search
REKLAMA
Ranking

Najlepsze filmy lat 80.

Rafał Oświeciński

18 września 2012

REKLAMA

 

 

 

Wstęp i miejsca 100-76

75- 51

50- 41

40- 31

30- 21

20- 11

10- 1

SUPLEMENT DO RANKINGU

 

 

50. Człowiek słoń / The Elephant Man (1980)

 

reż. David Lynch

Najsmutniejszy film świata, piękny, ale niesamowicie depresyjny portret ciężko zdeformowanego przez chorobę człowieka. Forma przedstawienia tej historii idealnie współgra z treścią. [paj]

Nietypowy jak na Davida Lyncha film. Nietypowy w znaczeniu – zbyt “normalny”, mainstreamowy. Ale mimo to, można już odczuć tutaj charakterystyczną dla Lyncha lekką atmosferę oniryzmu, czy to w samej postaci zdeformowanego przez chorobę Johna Merricka czy w grupie cyrkowych odmieńców, wśród których znajdzie się tytułowy bohater. Czarno-biała forma, czerpiąca z niemieckiego ekspresjonizmu również wprowadza tutaj pierwiastek niesamowitości. Siłą filmu są przede wszystkim emocje oraz ciepło i optymizm, których paradoksalnie więcej jest w tej tragicznej historii niż smutku i melancholii. Finałowa scena z “Adagio for Strings” Samuela Barbera jest jedną z najpiękniejszych jakie dane mi było zobaczyć. [patyczak]

Film, którym David Lynch otworzył sobie drogę do kariery zachwyca przede wszystkim skrupulatnością, z jaką został zrealizowany. „Człowiek słoń” dzieła jak skomplikowany mechanizm, w którym każdy z tysięcy trybików wprowadzany jest w ruch w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Dzięki temu opowieść o Johnie Merricku na zamian wzbudza nasze współczucie i odrzuca nas, stawia nas w pozycji katów oraz nakłania do identyfikacji z ofiarą. Tym samym, Lynch doskonale oddaje ambiwalencję towarzyszącą postaci tytułowego bohatera. Niezwykle inteligentne i sugestywne kino. [Fidel]

https://www.youtube.com/watch?v=ye4YTZOq2fk&feature=player_detailpage

 

49.  Sens życia wg Monty Pythona / Monty Python’s The Meaning of Life (1983)

 reż. Terry Gilliam, Terry Jones

Ostatni pełnometrażowy film przezabawnych i genialnych Anglików. Może nie tak genialny jak dwa poprzednie filmy, ale dalej to rozrywka i absurdalny humor na najwyższym poziomie. [Lawrence]

 

Choć sens życia to wg Monty Pythona nic specjalnego, jedno trzeba chłopakom oddać – cały ten ziemski padół wraz z historią człowieka w pigułce zdołali świetnie oddać w tej, niespełna dwugodzinnej zgrywie, będącej jednocześnie trafnym, acz mocno ironicznym spojrzeniem na nasze, jakże często bezsensowne przecież żywoty i problemy. Choć można też oczywiście spojrzeć na to wszystko, jak na pozbawiony większego sensu, lecz fajny zlepek mniej i bardziej śmiesznych scen/epizodów/gagów/piosenek. Tak czy inaczej film to pierwszorzędny. [Mefisto]

 

48.  Imię róży / Der Name der Rose (1986)

 

reż. Jean Jacques Annaud

Gwiazdy tego filmu to charyzmatyczny Sean Connery i mroczny średniowieczny klasztor z równie mroczną tajemnicą. Film którego powstania nie wyobrażam sobie w innym okresie niż lata 80. [Sonny Crockett]

 

Ilekroć zagłębiam się w średniowiecznym świecie stworzonym przez Annaud i Eco, nie potrafię się przez kilka dni otrząsnąć z wrażenia uczestniczenia w czymś niezwykłym. „Imię Róży” to za każdym razem zaproszenie do odkrywania mistycznego uniwersum świata ludzkich ograniczeń oraz do refleksji nad ułomnością ludzkiej natury i zarazem jej skłonności do tworzenia rzeczy niezwykłych. [Beowulf]

https://www.youtube.com/watch?v=HD0ouTWozP4&feature=player_detailpage

 

47. Zabójcza broń 2 / Lethal Weapon 2 (1989)

reż. Richard Donner

Sukces pierwszej części przekonał twórców do nakręcenia kontynuacji. Udało się namówić Mela Gibsona i Danny’ego Glovera do powtórzenia swoich ról. Powrócił również reżyser Richard Donner, scenarzysta Shane Black oraz, odpowiedzialni za muzykę, Michael Kamen i Eric Clapton (tym razem pomógł im David Sanborn). W efekcie powstał film co najmniej dorównujący świetnemu oryginałowi. Sequel zawiera bowiem wszystko co najlepsze w pierwszej części i jeszcze więcej. Przede wszystkim zwraca uwagę znaczne rozwinięcie wątków komediowych, głównie (choć nie tylko) dzięki postaci Leo Getza. Pesci jest po prostu genialny w swojej roli i stanowi tu zupełne przeciwieństwo Tommy’ego DeVito z “Goodfellas”. Pochwalić należy również Glovera i Gibsona, ponieważ ponownie stworzyli oni wspaniały duet prawdziwych, choć nieustannie kłócących się, przyjaciół. Cała reszta pozostała bez zmian: świetne tempo, zapierające dech w piersiach wyczyny kaskaderskie, dowcipne dialogi. “Zabójcza Broń II” to po prostu kino akcji z najwyższej półki. [Dirk]

 

46. Sok z żuka / Beetlejuice (1988)

 

reż. Tim Burton

Fascynujący i pokręcony film, z czasów, kiedy Tim Burton faktycznie był oryginalnym wizjonerem. Pod niezapomnianymi stworami i wymyślnym światem kryje się naprawdę śmieszny film, choć nieco mroczniejszy i straszniejszy od typowych komedii. [Huntersky]

Nieokiełzana fantazja Tima Burtona daje o sobie znać. Alec Baldwin i Geena Davis oraz młodziutka Winona Ryder kontra Michael Keaton jako tytułowy Sok z żuka, Żukosoczek,Beetlejuice. Dużo czarnego humoru i świetnej zabawy. [Lawrence]

Zanim Tim Burton wziął się za tworzenie legendy Batmana zrobił niepodrabialną komedię która określiła jego styl. Wielka w tym także zasługa Michaela Keatona który bawi do łez. [Sonny Crockett]

 

 

Fabuła niby stara jak świat – czyli duchy. Ale całość ujęta w tak wspaniałej nowej formie, z tyloma nowatorskimi elementami i rozwiązaniami, że aż się “gęba” sama śmieje 🙂 Zresztą film ten należy już do najbardziej kultowych produkcji tego reżysera i w ogóle do komediowo-horrorowych produkcji kina. SOK Z ŻUKA to także fenomenalna wręcz rola Michaela Keatona (tytułowy Beetlejuice), który wcielając się w nią po prostu przeszedł samego siebie. [Alieen, fragment recenzji]

https://www.youtube.com/watch?v=2hovKm9oFiM&feature=player_detailpage

 

45. Brazil (1985)

reż. Terry Gilliam

Dla wielu to opus magnum Gilliama, który czaruje tu widza wszystkimi swoimi charakterystycznymi sztuczkami. Dla jeszcze innych to najlepsza quasi-adaptacja roku 1984. A pozostali zapewne widzą w nim fajnie zakręconą alegorię na współczesną biurokrację i wielkie korporacje pełne mrówek-niewolnic. I nie ulega wątpliwości, że to wszystko tu jest. Przede wszystkim jednak „Brazil” to wspaniale plastyczna i wielce oryginalna w formie opowieść o potrzebie wolności i sile marzeń. Cudowny mindfuck. [Mefisto]

