Groza w częściach, czyli 10 najciekawszych horrorów nowelowych
Nie wszyscy lubią horrory nowelowe. Wszakże nim jakaś historia się zacznie, zaraz musi się skończyć, aby zrobić miejsce dla następnej, a poziom kolejnych epizodów jest zazwyczaj bardzo zróżnicowany. Mimo to jestem zawsze ciekaw filmu, na który składają się różne opowieści. Często jest tak, że takie dzieło stanowi zlepek lepszych i gorszych opowiadań, innym razem całość przypomina bardzo zgrabną konstrukcję, jednolitą i przemyślaną, a jeszcze kiedy indziej tworzy wyjątkowy, niepowtarzalny kolaż, być może zaskakujący nawet ich twórców. Oto dziesiątka najciekawszych przykładów filmowej grozy w częściach, ułożona w porządku chronologicznym.
U progu tajemnicy (1945)
Podobne wpisy
Nie pierwszy horror nowelowy, ale zdecydowanie ten, który stał się matrycą dla późniejszych tego typu produkcji. Zrealizowane przez brytyjskie studio Ealing U progu tajemnicy początkowo niesie przyjemny, sielski klimat angielskiej wsi, aby bardzo szybko dać widzom do zrozumienia, że w obrazie przyjazdu głównego bohatera do posiadłości, którą ma rozbudować, jest coś niepokojącego. Pojawienie się architekta uruchamia zatem ciąg opowieści z pogranicza fantastyki, grozy oraz komedii – w jednej stare lustro zaczyna mieć zgubny wpływ na swojego właściciela, w innej rywalizacja dwóch golfistów ciągnie się nawet po ich śmierci – ale ważniejsza wydaje się historia ramowa, gdzie racjonalizm na nic się zdaje wobec przeczucia nieuchronnej tragedii oraz wiary (albo chociaż akceptacji) w zjawiska nadprzyrodzone. Sam film słynie przede wszystkich z ostatniej noweli, w której pewien brzuchomówca ma poważny problem ze swoją lalką. Nawet po siedemdziesięciu latach od premiery historia ta nadal potrafi wystraszyć.
Czarne święto (1963)
Międzynarodowy sukces Maski szatana sprawił, że Mario Bava w swoim następnym horrorze mógł sobie pozwolić nie tylko na przejście z taśmy czarno-białej na kolorową, ale również udział samego Borisa Karloffa. Trzy historie nie tylko pozbawione są klamry je łączącej (tę zastępują dwie scenki z najsłynniejszym odtwórcą roli potwora Frankensteina zapowiadającym i kończącym film), ale również wspólnej konwencji. Pierwsza nowela, Telefon, w której młoda kobieta terroryzowana jest przez tajemniczy głos w słuchawce, to przykład giallo, włoskiej odmiany thrillera, gdzie przemoc nierzadko połączona jest z tematem seksualnej obsesji. Następny Wurdulak jest bliski wcześniejszemu horrorowi kostiumowemu Bavy – Karloff jest tu zagrażającym swojej rodzinie tytułowym krwiopijcą. Ostatnia opowieść, Kropla wody, straszy bardziej sugestią niż dosłownością, kiedy pewna pielęgniarka okrada niedawno zmarłą kobietę z pierścienia, lecz jeszcze tej samej nocy dręczona jest wyrzutami sumienia, a może nawet czymś więcej.
Bava nie tylko staje na wysokości zadania, kreując w każdej noweli wspaniałą, a jakże inną atmosferę grozy, lecz zwłaszcza wykorzystując kolor w sposób absolutnie nowatorski dla horroru. Niepokój w dużej mierze wynika z barwnego szaleństwa poszczególnych epizodów, stawiając na głowie sposób, w jaki oglądamy te klasyczne (wręcz ograne) historie. Dopiero Dario Argento swoimi Odgłosami (Suspiria) odważy się przebić dokonania Bavy w tym zakresie.
Kwaidan, czyli opowieści niesamowite (1964)
Arcydzieło Masakiego Kobayashiego jest pełną wizualnego przepychu bajką grozy, a właściwie czterema fantastycznymi historiami w konwencji baśniowej. Oparte na spisanych przez Irlandczyka Lafcadia Hearna przekazach z japońskiego folkloru opowieści dotyczą zetknięcia się ludzi z bytami nadnaturalnymi i konsekwencji pogwałcenia zasad konstytuujących oba światy. Bez względu na to, czy oglądamy męża, który wraca po latach do porzuconej żony, ujawnienie tajemnicy spotkania z kobiecą zjawą, próbę ustrzeżenia się przed gniewem duchów pokonanego rodu czy martwego samuraja domagającego się satysfakcji, kara spotka każdego, kto złamie dane słowo bądź naruszy obowiązujący porządek. Nie ma też znaczenia, czy jest się człowiekiem, czy czymś innym. Zjawiskowo wyglądający Kwaidan czaruje oprawą i klimatem, strasząc głównie tych, którzy nie mają problemu z akceptacją estetyki azjatyckiego kina grozy.