10 MUZ X MUZY. Damy dużego ekranu z dawnych lat
Gloria Grahame
Gloria z domu Hallward to swoisty ewenement w Hollywoodzkiej historii i prawdziwy dynamit. Kontrowersyjna i ekscentryczna w życiu prywatnym, nie była typową pięknością. Za to imponowała „jajami”, drapieżną szczerością wizerunku. Wydawała się przystępniejsza i bardziej przyziemna od wielu swoich kreowanych na nieosiągalne bożyszcza koleżanek, dzięki czemu łatwo było jej i w nią uwierzyć. W dodatku zawsze miała złote serce, nawet w tych potencjalnie mniej pozytywnych rolach – jak miało to miejsce w To wspaniałe życie Franka Capry, czyli dopiero jej trzeciej kinowej produkcji, w której jako roztrzepana, słodka blondynka konkurowała z Donną Reed. Choć spodobała się tam publice, studio nie wierzyło w jej potencjał i odsprzedało konkurencji. Szybko udowodniła jednak swoją wartość, zgarniając pierwszą oscarową nominację za Krzyżowy ogień (1947). Przełomem okazała się dla niej jednak fenomenalna Pustka (1950), gdzie u boku Humphreya Bogarta stworzyła kreację totalną i jednocześnie najbardziej osobistą, bo opartą poniekąd na ówczesnym związku z reżyserem filmu, Nicholasem Rayem. Podobnie jak ten kinowy, nie przetrwał on próby czasu, ale uczynił z Grahame jedno z najgorętszych nazwisk w branży.
Swój styl, którego dziś pozazdrościć mogą jej wszystkie feministki, z sukcesem pielęgnowała przez całą kolejną dekadę, występując w takich tytułach, jak niezapomniany Bannion i Bestia ludzka (oba wespół z Fritzem Langiem i Glennem Fordem), cyrkowe Największe widowisko świata, musical Oklahoma!, Za wszelką cenę z Olivią de Havilland, Robertem Mitchumem i Frankiem Sinatrą, Człowiek na linie Elii Kazana czy Makao (ponowne spotkanie z Mitchumem i Jane Russell). W tym morzu dobra dziwić może przyznanie jej jedynej nagrody Akademii za dosłownie parę minut uroczego, ale w żaden sposób ponadprzeciętnego występu w Pięknym i złym z Kirkiem Douglasem, co było ówczesnym rekordem czasowym. Gloria grała aż do początku lat 80., kiedy to pojawiła się w dramacie Melvin i Howard i kiepściutkim horrorze The Nesting. Nie miała jednak szczęścia do kariery, którą niejako zabiła sama, wdając się w związek ze swoim 13-letnim pasierbem. Fakt ten cudem nie przedostał się do prasy, ale sprawił, iż od końca lat 50., które były jej najlepszym okresem, odeszła powoli w zapomnienie, pojawiając się głównie na małym ekranie i/lub w B-klasowych chałturach. Zmarła na raka piersi, mając zaledwie 57 lat. Dwa lata starsza Annette Bening wcieliła się w nią w zeszłym roku w skromnym epitafium dla tej niepodrabialnej persony – biograficznym Film Stars Don’t Die in Liverpool, opowiadającym o romansie Grahame z Peterem Turnerem. [Jacek Lubiński]
Deborah Kerr
Pochodząca ze Szkocji aktorka kina brytyjskiego i amerykańskiego. Uznawana za jedną z najbardziej niedocenianych gwiazd. W latach dziewięćdziesiątych zdobyła BAFT-ę i Oscara, ale były to już nagrody honorowe – za całokształt twórczości. Wcześniej kilkakrotnie ją nominowano do tych prestiżowych nagród, natomiast jej najważniejsze trofeum to Złoty Glob za rolę Anny Leonowens w musicalu Król i ja (1956). Odnosiła sukcesy na West Endzie (Heartbreak House George’a Bernarda Shawa) i Broadwayu (Herbata i współczucie Roberta Andersona). Kino nie miało na nią ciekawego pomysłu, w efekcie czego nie stworzyła tak wyrazistej kreacji, która jednoznacznie wskazywałaby, że jest aktorką wybitną. Ale trafiały jej się występy, które szczególnie po latach wzbudzają podziw i trudno je wyrzucić z pamięci. Bo nawet z pozornie banalnej postaci potrafiła wydobyć głębię. Dla mnie takim jednoznacznym potwierdzeniem talentu Deborah Kerr jest frapująca kreacja guwernantki w brytyjskim filmie grozy W kleszczach lęku (1961) według powieści Henry’ego Jamesa. Zaliczyła wiele dekoracyjnych ról w filmach kostiumowych (np. Ligia w Quo Vadis z 1951), ale najlepiej sprawdzała się w realiach bliższych współczesności, m.in. Stąd do wieczności (1953), Bóg jeden wie, panie Allison (1957), Witaj, smutku (1958), Układ (1969). [Mariusz Czernic]