 

Znany i lubiany Douglas Walker alias Nostalgia Critic, pytany o ulubiony film, wskazał właśnie Brazil. I ciężko się gościowi dziwić. Zdehumanizowany, straszny i śmieszny jednocześnie totalitarny świat widziany oczami nadwrażliwego nieudacznika, okraszony Gilliamowskim ekscentryzmem – wasza wyobraźnia zaczyna pracować? To dodajcie wielkiego samuraja. Główki od lalek. Sympatycznego chirurga zajmującego się lobotomią. Roberta De Niro jako hydraulika-superbohatera. Poddaliście się? Gilliam dotarł do tego punktu. I docisnął pedał gazu. Nie tylko od strony, ekhem, dekoracyjnej, ale również i od strony dramaturgicznej. Dam sobie rękę uciąć(lewą; prawej byłoby trochę szkoda), że większość z was będzie mieć dolną szczęką na podłodze, gdy pojawią się napisy. Za nic w świecie nie chciałbym żyć w takiej dystopii, ale mógłbym ją oglądać na okrągło. Dla Nostalgii Critica ten film to numer jeden. A dla was? 😉 [Phlogiston]

 

Dystopia. Surrealistyczna. Pełna czarnego humoru. Wystylizowanych fantazji. Wodzenia widza za nos. Skłaniania każdego do refleksji nad światem, w którym żyje. Zachęcania do próby wyjścia poza własne ograniczenia i spojrzenia na rzeczywistość z szerszej perspektywy. Ale przede wszystkim diabelnie inteligentna, wciągająca zabawa w kotka i myszkę, w której mistrz Gilliam przeszedł samego siebie. [Beowulf]

Futurystyczna opowieść o urzędniku, który za sprawą pomyłki stał się wrogiem państwa totalitarnego. Absurdalność, groteskowość jak i biurokracja aż „kipi” w tym filmie. Film przestrzega przed wszechobecnym systemem, który może doprowadzić do tragedii jednostki. [cosmic13]

 

 

44.  Blue Velvet (1986)

 

reż. David Lynch

W „Blue Velvet” Lynch po raz pierwszy zaczął pracować z przestrzenią, która jest jego naturalnym środowiskiem. Amerykańskie przedmieścia, mekka jankeskiej klasy średniej. Przystrzyżone trawniki, białe i równiutkie płoty osłaniające róże od słońca, uśmiechnięci sąsiedzi i chłopcy rozwożący gazety – idylla. Lynch zagląda jednak za kulisy przesłodzonego przedstawienia i odnajduje tam potwory. Tworzy film, który z niesamowitym wyczuciem łączy pastelowe wnętrza pozornie nieskazitelnych domów rodzinnych z agresywnymi barwami szalonej i okrutnej rzeczywistości rodem z sennego koszmaru. „Blue Velvet” to film kompletny, hipnotyzujący widza genialną wręcz stroną estetyczną. [Fidel]

 

Tylko Lynch potrafi robić takie filmy. Mroczny, dziwny, brutalny. Wciągająca od samego początku kryminalna historia z wieloma niezapomnianymi scenami, a wykonanie tytułowej piosenki przez Isabellę Rossellini zawsze będzie dla mnie jedynym słusznym wykonaniem. [Azgaroth]

 

 

Lynch kreuje świat niewinności i umownej normalności. Jeffrey odnajdując ucho odkrywa nowy świat, który go wchłania. Morderstwa, porwania, porachunki narkotykowe, korpucja, szantaż, gwałt. To nie figuruje w normach. Ale także, co Lynchowi właściwe, nowy świat rządzi się także swoją osobliwą irracjonalnością i wynaturzeniem. Ludzie go zamieszkujący są przejaskrawieni, chorzy, zdziwaczali, demoniczni. Doznajemy tego w klubie Bena, podczas szaleńczej nocnej przejażdzki, czy podczas upadłej chorej orgii, oglądanej przez szparę w drzwiach szafy. [VVega, fragment recenzji]

