search
REKLAMA
Ranking

MIECZ ŚWIETLNY I PISTOLET Z KOŚCI. Najfajniejsza filmowa broń

Jacek Lubiński

28 lipca 2017

REKLAMA

Jak niemal ze wszystkich rzeczy codziennego użytku, tak i z narzędzi służących do zabijania/obrony człowiek z czasem zaczął tworzyć prawdziwe arcydzieła. Wraz z pojawieniem się dziesiątej muzy takich cymesów, które w równym stopniu przerażają swoją siłą, co zachwycają jakością wykonania i przywiązaniem do szczegółów, jedynie przybyło, pokazując, że i w tym temacie ludzka wyobraźnia nie zna granic. Niektóre z kinowych broni doczekały się kultowego statusu, podczas gdy inne znacznie wpłynęły na inne dziedziny życia. Przykładowo wymyślnymi wynalazkami Jamesa Camerona z drugiej części Obcego na poważnie zainteresowała się amerykańska armia. W poniższym zestawieniu skupimy się jednak na prostszych przykładach, głównie (ale nie tylko) broni białej bądź ręcznej, bez zbędnego zahaczania o wymyślne maszyny na pół ekranu (sorry, Arnold). I bez uwzględnienia świata 007, który nadaje się na odrębny artykuł.

ANNIHILATOR 2000

Gliniarz z Beverly Hills 3

Nasz pierwszy zawodnik to broń równie kiczowata i przebajerzona, co cały film. I w przeciwieństwie do niego działa. Jest skuteczna, ale zdradliwa, bo potrafiąca zmylić nie tylko przeciwnika, lecz także użytkownika. Funkcji nawrzucano tam bowiem tyle, że nie wiadomo na czym się skupić i co to w ogóle ma być. Czy to przenośny zestaw kina domowego? Boombox? A może opiekacz na kiełbaski? Cóż, wszystko naraz. Ma to swój urok.

Broń Punktu Widzenia (Point of View Gun)

Autostopem przez galaktykę

Wynalazek opracowany swego czasu przez superkomputer Głęboką myśl na zlecenie gospodyń domowych, które miały dość kończenia każdej możliwej dyskusji z mężami słowami: „Ty po prostu tego nie rozumiesz”. Ta broń zapewnia więc zawsze ostatnie słowo. Wystarczy ten specyficzny… muszkiet wycelować w rozmówcę i strzelić – trafiony natychmiast zaczyna spoglądać na świat z naszego punktu widzenia, przyjmując za pewnik nasze poglądy, a nawet aktualne samopoczucie. Z tym maleństwem argument „boli mnie głowa” po prostu nie może spotkać się z dezaprobatą. Inna sprawa, że to ciut przyciężka, nieporęczna zabawka. No i koszta takowej wysokie, bo to produkt limitowany do zaledwie siedmiu sztuk.

dysk

Tron: Dziedzictwo

Przedmiot, którego głównym zadaniem nie jest obrona bądź atak, tylko przechowywanie danych i doświadczenia danej osoby/bytu. W zależności od modelu jest także kluczem lub, jak kto woli, kartą magnetyczną. Co nie zmienia faktu, że i w walce sprawdza się niezwykle wydajnie. A ponieważ zawsze wraca do właściciela, można traktować go jako taki podkręcony bumerang – okrągły, świecący, niezwykle wytrzymały, z obrotowymi końcówkami. W rękach fachowców śmiertelnie niebezpieczny. Dla wszystkich pozostałych po prostu uber cool dodatek.

garota laserowa

Johnny Mnemonic

Dosłownie jest to tak zwany monomolecular wire, co można tłumaczyć jako jednocząsteczkowy drut do cięcia… cóż, wszystkiego, co popadnie. Posiada też właściwości bicza i można z niego strzelać (acz trzeba wtedy mieć się na baczności). Generalnie jednak to taka zaawansowana technicznie i dalece bardziej efektowna wersja broni znanej jeszcze z czasów starożytnych. Broni prostej, ale bardzo, ale to bardzo zabójczej. Krwistoczerwony kolor mówi zresztą sam za siebie.

Heli Blade

Na skraju jutra

Miecz Rity Vrataski – najpewniej wykonany z helikopterowego wirnika, skąd wzięła się nazwa – jest ciut kuriozalny, bo wydaje się większy od swojej właścicielki. A i waży chyba tyle samo, co ona. W dodatku boska Rita używa go w walce, w której liczą się głównie wystrzelone naboje. Ale i tak robi spore wrażenie, machając tym olbrzymem na boki i wybijając zastępy kosmicznego wroga, który w teorii powinien z takiego „mieczyka” jedynie się naigrywać. I tak też chyba należałoby określić tenże przedmiot – jako nieporęczny, lecz budzący respekt.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA