związane z tym poszerzanie się naszego krytycyzmu w stosunku do tego, co niegdysiejsze. Spartakus zaś jest nieco awanturniczą historią o tragicznym bohaterze (Kirk Douglas), który w sposób klasyczny odwołuje się do moralnych archetypów. One były, są i będą niezmienne w sensie ogólnym, zmieniać się będzie natomiast tylko ich tzw. hermeneutyka (np. pochodzenie od jakiegoś boga). Stąd nienowatorska ponadczasowość Spartakusa zamknięta w konwencji filmu przygodowo-historycznego. Można wytykać Kubrickowi niezgodność z faktami, a więc m.in. to, że gladiator Spartakus nie został ukrzyżowany, tylko zginął podczas bitwy z wojskami Marka Krassusa. Nie można natomiast snuć wielkich teorii filozoficznych na temat całości filmu i to go ratuje przed nadinterpretacjami, byciem przedmiotem naukowych analiz publikowanych w niszowych wydawnictwach uniwersyteckich, a także rozlicznych artykułach, w których autorzy dwoją się i troją, żeby tylko dać radę odpowiedzieć, co ten enigmatyczny Kubrick miał faktycznie na myśli w Odysei.
3. Mechaniczna pomarańcza (1971)
Tak wyszło, że Odyseja kosmiczna jest swego rodzaju punktem odniesienia dla reszty filmów w tym zestawieniu. Dzielą ją od Mechanicznej pomarańczy zaledwie trzy lata. Może też dlatego Kubrick jeszcze nie miał dość muzyki poważnej jako ścieżki dźwiękowej (Beethoven) i wykorzystał ją aż z taką intensywnością. W tym przypadku nie ma tak mocnego rozdźwięku między dźwiękiem a treścią obrazu. Jego brutalizm jest równoważony przez muzyczny patos, czego nie można powiedzieć o podobnym zestawieniu w Odysei kosmicznej. Beethoven przydaje się nawet w terapii zdeprawowanego Alexa DeLarge’a (Malcolm McDowell), który dla Kubricka jest przykładem człowieka złego, ale zmuszonego terapią do bycia dobrym. W istocie główny przekaz książki Anthony’ego Burgessa został w filmie zachowany. Poza krytyką istnienia systemów penitencjarnych funkcjonujących nie po to, żeby resocjalizować, ale po to, by utrzymywać przestępców w gotowości do popełnienia kolejnych zbrodni, reżyser rzucił widzowi prosto w twarz kontrowersyjne filozoficznie, moralnie i religijnie pytania: Czy istota ludzka, którą zmusi się do czegokolwiek, co nie tkwi w jej naturze (z byciem dobrym włącznie), może się zmienić? Czy brak wyboru leczy znajdujące się w człowieku zło? Czy wreszcie w życiu mamy jakiś wybór, a więc możemy być autentycznie dobrzy? Odpowiedź wydaje się oczywista, gdy spojrzymy na poglądy Kubricka na temat człowieka w ogóle. Pojawiają się one w twórczości reżysera stopniowo, z każdym filmem zbliżając się ku nieubłaganej kulminacji, która następuje w 1999 roku. Ludzie są znakomitym materiałem na książki i filmy, ponieważ ich natura jest amoralna i skłonna do zadawania gwałtu wszystkim innym dookoła. Zanim jednak całość naszego gatunku utopi się we własnej skłonności do niszczenia, pozostaje robić coś bardzo, ale to bardzo ważnego – „pieprzyć się”. Ale to za chwilę. Najpierw niech zalśni psychotyczny Jack Nicholson.