43. Zelig (1983)

 

reż. Woody Allen

Oto najgenialniejszy film Woody Allena. Niby komedia, a nikczemnie przenikliwa; w swojej prostocie na tyle prawdziwa, że aż bolesna. Allen śmieszy, czaruje żartami na absurdalnym poziomie, opowiada historię mało poważną, wypada rzec nawet – fantastyczną. Jednak jego kino ma to do siebie, że pod powłoką humorystyczną kryje się gorzka refleksja, głęboka prawda o istocie ludzkiej, bynajmniej śmieszna. Powstały w 1983 roku “Zelig” to, jak się zdaje, zabawa z formą, ot ciekawe ćwiczenie stylistyczne, troche na modłę tradycyjnych parodii filmowych (tutaj wszelkich form dokumentalnych), jak i filmu biograficznego (na przykład “Obywatel Kane”). Jego żart filmowy przybrał jednakże formę poważną, wręcz przerażającą. Woody bez pardonu przyjrzał się nam uważnie. Mówię “nam”, bo to obraz o maskach noszonych na co dzień. Ośmielę się powiedzieć – maskach noszonych przez każdego. [desjudi, fragment recenzji]

 

Jeden z najciekawszych filmów Woody’ego Allena. Zachwyca w nim dosłownie wszystko – od błyskotliwości scenariusza, poprzez niecodzienną formę, na skrupulatności, z jaką mistyfikuje się kolejne ujęcia wpisujące Zeliga w historię przedwojennych Stanów Zjednoczonych kończąc. Nowojorski ekscentryk w najwyższe formie.[Fidel]

 

Możliwe, iż jest to jeden z najbardziej oryginalnych filmów Allena – forma pseudoreportażowa idealnie służy tej historii ludzkiego kameleona, który w zależności od sytuacji zmieniał swoją osobowość. Fantastyczny pomysł na film i fantastycznie zrealizowany. [paj]

Świetny pomysł – nakręcić film dokumentalny o nieistniejącym osobniku, a nawet lepiej – o człowieku, który nie mógłby istnieć. Komizm wynikający z kontrastu pomiędzy poważną formą dokumentu, a postacią Zeliga z pogranicza fantastyki rozwala. I co najważniejsze, “Zelig” to nie tylko komedia, ale i jeden z najmądrzejszych filmów jakie widziałem. Bohater grany przez Allena stanowi po prostu wyolbrzymienie cech, który wszyscy posiadamy. Chcemy być wyjątkowi, ale zarazem być niewyróżniającym się elementem społeczeństwa, bo wyjątkowość oznacza odrzucenie. Między innymi o tym paradoksie opowiada “Zelig”. [patyczak]

 

42.  Pogromcy duchów / The Ghostbusters (1984)

 

reż. Ivan Reitman

Nie mam do Pogromców duchów tak wielkiego sentymentu jak np. do absolutnie perfekcyjnego Powrotu do przyszłości czySzklanej pułapki. Jednak nadal jest to film, który bawi niesamowicie i ciężko nie docenić tego, jak świeży swojego czasu był high-concept stojący za produkcją Ivana Reitmana. Amerykański reżyser, który dzięki Pulpetom i Szarżomrozreklamował talent Billa Murray’a, właśnie w Pogromcach…daje mu szansę zaistnieć totalnie. Odtwarzany przez aktora Peter Venkman jest ironiczny do bólu – ale nieprzeszarżowany. Dodatkowo Murray razem z Aykroydem i Raimsem tworzą wybuchowe trio (a nawet kwartet, w połączeniu z Ernie Hudsonem, w roli definicji filmowego tokenizmu), które świetnie się uzupełnia i wypełnia ekran niesamowitą chemią. Dlatego właśnie, mimo że fabuła nie była najwyższych lotów, to Pogromcy duchów do dnia dzisiejszego pozostają po prostu świetnym filmem rozrywkowym, którego mogą się „wystraszyć” kolejne pokolenia dzieciaków. Ale wszystkie smaczki wyłapią dopiero starsi widzowie. [Gamart]

 

 

Ta specyficzna mieszanka komedii, horroru i science-fiction należy już do klasyki, a w pewnych kręgach dzierży status obrazu kultowego. Nie sposób nie zgodzić się z tym twierdzeniem. “Ghostbusters” mają w sobie magię, która odżywa podczas każdego seansu – cały czas towarzyszy widzowi nastrój doskonałej zabawy. Pomimo ponad dwudziestu lat na karku obraz trzyma się świetnie i bawi kolejne pokolenia widzów. Zresztą wiecie, bo zapewne widzieliście “Ghostbusters”. Nie zaszkodzi jednak zaserwować go sobie po raz kolejny. Dobre filmy można oglądać w nieskończoność. [Dirk, fragment recenzji]

 

41. W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju / Christmas Vacation (1989)

 

reż.  Jeremiah S. Chechik

Jedyny sequel na mojej liście – wyjątek, na który zdobyłem się z dwóch powodów. Po pierwsze nie jest to sequel czystej wody, a raczej – podobnie jak wszystkie filmy spod szyldu „W krzywym zwierciadle” – twór autonomiczny, który jedynie wykorzystuje te same postaci (na przestrzeni lat granych zresztą przez różnych aktorów, więc o konsekwencji nie może tu być mowy) i który spokojnie mógłby powstać bez wcześniejszych odsłon „Wakacji” (powstałych zresztą w tej samej dekadzie, więc tym bardziej nie mam wyrzutów sumienia ;). Po drugie z całej serii regularnie wracam tylko i wyłącznie do tej części – co też mi się raczej nie zdarza przy innych ulubionych cyklach. To nawet nie tyle najlepsza jego część, co po prostu esencja przygód rodzinki Griswoldów, sztandarowa pozycja w dorobku Chevy Chase’a, jak i bożonarodzeniowych komedii (z całym szacunkiem do Kevina czy „Love Actually”). Niesamowity poprawiacz humoru, który jednocześnie bezlitośnie punktuje wszelkie wady i zalety gwiazdkowych tradycji. Tym samym Witaj, Święty Mikołaju w moim TOP 30! Nie taka ciekawa ciekawostka: jedyny film z serii, w którym nie usłyszymy piosenki „Holiday Road”. [Mefisto]

Przyznaję, film ten znalazł się na mojej liście przede wszystkim przez sentyment, ale cóż ja mogę poradzić, że uważam tę prostą jak konstrukcja cepa historyjkę świąteczną za jedną z najlepszych komedii lat 80.? Griswoldowie, każde z osobna i wszyscy razem, to rodzina niezwykle filmowa, kuzyn Eddzie rządzi drugim planem, a są jeszcze kot w pudełku, dziwna galaretka, świąteczny bonus czy cudowna fantazja o półnagiej kobiecie w basenie. Żyć, nie umierać! [Beowulf]

Fabuła może nie stoi na arcy wysokim poziomie. Może humor nie jest wysublimowany. Ale komedia ma przede wszystkim bawić i poprawiać nastrój i tak właśnie jest z tym filmem. Poza tym najlepsza chyba odsłona przygód rodziny Griswoldów. [Gemini]

 

 

Wstęp i miejsca 100-76

75- 51

50- 41

40- 31

30- 21

20- 11

10- 1

SUPLEMENT DO RANKINGU

 

 

 

Ciąg dalszy już wkrótce…

 

Komentarze mile widziane 🙂

 

 

 

 

Avatar

Rafał Oświeciński

Celuloidowy fetyszysta niegardzący żadnym rodzajem kina. Nie ogląda wszystkiego, bo to nie ma sensu, tylko ogląda to, co może mieć sens.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA